czwartek, 28 lutego 2013

Bez glutenu, ale z nietolerancją...

Testy na nietolerancję pokarmową robiłam wielokrotnie, ale moja logika nie pozwoliła mi zrezygnować z odżywiania zrównoważonego na rzecz wybiórczego podejścia do tematu...
Aż do dziś.

Dziś znalazłam się z wizytą u kolejnego "Czarodzieja". Standardowe testy na zasadzie biorezonansu i całkiem przyzwoite wyniki badania. Niewiele można już działać w tym temacie - pasożyty, bakterie, wirusy i grzyby opanowane :-) Suplementacja właściwa, dieta... no właśnie, dieta, na pierwszy rzut oka całkiem niezła. Zatem dlaczego nie jest dobrze? Dlaczego ani lekarze, ani "czarodzieje" nie potrafią mi pomóc?

I tutaj mała dygresja. W Brukseli spotkałam się z moją koleżanką, która korzysta z pomocy swojego "czarodzieja". Jedzie na wizytę, "czarodziej" wykonuje badania i omawia wyniki. Leczenie, to głównie suplementacja i dieta, gdyż nietolerancje pokarmowe, podobnie jak niedobory są główną przyczyną zaburzeń.
I ta moja koleżanka powiedziała, że już może spożywać produkty mleczne. Już, zatem nietolerancja mleka krowiego odeszła w zapomnienie! Można ją wyleczyć! Czyż to nie wspaniała informacja?

mój test na nietolerancję pokarmową - 28.02.2013
Zainspirowana, po zetknięciu z przypadkiem stwierdzonym empirycznie, zrobiłam dziś testy na nietolerancję pokarmową. I postanowiłam wyeliminować z diety produkty, które są przyczyną stanów zapalnych jelit. Zaskoczeniem był przede wszystkim gluten, do tej pory miałam nietolerancję na wszystkie niemal zboża, ale nie na gluten!
Decyzja bardzo, bardzo trudna, ale przestrzeganie tych zasad jeszcze trudniejsze!
Niech Bóg mnie ma w opiece, bo wsparcie będzie potrzebne ze wszystkich stron :-)

Dlatego też mój blog o diecie dzień po dniu wypełnię codziennymi wpisami na temat nowej diety bez glutenu, mleka, jajek i kilku jeszcze produktów... Będę pisała,  jakie mam pomysły na przetrwanie, kiedy jest najtrudniej i gdy znajdę na rynku gotowe produkty bez glutenu, prawdziwą czekoladę, czy kogel-mogel bez jajek :-)

Zapraszam zatem do mojego nowego, pod względem kulinarnym świata :-)
Tolerancyjnego świata smaków i aromatów :-)

Smaczna Bruksela

Ostatnie dni spędziliśmy w bardzo, bardzo smacznej Brukseli :-)
Co najbardziej nam smakowało?
Wszystko, co na co dzień daleko od naszych talerzy :-)

Frytki. Duże, ziemniaczane, aromatyczne, prawdziwe i smaczne. Frytki są jednym z symboli Belgii, kulinarnym elementem tradycji i obowiązkowym przystankiem w zwiedzaniu. Belgijskie frytki podawane są w tradycyjnym papierowym rożku z sosami. I tutaj zaczyna się szaleństwo - sos brazylijski (kiwi i ananas), andaluzyjski, ziołowy tartare, majonez... Lista sosów jest imponująca, a smaki niesamowite :-)
Najlepsze frytki są na Placu Jourdan w Maison Antoine :-) - http://www.maisonantoine.be

Piwo. Jeśli frytki, absolutnie obowiązkowe do tego piwo. I tutaj ogromny wybór, a jednak zakochani jesteśmy w piwach jasnych :-) Z cytryną lub jak w kultowej Cafe Belga - http://www.cafebelga.be  podawane z syropem głogowym i jabłkiem :-)

Wino. Wybór doskonały, a wśród nich wspaniałe Chablis. Butelkę można kupić już za 9 euro...Wiem, wiem, francuskie, ale tak wspaniałe, że idealne do posiłków także w Brukseli :-)

Czekolada. Smaczna, zachwycająca, rozpływająca się w ustach. Czekolada w postaci pralinek, czekolada w postaci nadzienia w słodkiej francuskiej bułeczce. Czekolada na urodzinowym torcie dla męża :-) Tutaj podziękowania dla naszej kochanej Przyjaciółce za niespodziankę :-)
I tutaj należy wspomnieć cukiernię, w której z przyjemnością oddajemy się rozkoszy śniadania - Au Vatel. Piekarnia, cukiernia, lodziarnia i "pralinkarnia" w jednym :-)
Czekolada jest wszechobecna i absolutnie niebiańsko rozpływająca się w ustach :-)  Symbolizuje belgijską słodycz :-)

Truskawki. Kupione na niedzielnym bazarku na Placu Jourdan. Smaczne, pachnące, aromatyczne, pięknie czerwone i pewnie równie niezdrowe jak wszystko powyżej :-)

Wafle, czy gofry. Słodkie (w środku znajdują się grudki cukru, które pod wpływem podgrzewania powinny się skarmelizować...), symbolizują Belgię. Ciasto na drożdżach, gofry przygotowywane dla określonego klienta, z dodatkami jak czekolada, bita śmietana, owoce... Niestety, nie trafiliśmy najlepiej i mój wafel okazał się nie dopieczony :-( Cóż...

Powinnam jeszcze dodać, że w Brukseli można kupić bardzo dużo produktów BIO. Ekologiczna jest także sieć restauracji EXKI - http://www.exki.be/.  Doskonałe zupy krem, sałatki, kanapki, tarty, wspaniały wybór herbat :-) Miłe miejsce, smakowite jedzonko, uwielbiam :-)

Bruksela smakuje znakomicie :-)
Niestety, nasze menu dalekie było od dietetycznego, a teraz płacimy za to trudnym samopoczuciem :-(
Ale miło było, bardzo miło i smacznie, bardzo smacznie :-)

piątek, 22 lutego 2013

Dzień DZIEWIĘTNASTY

Jesteśmy tuż przed wyjazdem i małą przerwą w "diecie". Żyjemy już pyszną belgijską czekoladą, tłustymi grubymi frytkami i piwem :-)

zupa pieczarkowa z mlekiem kokosowym
A tymczasem... Kubek soku z 5 ! cytryn przed śniadaniem.

Śniadanie mało wyszukane, szybkie kanapki...

Drugie śniadanie, to jabłko (ja) i banan (mąż).

Na obiad przygotowałam pyszną zupę pieczarkową z mlekiem kokosowym. Skąd wiem, że na pewno była pyszna? Mąż wysłał zachwycający SMS :-)




Kolację zjedliśmy w miłym towarzystwie :-)
Duszone pieczarki z cukinią i curry, do tego surowa kapusta kiszona i surówka z rzepy białej z pomidorem. Smacznie, wegańsko, zdrowo  :-)

czwartek, 21 lutego 2013

Dzień OSIEMNASTY

Dieta, to bardzo trudna sprawa, szczególnie, gdy mamy Gości, a wśród nich troje nastolatków... Oczywiście można jeść "swoje", a Gościom zamawiać pizzę, ale to zakrawa o masochizm.
Jak dobrze, że już kończą się ferie, bo w tym roku kosztowały nas wiele :-))
Pozostaje kac moralny, świadomość bezpowrotnej utraty tych osiemnastu dni, bo przecież nie była to dieta :-(

Ważne, aby potrafić wrócić na ścieżkę, na wyznaczony kurs, osiągnąć założoną wagę i zdrowo się odżywiać. Tylko i aż tyle...

Przed śniadaniem wypiliśmy sok z 2 cytryn.

Śniadanie, to owsianka gotowana z jagodami goji, podana z bananem.  Treściwy, smaczny i energetyczny posiłek. Płatki owsiane gotujemy na wodzie, bez dodatku mleka, przez ok 20 minut :-)

Na drugie śniadanie był banan i sok marchwiowy.

Obiad, to potrawka z indyka z warzywami w sosie kokosowym podana z kaszą jęczmienną przyprawioną złotym curry i kapustą kiszoną. Jako wielbiciele kaszy z wielką przyjemnością sięgamy po ten tradycyjny składnik polskiej kuchni, nawet, gdy łączymy go z kokosem i curry :-)
I ciekawostka dotycząca przygotowania tego posiłku. Wszystko zajęło mi dokładnie 30 minut :-) Na talerzu znalazły się warzywa - gotowane i surowe, jest białko w mięsie z indyka, jest doskonała bomba energetyczna w postaci kaszy. Zbilansowany, zdrowy posiłek :-)


Na kolację przygotowałam  sałatkę. Mix sałat, ogórek, pomidor, jajo, rzodkiewka, cebula, szczypior, groszek konserwowy. 
Dressing został przygotowany na bazie jogurtu naturalnego.

Przed snem wypiliśmy, dzieląc się solidarnie, sok z 7 ekologicznych cytryn. 

I nawet udało nam się poczuć słodycz kwaśnego soku z cytryny :-)

środa, 20 lutego 2013

Dzień SIEDEMNASTY

Mając świadomość śniadania, które nas czeka, na czczo wypiliśmy sok z cytryny - po 1,5 sztuki na osobę :-) Cytryna doskonale oczyszcza, odkwasza i przygotowuje organizm do lepszego funkcjonowania w ciągu dnia.
Zakupiliśmy wczoraj w sumie 40 cytryn - do wypicia do soboty, gdy to wyjeżdżamy na kilka dni :-)

Śniadanie takie jak wczorajsza kolacja - kakao, kanapki z żółtym serem i bezcukrowymi konfiturami wiśniowymi. Najlepszym sposobem byłoby nie mieć w domu, ani mleka, ani chleba, ani sera... Ale jest, nieopacznie zakupiony ze względu na gości, którzy już dziś :-)
Jak widać, nie jest trudno znaleźć wymówkę i zjeść coś niekoniecznie zdrowego.

Drugie śniadanie, to odkwaszający koktajl z selera naciowego, soku z cytryny, szpinaku i awokado. Co do smaku nie ma co dyskutować - ważne, że skutecznie wspomoże nasz organizm w osiągnięciu balansu pomiędzy tym, co zakwasza i tym, co odkwasza :-) Dla poprawienia przyswajalności organoleptycznej, czyli smaku, można dodać łyżeczkę ksylitolu - cukru z brzozy, który ma odczyn zasadowy. Zresztą warto mieć w swojej kuchni ksylitol, aby dodawać do tych potraw, które zbytnio zakwaszają organizm. Z pewnością kawa posłodzona cukrem z brzozy będzie mniej zakwaszająca niż ta posłodzona cukrem z buraków, czy trzciny  :-)
grillowany łosoś z warzywami na parze

Obiad -  łosoś z warzywami na parze, to moje menu, a mąż zjadł sałatkę z kurczakiem.
Wybór z karty w restauracji...

Kolacja - pizza :-(
Cóż...

wtorek, 19 lutego 2013

Dzień SZESNASTY

Zapomniałam dodać, że mąż w ciągu kolejnego tygodnia zmniejszył swoją masę o kolejny kilogram. Jak na tydzień wielkich grzechów, nie jest źle. Moja waga została na tym samym poziomie. Jak widać, moje grzechy nie zostały zapomniane :-)

Niestety, nasza dieta nie wygląda tak, jak bym tego chciała, jakie były nasze zamierzenia, plany i oczekiwania. Mimo wszystko i na szczęście mam wrażenie, że zmierzamy we właściwym kierunku. Kluczymy jeszcze, rozglądamy się na boki, ale azymut obrany. Włączamy powoli ruch - ćwiczenia, bieganie. Jestem zwolennikiem małych kroków, aby się nie potknąć, a nawet jeśli, to wstając zminimalizować straty.  Wierzę w teorię, iż kropla drąży kamień - skuteczniej niż nagła powódź, która w końcu przemija i pozostawia wyłącznie zniszczenie.

Możecie, zatem, być świadkami naszych potknięć, niewłaściwych kulinarnych wyborów, słabej woli, zanikającej motywacji... Ale ważne, aby mieć odwagę się do tego przyznać i wyciągnąć wnioski. Aby szukać w tych potknięciach i słabościach siły na przyszłość.

Śniadanie lekkie, aromatyczne i delikatnie oczyszczające, czyli koktajl z sokiem z cytryny.  Bogactwo witamin, mikroelementów i substancji odżywczych syci i sprawia, że tryskamy energią na cały dzień. O dzisiejszym koktajlu cytrynowym i jego składzie można poczytać tutaj:
www.zielonablogerka.blogspot.com

Obiad, to  wspaniałe sushi - pierwsze od roku. Z zieloną herbatą jaśminową i przystawką z marynowanych wodorostów, smakowało wybornie.

Kolację  zjedliśmy z wielką przyjemnością - wspaniały żytni świeży chleb, ser żółty, konfitury wiśniowe i wspaniałe, aromatyczne kakao :-)

poniedziałek, 18 lutego 2013

Dzień PIĘTNASTY

Poniedziałkowe ważenie - absolutnie powinno się odbywać co miesiąc, a nie co tydzień, a już nie po weekendowym obżarstwie, ale ... Dla nas ostatni czas cały jest wypełniony wpadkami kulinarnymi. W lodówce mamy jeszcze wędlinę, w chlebaku pieczywo, szpinak koniecznie do zjedzenia jak najszybciej. Zanim wybierzemy się na zakupy, trzeba zjeść to, co jest. Tak jest może mało zdrowo, ale rozsądnie i ekologicznie :-)

Na śniadanie zrobiłam zielony koktajl z awokado, gruszek, szpinaku, dodałam peruwiańskiej maki i soku z mandarynek. Szybko, sprawnie i smacznie. Tęskniliśmy już za lekkim śniadaniem, pożywnym i witalnym.

Drugie śniadanie to kanapka z szynką i pomidorem :-( Szkoda wyrzucić zwierzę, a jakoś sobie z tym poradzimy :-) Za to jakie smaczne :-) Jak smaki dzieciństwa, jak beztroskie sięganie po kanapkę z prawdziwego chleba, z szynką świeżą, równie prawdziwą, czyli bez nastrzykiwania sztucznymi substancjami. Jedną z popularniejszych roślin dodawanych do wędlin jest... soja. Białko, to bogactwo soi, ale ta modyfikowana ma modyfikowane białko, zawiera sporo pestycydów, często bywa zanieczyszczona. Brrr...
Smaczny rzymski pomidor zdominował smak kanapki czyniąc ją jeszcze smaczniejszą :-) Na pomidora zawsze można liczyć :-) To jest warzywo, które powinno łączyć się z szynką na kanapce :-)

Obiad musiał być przygotowany szybko, stąd makaron pełnoziarnisty z grzybowym pesto i duszona papryka kolorowa. Smacznie, bardzo aromatycznie i energetycznie :-)

Podwieczorek, to banany. Ostatnio usłyszałam, że po 14stej owoce się nie trawią. Rzeczywiście wolę owoce zjadać rano, czy na drugie śniadanie, ale jeśli o 18stej mam ochotę na banany, widocznie organizm da sobie radę :-)

Kolacja okazała się porażką. Może przez te banany na podwieczorek? Hmmm... A może coś wybuchło na słońcu? Albo halny w Tatrach? Albo księżyc zaświecił jakoś nie tak? Trudno znaleźć winnych poza nami samymi. Nikt nam nie kazał zamówić pizzy. A jednak stało się. Pizza, choć chłodna i spóźniona, niezdrowa, ciężka i obrzydliwa w swoim fastfoodowskim pochodzeniu, smakowała jak ambrozja...

niedziela, 17 lutego 2013

Dzień CZTERNASTY

Po dwóch tygodniach diety powinniśmy już mieć oczyszczone organizmy i być na najlepszej drodze do zupełnego przejścia na zdrowe odżywianie. Niestety, nie było nam dane odżywiać się zgodnie z rozsądkiem, zbyt dużo wyjść do restauracji, wspaniałego, ale ciężkiego jedzenia.

Niestety, dziś także pozwoliliśmy sobie na szaleństwo. Śniadanie zjedliśmy w restauracji - zestawy z jajkiem sadzonym, bekonem, kiełbaskami... Dużo, tłusto i dość smacznie.

Na kolację zjedliśmy kanapki z chleba pełnoziarnistego na zakwasie. Niestety, ten dzień nie był powodem do dumy. Nie zalecamy naśladować :-(

sobota, 16 lutego 2013

Dzień TRZYNASTY

Sobota jest miła, gdy w dużym towarzystwie gości można zjeść śniadanie :-)
Dzisiejsze menu dla osób na "diecie", to łódeczki cykoriowe z serkiem z pomidorem i ogórkiem i chleb pełnoziarnisty na zakwasie :-)
Smaczniunie :-)

Obiad zjedliśmy u rodziny - barszcz ukraiński i naleśniki z domowymi jabłkami. Posiłek daleki od ideałów - mąka, cukier, mleko... Jedno jest pewne - nie grozi nam frustracja z powodu braku cukru i tłuszczu :-)

Kolację zjedliśmy w restauracji. Mąż zamówił roladki z kurczaka, ja łososia spalonego - jak się okazało. Cóż, na szczęście towarzystwo nam wynagrodziło nie najlepsze jedzenie :-)

piątek, 15 lutego 2013

Dzień DWUNASTY

Powoli kończy się tydzień, którego nie można zaliczyć do zbyt udanego pod względem diety.  I niestety, nie można liczyć na rezultaty w postaci utraty kilogramów, ale powoli zaczynamy jeść w sposób, który bardzo nam odpowiada. Niejako w dietę, bo tak to można nazwać, chcę wchodzić łagodnie, tworzyć nowe nawyki, przyzwyczajenia, nasze własne zwyczaje żywieniowe. Od tego, co będziemy jeść przez resztę naszego życia, zależy jego jakość, nasze zdrowie, samopoczucie, unikanie chorób i komplikacji. Przyszło nam bowiem żyć w czasach, gdy żywność jak nigdy może być trucizną i lekarstwem.

Śniadanie  to dziś jajecznica na cebulce duszonej z papryką, do tego surowa papryka. Żółte z żółtym :-) Bardzo pożywne i smaczne śniadanie. Aromatu dodały zioła włoskie i szczypiorek.

Drugie śniadanie - konfitura wiśniowa z kardamonem i ksylitolem. Bez cukru. Do tego kilka surowych ziaren kakaowca.

Obiad -  dziś zostaliśmy zaproszeni do jednej z naszych ulubionych restauracji i zjedliśmy: ja sałatkę z kurczakiem, Mąż polędwicę z sosem truskawkowym :-) Do tego doskonałe i bardzo, bardzo miłe towarzystwo, co uczyniło nasz posiłek bardziej wartościowym :-)
Niestety, jedzenie w restauracjach kusi mięsem, choć z drugiej strony, warto zaopatrzyć organizm w żelazo i witaminę B12 :-)

Kolacja - niestety późna ze względu na przedstawienie w Teatrze Współczesnym. Kakao i wspaniały chleb na zakwasie z serem żółtym lub szynką :-) Cóż. I znów w dobrym towarzystwie naszych gości :-)

Dzień JEDENASTY

Są dni, gdy wiele się dzieje i mimo spokojnego, na pozór tempa, trudno znaleźć czas na wpis, czy zdjęcia. Uzupełniam zatem, już nie na bieżącą, a "wspomnieniowo" :-) jedenasty dzień diety. Choć za sprawą wieczornego wyjścia do restauracji, nasza dieta na chwilę przemieniła się w wielkie obżarstwo. Po kolacji wzięliśmy suplement z enzymami trawiennymi, aby dać sobie szansę na spokojny sen. Cóż, snu nie było za wiele, ale błędy kosztują.
Choć jedno trzeba przyznać, po zjedzeniu obfitej kolacji czułam się wspaniale :-) Psychicznie odfrustrowana zupełnie :-) Tyle smaków, mięso, które nadal miłe dla podniebienia, choć mało korzystne z punktu widzenia samopoczucia po...

Zatem nasz dzień diety wyglądał tak:

Śniadanie - kasza jaglana gotowana z jagodami goji, do tego jabłka smażone/duszone z cynamonem. Doskonale odżywiające śniadanie, z nutką słodyczy i rozgrzewającego, pachnącego cynamonu.
Bardzo chętnie jemy proso, jest bardzo zdrowe, a posiłek jest wartościowy.

Drugie Śniadanie, to zielony koktajl z awokado, jabłka, soku z mandarynki, szpinaku i wody.

Obiad - zupa kapuściana z dużą ilością papryki.

Kolacja - ja zjadłam kaczkę z buraczkami i kapustą, mąż dużego sznycla z kapustą i kilkoma frytkami.  Zapomniałam o starterze, zjedliśmy chleb z pastą kiełbasianą i serkiem. Wiele osób już wie, gdzie byliśmy na kolacji :-)

środa, 13 lutego 2013

Dzień DZIESIĄTY

W tradycji katolickiej, dzisiejszy dzień jest środą popielcową  - początkiem wielkiego postu.

Posty były głównie dla bogatych ziemian, którzy obżerali się tak, iż czas postu musiał być chwilą wytchnienia dla organizmu. Natomiast biedota, na przednówku, tłumaczyła sobie swój niedostatek i głód poszczeniem właśnie. Tak to zostało ułożone i ma szansę służyć nam nawet w czasach, gdy pożywienia jest dość dla wszystkich. Szczególnie w świecie "zachodnim", gdzie szacuje się, iż w śmietnikach ląduje ok 50% produkcji spożywczej... Szok.

O poranku, jeszcze przed śniadaniem, patrząc w sufit i leżąc w łóżku, rozmawialiśmy z mężem o postanowieniach na czas wielkiego postu. Czego możemy sobie odmówić? Mąż wypalił z wielką szczerością: obiecuję nie chodzić do kina. Ależ my prawie nie chodzimy do kina! Ostatnio byliśmy na Bondzie! To do teatru też. Ależ poświęcenie! W teatrze byliśmy na "Deszczowej piosence", też już dawno...
Cóż, tak to jest z tym odmawianiem, postanowieniami.
Postanówmy jeszcze, że w tym czasie nie polecimy na Księżyc, nie spędzimy urlopu na Hawajach, nie kupimy sobie najnowszego modelu ferrari i w ogóle nie będziemy się stołować w pięciogwiazdkowych restauracjach :-))))


Śniadanie, to pasta rybna, chleb i jajo na twardo. Sporo węglowodanów, ale też tłuszczu i białka. Za porcję warzyw musiała wystarczyć cebulka wkrojona do pasty rybnej :-) Niestety, mamy nałóg jedzenia ryb z puszki. A właściwie jednej, konkretnej makreli z jednej, konkretnej firmy. To zły nałóg, bo puszka metalowa, konserwa konserwowa i w ogóle... Ale od czasu do czasu pozwalamy sobie na ten gest w stronę podniebienia i fundujemy sobie puszkę makreli w sosie pomidorowym. Cóż...

Drugie śniadanie, to sałatka z sałat, jajka na twardo, ogórka, cebulki i małego dodatku jogurtu naturalnego. Bez przypraw, aromatyczna ze względu na mix sałat - w tym czerwona, gorzka i tonizująca bezbarwny aromat sałaty lodowej. Przyznam, że pozwalam sobie chodzić na skróty i kupuję gotowe mix-y sałat w woreczku. Przygotowanie takiej sałatki trwa kilka minut, a jedzenie smaczne, zdrowe i optymistycznie nastrajające :-)

Obiad -  miałam kwadrans na przygotowanie. Wystarczy, aby ugotować makaron, zagrzać wczorajszy sos pomidorowy i zrobić szybką surówkę :-) Zdarza się tak, że czasu jest mało, a ambicje ogromne :-) aby było zdrowo, smacznie, wartościowo... Ostatnio zbyt często sięgamy po makaron, nie powinien się pojawiać na naszym stole częściej niż dwa razy w tygodniu, aby nasz organizm poradził sobie z ziarnem pszenicy.  Ale gdy świadomie planuję posiłki, jest szansa, aby tak było. Natomiast w sytuacji, gdy czasu nie ma, na talerzach ląduje makaron:-(
Ostatnio, na szczęście, jest to makaron pełnoziarnisty z semoliny, twardej odmiany pszenicy.  Taki makaron jest twardszy, nie rozgotowuje się, a po zjedzeniu cukier uwalnia się na tyle wolno, aby nasza trzustka nie dostała palpitacji serca :-)
Wiadomo, że produkty o wysokim indeksie glikemicznym (IG) podnoszą cukier we krwi gwałtownie, po czym następuje równie gwałtowny spadek jego poziomu i dopada nas wilczy apetyt. Wysoki IG posiadają ziemniaki, frytki, cukier, biała mąka, biały makaron... Wszystkie te produkty, których należy unikać, gdy chcemy, aby nasza waga utrzymała się na przyzwoitym poziomie :-)

Podwieczorek, to rozpusta zupełna - kanapka z serem żółtym (!) i kakao z prawdziwym mlekiem :-) Było pyszne, choć to bomba alergenów. Ale damy radę :-)

wtorek, 12 lutego 2013

Dzień DZIEWIĄTY

Dziś przeczytałam, że odchudzając się, powinniśmy naszą wagę sprawdzać raz w miesiącu. W sensie ważyć się, bo samo sprawdzenie, czy waga działa, może następować w dowolnym czasie :-) Chodzi o to, że w zależności od pory dnia, ilości zjedzonej ostatnio soli, czy innych faz miesiąca, ze względu na sen lub jego brak, nasza waga może skakać w dowolną stronę nawet o 2 kg! I to z dnia na dzień.

Dieta nie powinna aż tak bardzo wiązać się z celem określonego ciężaru ciała samym w sobie. Dopiero, gdy kryje się za nią coś więcej, mamy dość powodów do motywowania się dzień po dniu.

