niedziela, 10 lutego 2013

Dzień SIÓDMY

Odwiedziny bliskich, podobnie jak spotkania z Przyjaciółmi, to najlepszy sposób na... odejście od diety bardzo daleko :-(
I dziś był taki straszny dzień.

Po pierwsze, zjedliśmy tylko dwa posiłki. To źle - powinno się jeść co trzy godziny, ale... małe porcje. My właściwie jedliśmy co trzy godziny, ale każdy posiłek był kilkugodzinny :-)
Po drugie, porcje powinny być małe, a nasze talerze wypełnione po brzegi, do tego deser lodowy... mało miało to wspólnego z dietą :-(

Zatem, śniadanie,  to w moim przypadku łosoś wędzony, tost ciemny z serkiem do smarowania, dwa trójkątne placuszki ziemniaczane. Mąż zaszalał zestawem z jajkami sadzonymi, kiełbaskami z rusztu i smażonym bekonem. Do tego placuszki ziemniaczane. Udało nam się nie zamówić naleśników :-) Ale i tak z restauracji na Polach Mokotowskich wyszliśmy w stanie przesycenia :-)
Mimo ewidentnego przejedzenia, znakomite towarzystwo Przyjaciół zrekompensowało nam ewentualne wyrzuty sumienia :-) Warto było. Pozdrawiamy!

Śniadanie skończyliśmy już po 12:00, zatem obiad mógł być dopiero o 15:00 i właśnie na tę godzinę była złożona rezerwacja w innej restauracji, tym razem w centrum. Wybraliśmy ją ze względu na troje nastoletnich: siostrzeńców i siostrzenicę :-), którzy właśnie nas odwiedzili. Nie miałam odwagi katować ich naszym jadłospisem, a umiejętności dogadzania im w zakresie sztuki kulinarnej, jak dotąd się u mnie nie objawiły. Przyznam, nie potrafię karmić nastolatków drugiego dziesięciolecia XXI wieku...
Za to restauracja w amerykańskim stylu nadaje się do tego znakomicie!

Obiad składał się, w moim przypadku z łososia z rusztu w towarzystwie warzyw na parze. Mąż był mniej grzeczny, do roladek z kurczaka zamówił frytki :-(. Na deser jedliśmy lody z bitą śmietaną.

Cóż, był to dzień, którego w naszym jadłospisie i diecie być nie powinno. A jednak byliśmy bardzo świadomi tego, co robimy, ze spokojem odeszliśmy od naszych rozsądnych wyborów na rzecz mile spędzonego czasu. Mogliśmy darować sobie lody z bitą śmietaną - byliśmy już pełni, ale ... ale... były całkiem, całkiem :-)

Jak widać, daleko nam do świętych, nasza dieta jest przeplatana wpadkami jak dzisiejszy dzień. Ale jeśli są to konsekwencje własnych, świadomych wyborów, jeśli po takim szaleństwie potrafimy wrócić na drogę zdrowego odżywiania, jest ok. Nawet lepiej, bo ćwiczymy charakter i wyzbywamy się powodów do frustracji. Jesteśmy panami naszego losu :-) Jesteśmy panami naszego jadłospisu :-)  A placuszki ziemniaczane na śniadanie, takie w tłuszczu opływające, były tak pyszne, tak smaczne, że warto było. Po prostu warto i już. Teraz wiemy, czego robić nie będziemy z pewnością do... następnego razu :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz