piątek, 3 października 2014

Słodycz Bliskiego Wschodu - Umm Ali

Każda podróż zostawia ślad w mojej kuchni :-) Grecka musaka króluje od ubiegłorocznego pobytu na Krecie niepodzielnie w rankingu ulubionych potraw naszych bliskich i znajomych. Czy czas, aby pojawiła się kolejna pozycja, tym razem deser, w "imprezowym" menu?

Tym razem przedstawiam smak Bliskiego Wschodu, czyli słodki i energetyczny Umm Ali :-) Jest to deser, który jadłam po raz pierwszy w Libanie i który zagościł w naszym menu na dobre!
Wiem, wiem, aż krzyczy swoją destrukcyjną rolą niszczyciela smukłej figury; wiem, że zawiera w jednej porcji więcej cukru niż spożywam w ciągu miesiąca. Jestem też świadoma tego, iż spalanie takiej ilości kalorii zajmie mi tygodnie! A jednak zrobiłam Umm Ali już dwa razy! I żadnego z nich nie żałowałam :-)

Czasami zwyczajni TRZEBA zrobić coś takiego! TRZEBA zrobić i zjeść słodkie Umm Ali.











Składniki:

  • puszka skondensowanego mleka słodzonego
  • 4 croissanty
  • garść rodzynek
  • garść blanszowanych migdałów
  • garść orzechów nerkowca/włoskich/pekan/pistacji…
  • płatki migdałów do posypania
  • śmietanka do ubicia
  • laska waniliowa opcjonalnie
Mleko z puszki wylewamy do garnka, dolewamy ok 3/4 - 1 l przegotowanej wody, dodajemy rodzynki, migdały, orzechy, laskę wanilii i podgrzewamy wszystko stale mieszając (chwila nieuwagi i mamy przypalone mleko! cukier i laktoza natychmiast przywierają do dna…). Przygotowujemy naczyńka/miseczki do zapiekania i do każdego z nich wkładamy pokruszony/porozrywany croissant. Istotne, aby rogalik był bez czekolady, czy innych dodatków :-) Zalewamy croissanty ciepłym mlekiem z bakaliami (laskę waniliową wcześniej wyjmujemy), na wierzch kładziemy ubitą śmietankę, posypujemy płatkami migdałów i zapiekamy na funkcji grill ok 10-15 minut. 
Podajemy na ciepło!
Na wierzch można położyć gałkę lodów waniliowych lub sorbetu malinowego, ale to uczyni nasz Umm Ali deserem bardziej europejskim niż miał być w założeniu :-)

Wbrew pozorom, Umm Ali świetnie smakuje także podgrzewany na drugi dzień :-) Zatem, jeśli słodycz i nagromadzenie kalorii pokona Twoje możliwości przyswajania, zostaw część porcji na kolejny dzień. Po podgrzaniu otrzymasz bardziej skondensowany, ale równie pyszny deser :-)

SMACZNEGO! 
Niech Wam smakuje Libanem i aromatami Bliskiego Wschodu. Mi dokładnie tak smakuje!

poniedziałek, 7 lipca 2014

Napój IMBIROWY z miętą

O imbirze i jego właściwościach wielokrotnie już pisałam.  Jestem fanką tego magicznego korzenia, który rozgrzewa, odtoksycznia, walczy z bateriami, wirusami i nieproszonymi gośćmi, a także redukuje nudności i wspaniale orzeźwia.

Dziś prezentuję letnią wersję napoju imbirowego. Mimo upałów, zachęcam do spróbowania! Wiem, wiem, imbir solidnie rozgrzewa i ja najchętniej piję go w temperaturze 45-55 stopni, ale uwierzcie - rozgrzewanie gorącego organizmu jest w porządku. To nie jest wymysł, aby w upalne dni pić ciepłą herbatę, bo robią tak nawet beduini na pustyni.  Organizm jest spokojny, pozbawiony szoku termicznego, przystosowuje się i dopełnia energią.  Dlatego też napój imbirowy, to dobry i skuteczny pomysł na upały.

Do napoju imbirowego użyłam:

  • 5 cm świeżego korzenia imbiru, 
  • obraną ze skóry limonkę
  • trzy łyżki ksylitolu
  • 1 l gotowanej wody
  • 0,5 l wody mineralnej niegazowanej
  • gałązki mięty
Obrany, pokrojony imbir zmiksowałam z limonką, ksylitolem i wodą mineralną. Dodałam zagotowaną wodę i miksowałam aż do uzyskania gładkiej konsystencji. 
Napój można pić gorący lub ostudzony do ok 30 stopni wlać do szklanki wypełnionej gałązkami mięty.  

Bonusem picia imbirowego napoju jest doskonały efekt łagodzenia głodu i redukowania niezdrowych zachcianek :-)

Bób z kurkami

Sezonowe potrawy wnoszą świeżość do naszego menu. Z niecierpliwością czekam na produkty, które pojawiają się na kilka tygodni i znikają bezpowrotnie... I znów czekam na nie kolejny rok.

Wspaniałym, sezonowym produktem jest bób. Smak dzieciństwa, wspomnienie Dziadziusia, który zbierał posiany własnoręcznie bób, gotował go i stawiał na ogrodowym stole... Niecodzienny był już sam widok Dziadziusia przy kuchni :-) Zatem nic dziwnego, że my - wnuczęta - oblegaliśmy go ze wszystkich stron, siadaliśmy na kolanach domagając się porcji pysznego bobu.

Moja propozycja podania tego wspaniałego strączkowca ;-) , to przystawka z kurkami i koperkiem.
Bób gotujemy w osolonej wodzie z kilkoma gałązkami koperku. Czas gotowania zależy od jakości bobu i trzeba sprawdzać, aby nie był zbyt twardy, czy rozgotowany. Po wystudzeniu obieramy go i odstawiamy na bok.
Na głębszej patelni podsmażamy na maśle klarowanym pokrojoną w kostkę szalotkę. Dodajemy umyte kurki i wszystko dusimy podlewając wodą, solimy. W międzyczasie siekamy koperek. Na patelnię wsypujemy obrany bób, koperek, delikatnir mieszamy i przykrywamy pokrywką, aby całość uzyskała podobną temperaturę.

Bób z kurkami można podawać jako przystawkę, ewentualnie na zimno w postaci sałatki lub jako dodatek do mizerii i jaja sadzonego :-) Wegetariańskie danie, dużo białka, witamin i do tego smaczne :-)

Następnym razem, gdy zobaczysz na straganie woreczek bobu, sięgnij po niego, by poszukać w potrawie smaku dzieciństwa :-)
Smacznego.

wtorek, 17 czerwca 2014

Słodkie, energetyczne kulki z goji w kokosie.

Słodycz, która zostanie nam wybaczona? Słodkie, które zjemy i poczujemy się pozytywnie naenergetyzowani? Słodycz, na którą możemy, a nawet powinniśmy sobie pozwolić?

Czy coś takiego istnieje?

Dzięki Karolinie i Maćkowi poznaję tajniki zdrowej, lekkiej kuchni. I przede wszystkim - słodyczy, które są pyszne mimo, iż nie ma w nich cukru, mąki, niebezpiecznych tłuszczów. W zamian są zdrowe orzechy, naturalne tłuszcze i suszone owoce.

Dziś przedstawiam moją wersję batonów energetycznych. Oryginał, z pewnością o niebo lepszy :-) znajdziecie tutaj. Ja moje kulki zrobiłam z małą modyfikacją, ale są tak pyszne! Dla każdego, kto próbował sernika cytrynowego bez sera, kolejna odsłona kuchni z medytujemy.pl, jest gwarancją doskonałego smaku!

A oto jak wykonałam moją wersję słodkich, energetycznych kulek w kokosie:

składniki:
300 g migdałów moczonych całą noc
100 g migdałów uprażonych w piekarniku
200 g rodzynek
100 g suszonych jagód goji
100 g zmielonych wiórków kokosowych
wiórki do obtoczenia

100g migdałów prażę przez 10 minut w piekarniku nastawionym na 200 stopni. Włączam termoobieg.
Mielę na pył wiórki kokosowe. Dodaję odsączone migdały i staram się zblendować do bardzo drobnej, prawie sypkiej konsystencji. Następnie dodaję rodzynki, jagody goji i dalej mielę aż do uzyskania lekko klejącej masy. Uprażone migdały siekam na drobne kawałki (można też użyć blendera) i dodaję do masy. Po wymieszaniu wszystkich składników, formuję kulki i obtaczam w wiórkach kokosowych, po czym odstawiam na co najmniej godzinę do lodówki.

Zdrowe, energetyczne kulki można zabrać na wyjazd, poczęstować pana Masażystę (pozdrawiam!), a przede wszystkim zastąpić nimi potencjalne słodkości dnia codziennego.

Smacznego!


piątek, 6 czerwca 2014

SERNIK CYTRYNOWY bez sera?

Wspominałam już o wspaniałej "Karolinie na detoksie", gdzie oprócz inspirującego procesu oczyszczania organizmu, autorzy książki przedstawiają przepisy na życie po. Po oczyszczeniu, oczywiście :-) Choć czasem mam wrażenie, że jest to swoiste życie po życiu :-) Zupełnie nowy rozdział nasycony przyjemnością, zmysłami, smakami, aromatami…
I tutaj muszę się do czegoś przyznać. Nie wierzyłam, że coś bez mleka, jajek, cukru i zbóż może być aż tak pyszne! Że sernik bez sera się uda!

Zresztą jestem sceptyczna w udawaniu rzeczywistości. Jak sernik, to z sera. Jak schabowy, to ze schabu. Jak flaczki, to z flaka. Żadnych a la. Z jednym wyjątkiem. Sernik cytrynowy z "Karoliny na detoksie" wymiata! Jest ZJAWISKOWY! Zachwycił mnie tak, że z niedowierzania zrobiłam jeszcze raz - wyszedł jak za pierwszym razem: PYSZNY!

Wszystkich sceptyków namawiam do spróbowania!
Macie szansę uraczyć swoich bliskich porcją słodkości dla zdrowia. Bezpieczne dla bezglutenowców, tych ze skazą białkową, nietolerancją mleka, mniej obciążające dla diabetyków i zachwycające! Niestety, owoce - te świeże i suszone są groźne dla osób z nietolerancją fruktozy, ale symboliczne spróbowanie jednego kawałka nie boli :-)

Dosyć tego "piania", czas na przepis:


  • 200 g łuskanych ziaren słonecznika
  • 200 g rodzynek
  • 300 g orzechów nerkowca (moczone przez noc)
  • 1 cytryna
  • 3-4 łyżki masła klarowanego lub oleju kokosowego 
  • miód lub syrop klonowy, lub syrop z agawy
  • owoce sezonowe

Ziarna słonecznika i rodzynki miksujemy do uzyskania konsystencji kruszonki. Warto sprawdzić, czy ciasto ładnie się ugniata. Smarujemy spód małej tortownicy masłem lub olejem kokosowym i wykładamy nasz spód sernika. Połączenie słonecznika z rodzynkami jest absolutnym hitem! Zachowuje się jak kruche ciasto, pozwala się formować, jest plastyczne. 
Następnie odcedzamy orzechy nerkowca i miksujemy wraz z masłem/olejem kokosowym, sokiem i startą skórką z cytryny, możemy dodać 2 łyżki miodu/syropu. Masę serową miksujemy do uzyskania gładkiej konsystencji, a następnie układamy jej warstwę w tortownicy na spodzie ze słonecznika i rodzynek. Dekorujemy nasz deser sezonowymi owocami, wkładamy do lodówki na ok. 1 h i zachwycamy się naszym dziełem do ostatniego kawałka!


Jeśli jeszcze nie zdołałam Was namówić na wypróbowanie powyższego przepisu i czytacie dalej, kilka informacji praktycznych.
Cytryny dobrze kupować w sieci dyskontów z żółto-czerwono-granatowym logo - te ekologiczne, nie woskowane, pakowane po 500 g (3 sztuki) są naprawdę doskonałe. Skórkę wystarczy dobrze umyć, a jej aromat jest zupełnie inny niż tych woskowanych.
Orzechy nerkowca nie należą do tanich, szczególnie te ekologiczne, ale już 1 kg opakowanie BIO PL… ma atrakcyjną cenę, szczególnie na stronie, którą mogę polecić.
Nerkowce w opakowaniach 300 g i świetnej cenie, głównie za sprawą marki własnej można znaleźć w sieci polskich delikatesów (PiP, 300 g kosztuje ok 18 pln). 
Rodzynki warto wybierać nie siarkowane, słonecznik z upraw ekologicznych, ale gdy nie mamy możliwości, spokojnie można wykorzystać składniki z naszego sklepu spożywczego lub sieci niemieckich dyskontów. 

Powodzenia i smacznego!

czwartek, 29 maja 2014

Wyciskany sok warzywny

Bardzo lubię moją wyciskarkę do soku.  Nie jest to sokowirówka, nie zawiera części metalowych, które mogłyby "zabierać" witaminy z soku. Dodatkowo, pozwala cząstkom warzyw i owoców wpadać do soku, co sprawia, że sok staje się posiłkiem, a nie tylko napojem.

Dziś sok z warzyw i imbiru. Pół godziny przed śniadaniem. Świetnie tonizuje i odżywia. Sok warzywny ma właściwości odkwaszające, a bukiet witamin doskonale pobudza i orzeźwia.
A oto skład:


  • 2 pietruszki
  • 3 marchewki
  • 1/4 selera
  • 1/2 ogórka
  • imbir 
Warzywa o tej porze roku nie są zbyt sokodajne :-) Dlatego do mieszanki soków włączam sok z ogórka zielonego, aby złagodzić smak. Imbir mocno rozgrzewa, dominuje smak soku, zatem nie ma większego znaczenia, jakich warzyw użyjemy. Swobodnie możemy dodać warzywo, którego nie lubimy - i tak jego smak zginie pod eksplozją aromatu imbiru :-)

Picie soków warzywnych przed śniadaniem pozytywnie wpływa na funkcjonowanie układu trawienia, daje szansę składnikom odżywczym na lepsze wchłanianie, pobudza produkcję soków trawiennych i energetyzuje pozytywnie na cały dzień. Soki z zawartością miąższu dodatkowo oczyszczają organizm z toksyn, a błonnik syci. 

wtorek, 13 maja 2014

Falafle pieczone

Zainspirowana egipskim wpisem Maćka i Karoliny http://medytujemy.pl/falafel/, postanowiłam zrobić własną wersję falafli.

 Te aromatyczne, mocno ziołowe smaczności są bogactwem białka i sycą! Czego może pragnąć osoba, która wciąż jest na diecie i wciąż wygląda, jakby dopiero co zjadła golonkę? I jeszcze - wciąż jest głodna. Tak, tak, to ja. Ostatnio skapitulowałam i kupiłam spodnie w moim strasznym rozmiarze mimo, że obiecałam sobie, że nic nie kupię, dopóki nie schudnę! Ale w moim tempie chudnięcia jest zagrożenie takie, że wszystkie ubrania zdążą się rozlecieć, albo sprać, rozciągnąć, a ja nadal będę "w trakcie" odchudzania :-(

Moja wersja falafli, to chrupiące, kruche ciasteczka z piekarnika. Tradycyjnie falafle smaży się na głębokim tłuszczu - uzyskują dzięki temu wspaniałą kruchość i pełnię smaku. Pieczenie jest zdrowszą, choć nieco uboższą w aromaty formą obróbki termicznej.

Do falafli użyłam ciecierzycy z puszki (ugotowana), świeżych ziół i rozdrobnionych w moździerzu przypraw. Wraz z kolendrą, rozdrobniłam także kryształki różowej soli himalajskiej.



A oto składniki:

  • puszka odsączonej ciecierzycy
  • listki zieleniny: mięta, pietruszka, lubczyk, szałwia, seler, rozmaryn
  • pół łyżeczki garam masala
  • łyżeczka kolendry
  • pół łyżeczki soli himalajskiej różowej
  • odrobina wody
Ciecierzycę, zielone listki i przyprawy miksuję do uzyskania jednolitej pasty. Stopniowo należy dodawać wody, aby pasta się nie kruszyła i pozwoliła formować "ciasteczka" kładzione łyżką. 
Piekarnik rozgrzewamy do 190 stopni z funkcją termoobiegu i pieczemy falafle 20-25 minut, w zależności od naszych preferencji. Falafle są chrupiące i kruche na wierzchu, w środku nieco miękkie, ale w pełni upieczone. 

Pieczone falafle są dość suche, wyraźnie brakuje im smaku pochodzącego z tłuszczu, w którym zazwyczaj są smażone. Ale za to doskonale komponują się z sosem jogurtowym, czy warzywnym. 
Można też przygotować suchą wersję falafli i zabrać je ze sobą w pudełeczku - doskonale uspokoją nasz głód w ciągu dnia. 

Smacznego!

sobota, 3 maja 2014

ŻYWA woda pomoże w DETOKSIE?


Pojęcie żywej wody jako tej z uzdrawiającą mocą, jest znane od dawna. Jednakże w ostatnim czasie pojęcie to nabrało nieco innego znaczenia. Dotąd żywa wodę można było niejako pozyskać wyłącznie ze źródeł naturalnych - cudownych. Święte źródełka oferowały wodę o cudownej mocy tylko przy swoim pierwszym kontakcie z tlenem, uzdrawiały wyłącznie na miejscu, zatem pielgrzymi przybywali z daleka, aby skorzystać z niezwykłej mocy takiej wody.

Nic dziwnego, że naukowcy zaczęli badać fenomen owej wody niosącej uzdrowienie. I co się okazało? Przede wszystkim, parametry tej wody wskazywały na łatwość przenikania do tkanek, dotleniania ich i odżywiania. Okazało się, że napięcie powierzchniowe takiej wody jest bardzo niskie, co pozwala na większą plastyczność, a PH wyraźnie zasadowe. Taka woda daje możliwość oczyszczania organizmu z toksyn i transportowania substancji odżywczych do tkanek.

A gdyby mieć urządzenie, które wytwarza "żywą wodę"?
Gdyby stworzyć namiastkę swojego własnego cudownego źródełka?

Mówisz - MASZ!

Kupiliśmy urządzenie do produkcji żywej i martwej wody. W procesie jonizacji, z takiej samej "kranówy" powstają dwie różniące się od siebie wody: żywa, alkaiczna i martwa - kwaśna. Sprawdzenie PH wyraźnie wskazuje na znaczącą różnicę: kwaśna ma PH = 3,5; żywa, alkaiczna PH = 11,4.
Spora różnica!
Do tego redox żywej wody oscyluje w granicach -800! Woda wyjściowa, czyli ta z kranu ma redox ok +200, wspomniane wody z cudownych źródeł, ok -720...
Ujemna wartość redox wskazuje na mniejsze napięcie powierzchniowe, woda staje się doskonale wchłanialna, oczyszcza, usuwa toksyny, odżywia.

Mamy, zatem, swoje własne cudowne źródełko :-)

W książce "Karolina na detoksie", autorzy podkreślają, iż płyny powinno się uzupełniać co najmniej na pół godziny przed posiłkiem i godzinę po. Istotne, aby woda nie rozcieńczała soków trawiennych, gdyż działanie enzymów i cały proces trawienia jest bardzo istotny przy detoksie. Warto zasadę przedstawioną przez autorów stosować zarówno w przypadku żywej, odkwaszającej wody, jak i ziół, czy imbirówki :-)





czwartek, 1 maja 2014

ZIOŁOWA herbatka dobra na wszystko! Dobra w DETOKSIE!

Uwielbiam zioła!

Kocham ich smak, zapach i historię. Bo zioła są magią naszych czasów i świadectwem mądrości wcześniejszych pokoleń. To apteka Pana Boga - darowana nam przed tysiącleciami. Korzystamy z jej zasobów, a w zamian dajemy świadectwo harmonijnego, zdrowego, dobrego życia.

Zioła kojarzą mi się z osoba mojej Babci - na kuchni kaflowej przygotowywała napar z bratka zbieranego na łące, aby ratować mnie od pryszczatej codzienności :-) Na bolące, rozbite kolano przykładała liście babki. Parzyła lipę i kwiaty bzu, gdy pojawiała się gorączka. Wywar z koszyczków rumianku służył do przemywania ran, a szałwia uśmierzała ból gardła.
Moja Babcia była bardzo mądrą kobietą. I czasem, gdy mi jej tak bardzo brakuje, zaparzam zioła i popijam aromatyczny napar myśląc o Niej. Co by mi radziła? Co by powiedziała, gdybym zapytała ją o zdanie?

W mojej kuchni gości pokrzywa, rumianek, lipa, szałwia, melisa i kwiat bzu. Ziołowe herbaty piję codziennie, w zależności od nastroju i samopoczucia wybieram te, które najbardziej mi smakują.
Pokrzywa oczyszcza i delikatnie odwadnia, co jest korzystne przy uczuciu spuchnięcia kostek. Rumianek eliminuje stany zapalne, lipa i bez rozgrzewają, działają napotnie. Szałwia eliminuje stany zapalne gardła i łagodzi podrażnienia dziąseł. Natomiast melisa uspakaja, łagodzi nastrój i pomaga zasnąć :-)
Chętnie sięgam także po płatki nagietka, mniszek lekarski, kocankę i miętę. Dodaję je zarówno do mieszanek ziołowych do zaparzania, jak i do kremów warzywnych, sałatek i koktajli.

Zioła budują zdrowie. Zamieńmy poranną kawę na szklankę ziółek! Polecam zabieranie zaparzonych, ciepłych herbatek ziołowych do pracy, w termosie - ułatwia to popijanie bez konieczności ponownego parzenia. Szczególnie pokrzywa będzie korzystnie wpływała podczas detoksu - pomoże usuwać toksyny, nadmiar wody z organizmu. Ciepły napój doskonale zneutralizuje uczucie głodu, co może się okazać bardzo ważne!

Polecam pokrzywę z ogródka sąsiada :-) Bo przecież w naszych pięknych ogródkach "chwastów" ani trochę :-) Pokrzywę możemy parzyć, dodawać do sałatek, koktajli, możemy wyciskać z niej sok... Możemy zrobić miód pokrzywowy łącząc sok z pokrzywy z miodem akacjowym w relacji 1:1 - jest to doskonały dodatek do herbatek ziołowych i deserów.

Nie ma jak zioło!

środa, 30 kwietnia 2014

KREM WARZYWNY - przygotowanie do DETOKSU.

Buliony i kremy warzywne sprawiają, że nasze jelita są nam wdzięczne za delikatne traktowanie :-)

Powinniśmy polubić różne części naszego ciała - także te niewidoczne, a niezwykle istotne! Krem warzywny działa jak balsam, głaszcze nas "od środka". Błonnik zawarty w warzywach wspomaga usuwanie toksyn z organizmu. Warzywa zawierają dużo enzymów, witamin i wody organicznej. Są nośnikiem wartości odżywczych i bezkarnie sycą!

Krem warzywny mojego pomysłu łączy w sobie wszystkie zalety warzyw surowych, krótko gotowanych i tych, które zyskują przy obróbce termicznej. Otóż warzywem, które lubi temperaturę jest pomidor - w trakcie podgrzewania wytwarzany jest dobroczynny likopen, który chroni przed nowotworami i doskonale wchłania się w jelitach wspomagając nasz organizm. 

A oto składniki kremu warzywnego dla 2 osób:

3 marchewki
2 pietruszki
1/2 bulwy fenkułu
plaster selera korzennego
2 łyżki pasty pomidorowej*
woda

Warzywa obieramy, kroimy na większe kawałki i miksujemy. Dodajemy wodę, gotujemy 10 minut, dodajemy pastę pomidorową, pozostawiamy do ostygnięcia do 60 stopni C. Następnie wsypujemy garść dostępnych ziół (tylko listki: szałwii, mięty, pietruszki, lubczyku, selera, rozmarynu,bazylii, lawendy...)  i powtórnie miksujemy, tym razem na najwyższych obrotach ok 1 minuty. 
Krem warzywny krótko gotowany ma słodki posmak surowej marchewki, aromat soczystych ziół, wyczuwamy nieco ostrą woń pietruszki i fenkułu, a wszystko łagodzi wspaniały smak pomidorów i papryki. 

*Przepis na pastę pomidorową:
cukinia
papryka czerwona
pomidory
zioła śródziemnomorskie (bazylia, rozmaryn...)

Warzywa i zioła miksujemy, gotujemy ok 40 minut z różową solą himalajską, powtórnie miksujemy ok 1 minuty i gorące przekładamy do słoika. Pasta, przechowywana po ostudzeniu w lodówce, zachowuje świeżość nawet przez kilka tygodni. 
Pastę można dodawać do warzyw na patelni, do zup, sosów i dressingów. 

Krem warzywny zawsze jest smaczny, gdy dodamy do niego przygotowaną wcześniej pastę pomidorową. Ta zapobiegliwość przybliża nas do właściwego i skutecznego detoksu :-)

wtorek, 29 kwietnia 2014

DETOKS z Maćkiem i Karolioną

Jakiś czas temu zapisałam się na warsztaty kulinarne prowadzone przez Macieja Szaciłło i Karolinę Kopacz. I tutaj powinnam od razu się przyznać - zachęcił mnie opis warsztatu i nie miałam pojęcia, kim są prowadzący.
Warsztat nie doszedł do skutku, a jako namiastkę owego planu, nabyłam książkę "KAROLINA NA DETOKSIE. Oczyszczanie organizmu w 7 dni".

Wystarczy rzucić okiem na mój blog, aby zobaczyć, jak wiele już próbowałam! Diety bez cukru, bez jajek, bezglutenowe...
Nic dziwnego, że książka mnie zachęciła i napełniła entuzjazmem przekładanym nadzieją. Tym razem nawrócę się, schudnę, wylaszczę i na dodatek zdążę przed czterdziestką! :-) Taki jest plan, a plany się realizuje! Mam trochę czasu, nieco chęci i uwielbiam te wszystkie poradniki o zdrowym życiu! Gdyby od czytania o odchudzaniu się chudło, już dawno bym zniknęła!

Gdy postanowiłam przeprowadzić detoks, zrozumiałam, że muszę wprowadzić sporo modyfikacji ze względu na produkty, których powinnam unikać. I zaraz potem przyszła refleksja - czym jest tych kilka owoców, kokos (olej, mleko), soja, kakao, których to nie powinnam spożywać wobec ton śmieci, które w ostatnim czasie miałam okazję składować w swoim rozciągliwym żołądku? Nie ma co panikować i trzeba kupić banany :-) No, może tylko raz w tygodniu, ale chcę spróbować! Moje kubki smakowe domagają się aromatów, nowych smaków, wrażeń! Mój organizm błaga, abym już wróciła na drogę kulinarnej cnoty i zawalczyła o lepszy wygląd, samopoczucie i formę!

Dziękuję Maćkowi, że zgodził się, abym przytaczała jego przepisy na moim blogu. Pozwolę sobie na modyfikacje, bo bez tego chyba już nie potrafię korzystać z przepisów. Wszystkim, którzy będą chcieli nie tylko kibicować, ale i przyłączyć się, polecam książkę Maćka i Karoliny. Tam jest źródło :-) Ale możliwe będzie też korzystanie z moich przygotowań i późniejszych opisów. O tym, dlaczego warto przygotować się do detoksu napisałam tutaj.

Zapraszam :-)

Przygotowanie do DETOKSU

Wiosna zagościła na dobre - za oknem, na parapecie, w ogródku. Pięknie kwitnie, pachnie, szeleści.
Czas na DETOKS!

Jak przygotować się do detoksu?
Niby sam detoks jest czasem przygotowania się do zmian w zakresie kulinarnych upodobań. Sam w sobie stanowi okres przyzwyczajania się do nowego stylu odżywiania, a przede wszystkim odzwyczajenia się od starych, groźnych nawyków.

A jednak nie powinno zaczynać się detoksu ot, tak "z marszu". Warto się do niego przygotować, zatem:

  • Zwiększamy ilość wypijanej wody - pijemy wodę mineralną, źródlaną, gotowaną ciepłą, z cytryną, z imbirem, z miodem... Pijemy i to jest najważniejsze! Woda, to życie, to tlen dla naszych komórek, to nasza jędrna skóra i odżywione tkanki. O wodzie można pisać naprawdę wiele, ale to na inny temat.
  • Pijemy napary i herbatki ziołowe - zamiast herbaty, kawy, parzymy herbatkę z rumianku, melisy, pokrzywy, szałwii... Zioła niosą wiele dobrego, budują nasze zdrowie, mają szerokie spektrum działania - od uspokojenia, do oczyszczania, pobudzania... Idealnie by było samodzielnie nazbierać ziół, czy parzyć mieszanki nabyte u dobrych zielarzy, ale spokojnie możemy zacząć od "ekspresówek" dostępnych w aptekach i sklepach spożywczych. 
  • Zmniejszamy porcje - stopniowo nakładamy na talerz mniejsze ilości jedzenia. Głód zaspakajany jest po ok pół godziny od pierwszego kęsa, zatem zazwyczaj jemy długo, zanim informacja o sytości trafi do naszego mózgu. A wystarczy zjeść tylko tyle, ile zaplanowaliśmy i spokojnie czekać, aż organizm da sygnał, że już się najedliśmy. Jeśli nie, robimy sobie aromatyczną herbatkę ziołową i próbujemy przetrwać do następnego posiłku :-)
  • Jemy lżej... - detoks zazwyczaj opiera się na potrawach lekkich, głównie na warzywach i owocach. Dlatego też w czasie poprzedzającym detoks przyzwyczajamy nasz organizm do trawienia bulionu warzywnego, surowej marchewki, soku warzywnego. Okazuje się, że na zdrowe potrawy nasz organizm musi się przygotować. Jeśli na co dzień nie spożywamy soków warzywnych, możemy mieć zbyt mało enzymów, aby harmonijnie strawić surowiznę. Warto, zatem, zacząć od małej porcji soku z marchewki, następnego dnia dołączyć sok z jednej pietruszki, małego buraka... Zjeść plaster selera, zrobić koktajl ze szpinaku. Zasada małych kroczków jest niezwykle istotna, gdyż nagłe zmiany w naszej diecie mogą spowodować dolegliwości i dyskomfort, który zmusi nas do przerwania detoksu i powrotu na drogę starych przyzwyczajeń kulinarnych. Nawet jeśli to, co jedliśmy dotąd było dla naszego organizmu zabójcze, on nauczył się z tym żyć.
  • Wyłączamy z diety nabiał i mięso - te dwie kategorie, to długo trawiące się pokarmy, które najmocniej zatoksyczniają nasz organizm. Stopniowo, zatem, rezygnujemy z mięsa czerwonego na rzecz indyka, kurczaka. Następnie ów drób zastępujemy rybami, a ryby warzywami. W przypadku mleka i przetworów mlecznych, zaczynamy od wyłączenia z diety mleka słodkiego, serów żółtych, serów pleśniowych. Ze słodkich jogurtów także rezygnujemy. Najdłużej w naszej diecie pozostają kefiry, jogurty naturalne, ser twarogowy - po sprawdzeniu, ze nie zawierają nic oprócz mleka i żywych kultur bakterii :-) 
Jak długo powinien trwać proces przygotowania się do detoksu? Dokładnie tyle, ile potrzebujemy :-) Dla jednego będzie to tydzień, dwa tygodnie, ktoś inny poświeci na to weekend, czy miesiąc :-) Ważne, aby zrobić pierwszy krok! Do czego Was zachęcam popijając ostatnią kawę z mlekiem :-)