Ale więcej, o tym, co właśnie przeczytałam, znajdziecie na moim "Zielonym czytaniu" :-)
www.zieloneczytanie.blogspot.com

koktajl zielona energia
Śniadanie, dość ostatnio monotonnie i bez polotu, a do tego szybko i wygodnie. Czyli serek ziarnisty ze szczypiorem, pomidorem i papryką. Smaczny, pożywny, pozwala na zjedzenie sporej części dziennej dawki warzyw.

Na drugie śniadanie koktajl energetyzujący. Zapraszam po przepis na mój Zielony Blog:
www.zielonablogerka.blogspot.com


Obiad, to kasza mazurska jęczmienna, duszone cukinie z chili na ostro, sos pomidorowy.
Danie proste, bardzo smaczne i pożywne. Jestem fanką kaszy, zatem przyjemność dla podniebienia i wyobraźni :-)
Niestety, przesadziłam z ilością :-( Podwieczorek nie był potrzebny, bo zbyt wiele do strawienia.

obiad - kasza, cukinia, sos powmidorowy
Kolacja dość prosta - serek z warzywami, który został ze śniadania. Nie lubię wyrzucać jedzenia, myślę wtedy o dzieciach w Afryce, o naszym dzieciństwie, gdy w sklepie nie było serków wiejskich "na zawołanie", a papryka w zimie mogła pochodzić wyłącznie ze słoika. Dlatego pozostałości ze śniadania zapakowałam do pojemniczka i zjadłam na kolację :-) Tym bardziej, że Mąż rozkoszuje się właśnie kuchnią włoską :-), a nasi goście wrócą pewnie późno.

Powinnam napisać coś jeszcze.
Otóż wcale nie jestem aż taka dzielna i mam chwile prawdziwej słabości. Dziś pozałatwiałam ważne sprawy i miałam czas, aby pochodzić po sklepach. Docierały do mnie zapachy piekarni wspaniałych ciasteczek w M&S, później w innych miejscach, gdzie były cukiernie, do drogerii "Ross" zaglądałam tylko po to, aby namierzyć moje ulubione czekolady miętowe, w końcu obiecałam sobie, że dziś i tylko dziś wypiję moją ulubioną kawę orkę (mleko, cukier, duuuużo chemii...). Skierowałam się do centrum handlowego w poszukiwaniu kawiarni, ale po drodze zahaczyłam o księgarnię. I na szczęście. Bo tam trafiła w moje ręce książka, która zmotywowała mnie do odstąpienia od pomysłu wypicia kawy.
A już miałam wytłumaczenia: jest mi dziś ciężko i smutno, poprawię sobie nastrój Jest ostatni dzień przed postem, a w poście nie będę jadła słodyczy, ani piła używek. Tylko dziś. Tylko ta kawa. I może małe ciasteczko...
Nie. Nie ma sensu.
Dzień się jeszcze nie skończył, jeszcze nie wypleniłam pomysłu, aby rozmrozić pączka schowanego w zamrażarce. Jeszcze o nim myślę i łapię się na tym, jak mi spływa do ust kolejne wiadro śliny... Utopię się za chwilę, bo kubki smakowe już są przekonane, że dostaną te wszystkie zakazane smaki.

I właśnie w tej chwili się cieszę, że mogę napisać o tej frustracji. Bo z tego powodu na pewno nie sięgnę po słodycze. Przynajmniej nie dziś :-)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Dzień ÓSMY

Minął tydzień od pierwszego ważenia przed rozpoczęciem diety. Jesteśmy też po Tłustym Czwartku i tłustym weekendzie. Ostrożnie można ocenić ten czas jako początek lepszego - nasza waga spdła. Na szczęście i mimo wszystko :-)

Mąż zatrzymał się na zmniejszeniu wagi o 1- 1,5 kg, w moim przypadku: ca. 2,5 kg.
Dużo i dobrze.

Dzisiejsze śniadanie, jeszcze w dobrym towarzystwie, przy pełnym stole, zaowocowało chlebem z pełnego ziarna na zakwasie. Kanapki uzupełniła polędwica sopocka i zielony ogórek. Oczywiście masło, na zdrowe oczy :-)

Drugie śniadanie, to mango z odrobiną czekolady (to ja:-)).

Na obiad zjedliśmy barszcz czerwony z fasolą i pure ziemniaczanym.  Generalnie przepadamy za zupami, a barszcz czerwony jest jedną z nich. Zawsze gotuję buraki tak długo, aby dało się je zjeść - nie wyrzucamy warzyw, zjadamy wszystko.
Jest teoria, która wskazuje, iż gotowane buraki mają bardzo wysoki indeks glikemiczny i sprawiają, że człowiek przybiera na wadze. Ale mają też dużo błonnika i dzięki temu w nieinwazyjny sposób przeczyszczają przewód pokarmowy. Ważne jest bowiem, aby od czasu do czasu zjadać większe ilości substancji balastowych i ćwiczyć nasz układ pokarmowy, by się nie rozleniwił. Dla nas, po sporym weekendowym obżarstwie, idealna jest zupa z dużą ilością warzyw. Lubimy szczególnie właśnie barszcz, zupę kapuścianą, zupę dyniową.

Podwieczorek, to mandarynki i kilka migdałów (znów ja, mąż dostał kanapkę na popołudniową przekąskę).

Mamy w planie bardziej rozumne podejście do planu posiłków, ich składu, zapewnienia odpowiednich wartości odżywczych.

Kolacja, to makaron penne z pesto i dwie surówki: z selera korzennego i z białej rzepy - też korzenna :-) A oto lista składników na surówki:

surówka z rzepy
  • rzepa biała
  • pomidor
  • sól
  • jogurt naturalny
surówka z selera:
  • seler
  • jabłko
  • sok z cytryny
  • ksylitol do smaku
  • jogurt naturalny
  • starte migdały

niedziela, 10 lutego 2013

Dzień SIÓDMY

Odwiedziny bliskich, podobnie jak spotkania z Przyjaciółmi, to najlepszy sposób na... odejście od diety bardzo daleko :-(
I dziś był taki straszny dzień.

Po pierwsze, zjedliśmy tylko dwa posiłki. To źle - powinno się jeść co trzy godziny, ale... małe porcje. My właściwie jedliśmy co trzy godziny, ale każdy posiłek był kilkugodzinny :-)
Po drugie, porcje powinny być małe, a nasze talerze wypełnione po brzegi, do tego deser lodowy... mało miało to wspólnego z dietą :-(

Zatem, śniadanie,  to w moim przypadku łosoś wędzony, tost ciemny z serkiem do smarowania, dwa trójkątne placuszki ziemniaczane. Mąż zaszalał zestawem z jajkami sadzonymi, kiełbaskami z rusztu i smażonym bekonem. Do tego placuszki ziemniaczane. Udało nam się nie zamówić naleśników :-) Ale i tak z restauracji na Polach Mokotowskich wyszliśmy w stanie przesycenia :-)
Mimo ewidentnego przejedzenia, znakomite towarzystwo Przyjaciół zrekompensowało nam ewentualne wyrzuty sumienia :-) Warto było. Pozdrawiamy!

Śniadanie skończyliśmy już po 12:00, zatem obiad mógł być dopiero o 15:00 i właśnie na tę godzinę była złożona rezerwacja w innej restauracji, tym razem w centrum. Wybraliśmy ją ze względu na troje nastoletnich: siostrzeńców i siostrzenicę :-), którzy właśnie nas odwiedzili. Nie miałam odwagi katować ich naszym jadłospisem, a umiejętności dogadzania im w zakresie sztuki kulinarnej, jak dotąd się u mnie nie objawiły. Przyznam, nie potrafię karmić nastolatków drugiego dziesięciolecia XXI wieku...
Za to restauracja w amerykańskim stylu nadaje się do tego znakomicie!

Obiad składał się, w moim przypadku z łososia z rusztu w towarzystwie warzyw na parze. Mąż był mniej grzeczny, do roladek z kurczaka zamówił frytki :-(. Na deser jedliśmy lody z bitą śmietaną.

Cóż, był to dzień, którego w naszym jadłospisie i diecie być nie powinno. A jednak byliśmy bardzo świadomi tego, co robimy, ze spokojem odeszliśmy od naszych rozsądnych wyborów na rzecz mile spędzonego czasu. Mogliśmy darować sobie lody z bitą śmietaną - byliśmy już pełni, ale ... ale... były całkiem, całkiem :-)

Jak widać, daleko nam do świętych, nasza dieta jest przeplatana wpadkami jak dzisiejszy dzień. Ale jeśli są to konsekwencje własnych, świadomych wyborów, jeśli po takim szaleństwie potrafimy wrócić na drogę zdrowego odżywiania, jest ok. Nawet lepiej, bo ćwiczymy charakter i wyzbywamy się powodów do frustracji. Jesteśmy panami naszego losu :-) Jesteśmy panami naszego jadłospisu :-)  A placuszki ziemniaczane na śniadanie, takie w tłuszczu opływające, były tak pyszne, tak smaczne, że warto było. Po prostu warto i już. Teraz wiemy, czego robić nie będziemy z pewnością do... następnego razu :-)

sobota, 9 lutego 2013

Dzień SZÓSTY

Sobota. Człowiek czeka na nią cały tydzień, by stwierdzić pod koniec dnia, że prawie jej nie było... Mija szybko, pewnie ze względu na śniadanie przed południem :-)
Bo kto wstaje wcześnie w sobotę, gdy nie musi?

Śniadanie zjedliśmy późno - właściwie w czasie, gdy powinno już być drugie śniadanie, zatem był to jeden posiłek. Owocowy koktajl czekoladowy :-) Czy coś może lepiej obudzić i osłodzić? A oto skład koktajlu:
  • mango
  • banan
  • 2 gruszki
  • łyżka peruwiańskiej maki
  • łyżka surowego kakao
  • pokruszone ziarna kakaowca
  • woda


Obiad musiał być szybki, zatem makaron pełnoziarnisty z ulubionym przez nas ostatnio pesto bazyliowym, a do tego surówka z marchewki z jabłkiem. Komponowało się świetnie :-) I było naprawdę smaczne, pożywne... oj, bardzo pożywne biorąc pod uwagę, że 100g suchego makaronu, to po ugotowaniu prawie 400 kcal :-)
Ale czymś więcej niż energią słoneczną jest nam dane żyć :-)

Dzień krótki, zatem kolacja, już bez podwieczorku. A na kolację zupa - barszcz czerwony z burakami, białą fasolą, do tego pure ze słodkich ziemniaków - batatów i jogurt naturalny. Doskonałe, smaczne, wypełniające błyskawicznie.
Bataty mają tę przewagę nad rodzimymi ziemniakami, że mają niski indeks glikemiczny. Słodkie jak marchewka, ale w smaku i zapachu - ziemniaczane :-) Gotują się błyskawicznie mimo tego, że są dość twarde. Bardzo lubię piec bataty z warzywami, jeść w sałatce. Ich słodycz jest zniewalająca :-) Polecam :-)

Tak naprawdę powinniśmy ocenić nasz tydzień diety po weekendzie, ale już teraz możemy się pochwalić utratą ponad 1 kg :-) Nawet ja okazałam się na tyle wrażliwa na dietę, aby chudnąć :-) Pewnie odstawienie czekolady pomogło :-) I może więcej jedzenia?
Hmmm... Niech pomaga, co chce, aby pomagało i było skuteczne :-)

piątek, 8 lutego 2013

Dzień PIĄTY

Bardzo ważne jest, aby stosować zasadowe oczyszczanie organizmu. Można to robić na różne sposoby, np.: okresowymi lub jednodniowymi głodówkami. a głodówki mogą być zupełne lub zasadowe.
Osobiście nie jestem zwolenniczką głodówek zupełnych i długotrwałych. Ale bardzo odpowiadają mi te zasadowe, gdy spożywa się soki owocowe i warzywne lub wywary, zupy. 

Dzisiejsza dieta jest bardzo prosta. Wszystkie posiłki główne zastąpimy zupą kapuścianą :-) Przekąski, to zielony koktajl. Jeden dzień odkwaszania organizmu.

Bardzo ważne jest, aby w trakcie zasadowego oczyszczania dostarczać produktów bogatych w pierwiastki zasadowe, czyli magnez, wapń, potas... Dzięki temu znika dyskomfort związany z usuwaniem toksyn i dzień upływa nam przyjemnie i harmonijnie.

Warto także podkreślić, że zupę kapuścianą mojego przepisu lubimy bardzo. Jemy ją bez ograniczeń, uwzględniając pory posiłków. Jest smaczna, aromatyczna i szybko działa :-)
Dodatkowo, aby wspomóc organizm, pijemy zielone koktajle - jako drugie śniadanie i popołudniową przekąskę. To zaspakaja naszą potrzebę zmiany smaku i ochotę na słodkie :-)

czwartek, 7 lutego 2013

Dzień CZWARTY - tłusty czwarty :-)

Dziś jest jeden z piękniejszych dni w roku :-) TŁUSTY CZWARTEK. Zatem dieta pączkowa nas czeka :-) Tak już jest, że czasem zwyczajnie trzeba odpuścić wszelkie ograniczenia kulinarne i najeść się pączków tak, że na samą myśl każdego innego dnia w roku będzie nam niedobrze :-)
Zatem do dzieła :-)))

Tymczasem jednak śniadanie  - z tego, co znalazłam w lodówce. Czyli sałatka (pomidor, ogórek i zielona papryka) z serkiem wiejskim. Przyprawy: włoska i pieprz. Drobno pokrojone warzywa, aby dokładniutko pogryźć. Do tego herbata ziołowa i śniadanie nasyciło w zupełności.
Znów zbyt duża ilość "się zrobiła", zatem automatycznie drugie śniadanie jest takie samo.

Obiad, to pełnoziarnisty makaron penne z bazyliowym pesto i surówką z białej rzodkwi. Surówkę tę polecam poszukiwaczom wspaniałych smaków - biała rzepa jest łagodna, ale bardzo aromatyczna. Lubię tę surówkę, bo przygotowuje się ją w kilka minut, a kulinarnie syci zmysły i brzuchy :-)
A oto przepis:
  • 1 biała rzepa 
  • 2 łyżki jogurtu naturalnego
  • 1 pomidor
  • sól do smaku
Rzepę trzemy na grubej tarce, dodajemy jogurt naturalny, pokrojonego w kostkę pomidora, solimy, mieszamy i gotowe :-)

Podwieczorek, to  kolejne dziś pączki z aromatyczną herbatą z miodem i cytryną. Mało dietetycznie, ale bardzo wolnościowo :-) Choć przyznam, że dzisiejsze pączki nie cieszą mnie jak kiedy... Potrafiłam zjeść 16 sztuk tego jednego dnia w roku :-) Dziś... hmmm... może 5 sztuk, jeśli bardzo się postaram :-)
Nie radzę tego elementu "diety" stosować na co dzień, proszę nie naśladować, bo może skończyć się źle :-)

Dziś było wiele na temat pączków, w tym sposoby magiczne na neutralizację skutków pączkowego obżarstwa.
Ja poszłam na szybkie zakupy i na kolację na naszym stole zagościła... zupa kapuściana. Uwielbiamy ją, głównie za smak selera naciowego. Jest cudowna, lekka, ciepła i zasadowa. Doskonale zneutralizuje nasze dzisiejsze pączkowe szaleństwo. A oto przepis na moją zupę kapuścianą:
składniki
  • kapusta biała
  • seler naciowy
  • papryka zielona
  • papryka czerwona 
  • cebula
  • pomidory
  • przyprawy - włoska, oregano, majeranek, pieprz cayen, sól
  • zielona pietruszka
  • woda :-)
Zaczynam od gotowania kapusty z cebulą, dodaję zioła, później paprykę, na końcu seler naciowy i pomidory. Smak doskonały, zajadamy się do bólu :-) Bólu brzucha, oczywiście :-) Ważne, aby przypraw było naprawdę dużo, dzięki temu mamy szansę przetrwać noc bez konieczności wstawania :-)

środa, 6 lutego 2013

Dzień TRZECI

Jak dotąd, niekoniecznie poczuliśmy, że jesteśmy na diecie.  Powód jest prosty - zbyt duże porcje jedzenia. Chyba nie da się schudnąć, gdy człowiek pełny :-) Do tego nabiał niekoniecznie służy, zdaje się, że jeszcze odczuwam skutki poniedziałkowego mięsa na obiad. Warto się zastanowić i bardziej zmodyfikować nasz jadłospis.
A mimo to, mąż zszedł z wagi zadowolony - 1 kg mniej. U mnie... cóż... lepiej poczekać do końca tygodnia, bo jak to możliwe, aby tyć na diecie??? Może za dużo wody piję? Ale jak tu nie pić? To wbrew logice! Jak dobrze, że podczepiłam się pod przyszły sukces męża :-) Przynajmniej będzie co świętować :-)))

Tymczasem śniadanie i kolejny ukłon ku zapożyczonemu przepisowi na omlet z otrębami. Moja wersja, to mleko sojowe, jogurt naturalny, otręby orkiszowe, jajko, szczypta soli, kardamonu i cynamonu. Lekko dosłodziłam też ciasto ksylitolem. Podane z bananami, choć pierwotna wersja wskazywała na konfiturę wiśniową bez cukru :-)
I tutaj z bólem przyznam się do porażki. Odkąd pamiętam, nie potrafiłam zrobić omleta. Trzymam się przepisu, czy nie, zwyczajnie mi nie wychodzi. To, co mój mąż dostał dziś na śniadanie, było naprawdę smaczne, ale nie nadawało się do oglądania :-))))

Na drugie śniadanie zielony koktajl - z dodatkiem życiodajnej spiruliny. Przepis znajdziecie tutaj:
http://zielonablogerka.blogspot.com/
Spirulina zabarwiła koktajl na niebieskawą zieleń i sprawiła, że wszystko wokół zrobiło się zielone :-) Jeśli ktoś myśli, iż łyżeczkę sproszkowanej spiruliny dziennie użyje ot, tak, to niech pozbawi się złudzeń. Koktajlu musi być naprawdę duży dzban, aby smak i aromat spiruliny nie zepsuł nam przyjemności smakowania zielonego nektaru :-)
Dla mnie drugie śniadanie było także pierwszym - mojego omleta nie udało się uratować :-(

Obiad dziś jem sama. Pozwoliłam sobie na szaleństwo włoskiej klasyki - makaron szpinakowy z pesto bazyliowym, do tego pomidor z cebulą i przyprawą włoską. Makaron ugotowałam al dente, a z pesto sporo zostało na talerzu po zjedzeniu potrawy.
Co mnie usprawiedliwi? Może to, że makaronu było 50 g, a pesto łyżeczka od herbaty? Było pyszne i przynajmniej dziś wiem, dlaczego waga nie spadnie :-)))) 

Kolacja - lekka i aromatyczna zupa warzywna. Wywary z warzywami mają zdolność odkwaszania organizmu, o ile nie wpadniemy na pomysł, aby robić je na mięsie lub zabielać. Warzywne zupy są polecane przy głodówkach zasadotwórczych, gdyż dostarczają organizmowi minerałów potrzebnych do usuwania toksyn i spalania tłuszczu. O ile latem możemy głodówki uskuteczniać pijąc soki warzywne i owocowe, o tyle zimą zalecane są ciepłe wywary warzywne.
Przyznam, że już brakowało nam w diecie zup...

wtorek, 5 lutego 2013

Dzień DRUGI

Jeśli komuś się wydaje, że dieta, choć smaczna, jest prosta i przyjemna, to zdradzę, że niekoniecznie :-(
śniadanie: pomidor, papryka, szczypior, cebula, serek ziarnisty
Mimo kalorycznej i bogatej w białko kolacji, dopełniliśmy dzień porcją kapusty kiszonej sote i gorzką czekoladą :-) Cóż, nie jesteśmy święci i warto, aby się do tego przyznać :-) I tylko szkoda, że jedliśmy tuż przed północą... Wszystko ma, na szczęście plusy. Obudziliśmy się nasyceni. Bez chęci na śniadanie, bez wilczego apetytu.

Dziś jest drugi dzień naszej diety. O poranku, jak ten świstak ze sreberkami, przygotowywałam śniadanie. Kroiłam paprykę, cebulę, szczypior, pomidory... Wszystko w drobną kostkę. Do tego serek ziarnisty i przyprawa włoska. Smaczne, bardzo smaczne :-)
Papryka zawiera dużo witaminy C i cennych składników odżywczych, a ta żółta, jest dodatkowo słodka.


Drugie śniadanie, to ten sam zestaw, gdyż zwyczajnie nie byliśmy w stanie zjeść całej przygotowanej porcji na śniadanie :-) Zapakowane w pudełeczko, mąż zabrał do pracy.



Obiad, to kasza jęczmienna z warzywami i sos pomidorowy z papryczką chili.
I tutaj mała dygresja. Kasze lubimy bardzo i jemy często. Są źródłem wapnia, mikroelementów, witamin i błonnika. Kasze sprawiają, że możemy sobie odpuścić mleko, na które większość z nas źle reaguje :-(
Kasza, szczególnie jęczmienna, jest tradycyjną potrawą staropolską. Była obecna na stołach naszych przodków, a i teraz częściej pojawia się w diecie zdrowo odżywiających się. Jedną z większych propagatorek jedzenia kaszy jest Reni Jusis :-)

Podwieczorek - zielony koktajl z miodem i pierzgą. Był on mocno deserowym uzupełnieniem dzisiejszego menu :-) Przepis możecie znaleźć tutaj:
http://zielonablogerka.blogspot.com/

poniedziałek, 4 lutego 2013

Dzień PIERWSZY

Jest poniedziałek, dobrze zaczyna się dietę w poniedziałek. Chyba... Ale tak, w poniedziałek, po obżarstwie weekendowym, później dobrze się liczy: tydzień, dwa, trzy, cztery...

Właśnie na cztery tygodnie wstępnie zaplanowaliśmy pierwszy etap diety, chyba, że wyjedziemy na urlop po trzech tygodniach, wtedy będzie przerwa i znów tygodnie diety. A kiedy skończymy? Dokładnie w chwili osiągnięcia zaplanowanej i bardzo pożądanej wagi. Od dziś, dokładnie za -16,7 kg. Aby było bezpiecznie i zdrowo, powinno to potrwać ca. 4 miesiące. Kilogram tygodniowo. Ale gdy uwzględnimy, iż dieta jest skromna kalorycznie, utrata wagi powinna zająć 12 tygodni.
A jak będzie naprawdę? Zobaczymy :-)

Wybrana dieta opiera się na dużej ilości przypraw. Pisałam już o ich zbawiennych właściwościach na moim Zielonym Blogu. Nie jest moim pomysłem, korzystamy z gotowca, którego będziemy modyfikować, zatem proszę o ostrożne podchodzenie do tematu i nie naśladowanie :-)
Ale oczywiście zachęcam do przyłączenia się do nas :-)


Dzień pierwszy, to śniadanie na bazie kefiru, banana i cynamonu. Gdy przeczytałam, iż będzie to tylko tyle, obawiałam się o reakcję męża, ale dzielnie zjadł wszystko i mam wrażenie, że się nasycił. Na drugie śniadanie, w pudełeczku do pracy otrzymał pomidory z ziołami prowansalskimi i butelkę wody źródlanej z miętą. Do śniadania dzielnie wypił kubek herbaty ziołowej z dużą ilością startego kłącza imbiru. Uwaga, wypić można tylko na chłodno, o ile nie chce się zapłonąć niczym pochodnia :-)

potrawka z indyka z warzywami i ryżem brązowym
Obiad, to znów ostra, aromatyczna potrawa z filetu z indyka, mieszanki chińskiej i ryżu.
Przyprawy, to papryka ostra (1 łyżeczka), sól i pieprz.

Na podwieczorek koktajl - oczywiście zielony :-) Oto składniki:
  • awokado
  • banan
  • gruszka
  • jabłko
  • szpinak
  • woda
Koktajl można zabrać ze sobą - do pracy, na spotkanie...

Kolacja, to  sałatka z fasolą i prażonym słonecznikiem. Zadaniem kolacji jest nasycenie, które pozwoli nam spokojnie spać i wytrzymać do rana bez palącej potrzeby lunatykowania w kierunku lodówki. Dlatego też dzisiejsza sałatka zawiera wszystko, co potrzebne organizmowi, aby spokojnie trawić, sycić - zarówno ciało jak i zmysły.
Sałatka składa się z papryki (czerwona i żółta), pomidora, fasoli czerwonej i prażonego słonecznika.
Kolacja, to doskonały czas na bogate w białko warzywa strączkowe.

Dlaczego DIETA?

Stopniał śnieg. Zupełnie. Padał deszcz, wyczyścił resztki bieli z trawników, a pomiędzy moimi kamieniami na tarasie znów zobaczyłam zielone roślinki. Pięknie się przechowały :-)

Śniegu nie ma, zatem wiosna tuż tuż :-) A jak wiosna, to oczywiście dieta :-) To nic, że luty, że jeszcze nas zaśnieży, ja czekam na wiosnę i właśnie ją sobie wymyślam :-)

I oczywiście - odchudzam męża :-) Niech ma coś z życia :-) Niech wie jak bardzo go kocham :-) Niech będzie go mniej, ale za to zdrowiej, sprężyściej, estetyczniej :-)
Uśmiecham się przy tym, bo już jest najcudowniejszy na świecie, ale... ale... ale... jeszcze może być zdrowszy i z większymi szansami na dobre życie w przyszłości.

Zatem postaram się pisać codziennie o tym, czym nakarmiłam męża, jak fajnie chudnie, jak marudzi przy jedzeniu :-) i jaki jest szczęśliwy, gdy waga łaskawie pokazuje niższą numerację :-)

Zapraszam do śledzenia naszych postępów. Bo przecież wspólnota małżeńska obowiązuje :-) Sukces będzie wspólnym sukcesem.