sobota, 22 czerwca 2013

Greckie wakacje dzień 11 - zioła wprost z ogrodu

Dziś zjadłam najlepszą sałatkę grecką na Krecie. Tak, jestem przekonana, że nic lepszego dostać nie można :-)

Ogród botaniczny, to nie tylko piękne rośliny, ale także doskonałe jedzenie. W karcie nie ma coca coli, czy innych wątpliwie zdrowych dodatków, za to każde danie zawiera zioła jak nie z tej ziemi :-)
Mąż zamówił kurczaka z pomarańczami. I dla tej sałatki i tego kurczaka, no, może jeszcze dla widoków warto było tam pojechać :-)


I tutaj mała zagadka. Jaką roślinkę jadłam w dniu dzisiejszym? Gałązka w kolorze fioletowym, zielone drobne listki. W smaku delikatnie kremowa, mało wyrazista, ale smaczna. Na zdjęciu sałatki znajduje się na pierwszym planie :-)

środa, 19 czerwca 2013

Greckie wakacje dzień 8 -10: najpiękniejsze plaże

AFRATA
Kreta ma naprawdę piękne i niezwykłe plaże. Od kamienistych, poprzez żwirowe, aż do piaszczystych, prawie białych i różowych jak przepiękna Elafonisi.

Zakochałam się w tym cudownym szumnie morza i jedzeniu na plaży :-) Niestety, jest też minus codziennych wyjazdów- zaczęliśmy jeść szybkie śniadania, pyszne, ale niekoniecznie dobre dla mojego organizmu. Czyli chleb, masło, feta, pomidor, cebula... Smaki dzieciństwa, niezwykle słodkie pomidory i aromatyczna cebula.

Obiad, to zazwyczaj sałatka grecka i kawałek kurczaka porwany mężowi :-) W międzyczasie ugotowaliśmy po raz kolejny fasolkę, aby wspomóc nasz układ trawienny :-) W drodze jemy pestki słonecznika, ciasteczka, pijemy na plaży niezwykłą frappe.

Ostatnie dni, niestety, przyniosły totalne rozluźnienie i nierozsądne jedzenie (lody..., piwo, coca cola do burbona...). Na efekty nie trzeba długo czekać :-( Czeka mnie wizyta w aptece i poszukiwanie naturalnego błonnika, najlepiej babki płesznik, aby uratować komfort ostatnich dni wakacji. Z cudownego samopoczucia przeszłam w stan ciężkości i dyskomfortu. Gdy się już zaczęło dobrze jeść i zboczy się z tej właściwej drogi, skutki odczuwalne są natychmiast :-)

FALASSARNA
Ale miało też być o najpiękniejszych plażach :-) Zakochaliśmy się w pobliskiej Afracie i tarasie tawerny, z którego można podziwiać niesamowite morze. Siedzimy wieczorem, aż zaświecą się światła :-) Plaża ta jest maleńka, kamienista, wbita pomiędzy ogromne skały. W tawernie podają wspaniałą sałatkę :-)

Kolejna z plaż godnych polecenia, to Falassarna. Ogromna, rozległa, piękny
krajobraz i niezwykły widok, gdy się do niej zjeżdża z gór. Przy drodze zjazdowej znajduje się dużo tawern z pięknymi tarasami widokowymi. Warto choćby zatrzymać się na kawę i upajać tymi widokami.

ELAFONISI
Trzecia z plaż, to wspomniana Elafonisi. Uznawana za królową tutejszych plaż, gdyż zawiera niejako w swoim portfolio nie zamieszkałą wyspę, do której dociera się pieszo, brodząc co najwyżej po pas w wodzie. Widoki niezwykłe, piasek niemal biały, miejscami różowy od drobnych muszelek. Typowy rajski krajobraz, szczególnie, gdy się pójdzie na wyspę.

Dodatkową atrakcją jest droga z północy na ten południowo- zachodni kraniec Krety. Wybierając trasę nadmorską, jedzie się wysoko w górach wąskimi serpentynami, a widoki zapierają dech w piersiach :-) Wytchnienie dają tawerny, w których warto się zatrzymać na posiłek. W jednym takim miejscu zatrzymaliśmy się - ja oczywiście zamówiłam sałatkę grecką :-) Od czasu przygody z królikiem nie mam zaufania do przydrożnych tawern ...
Czeka na nas jeszcze wiele pięknych plaż Krety, ale to raczej następnym już razem :-)

Greckie wakacje dzień 7 - najlepsza grecka feta i najgorszy królik...

Trafiliśmy do znajdującej się nieopodal hurtowni z serami i nabyliśmy półkilogramowy kawałek wspaniałej fety. Dla Kreteńczyków każdy ser biały, to feta - łącznie z bryndzą, czy serem białym do wypieków.

Ale ta, zakupiona przez nas, okazała się klasyczną grecką fetą. Przepyszna! Zwarta konsystencja, delikatny smak, mleczny zapach... marzenie.

Nic dziwnego, że feta stała się królową naszego śniadania. Do tego słodkie pomidory i pachnące pieczywo.

Królik w sosie winnym - wyglądał lepiej niż smakował :-(
Obiad, natomiast, okazał się porażką ... Jadąc do Parku Botanicznego zatrzymaliśmy się w tawernie. Gorąco namawiano nas na wieprzowinę, ale wybrałam, za namową kelnerki, królika w sosie winnym.
Było to najgorsze, co dostałam na tej pięknej wyspie do zjedzenia. Na dodatek rozbolał mnie brzuch... Na szczęście w Parku Botanicznym można było degustować miodówkę i lekarstwo szybko zadziałało :-)

Kolację, natomiast, zjedliśmy w wybornym towarzystwie :-) Basia i Jola zaprosiły nas na pożegnalny kieliszek wina żywicznego. Ale były też "gołąbki " w liściach winogronowych i inne specjały kuchni greckiej. Dziewczyny z żalem żegnały się z wyspą...

wtorek, 18 czerwca 2013

Greckie wakacje dzień 6 - kawa w kolorze karmelu

młynek do kawy w sklepie "u dziadka"
Codziennie zaglądamy do pobliskiego sklepu - właściciel wita nas bezzębnym uśmiechem. Wygląda, jakby naprawdę się cieszył, pyta jak się mamy i cały czas uśmiecha. Uwagę naszą  przykuł młynek z kawą. Idealnie wypalone ziarna w kolorze ciepłego karmelu... Sama już zmielona kawa także ma cynamonowy jasny odcień. Rewelacja!

Dziś na śniadanie kawa - wyjątkowo z mlekiem, gotowana w specjalnym tygielku. Do tego sałatka ( pomidory, ogórek, cebula ) z jogurtem naturalnym i pomarańcze także z jogurtem. Rewelacyjne, lekkie śniadanie. Smak warzyw, a szczególnie cebuli, niezwykły!

Obiad, to fasolka z dodatkową  porcją kiełbasy i pomidorów. Danie zwykłe, a jednak zaskakujące aromatami świeżości i kreteńskiego smaku :-)

Wieczorem wybraliśmy się do miejscowości Chania, ale nie zdecydowaliśmy się na kolację w mieście. Szkoda było czasu, gdy światło doskonałe do robienia zdjęć :-) Po przyjeździe do naszej wioski, wysiedliśmy przy knajpce z kebabem :-) Zamówiliśmy po szaszłyku drobiowym :-)

niedziela, 16 czerwca 2013

Greckie wakacje dzień 5 - fasolka

W sklepie zobaczyliśmy piękną fasolę - dorodny biały jaś. Jako wielbiciele zup i gorących dań jednogarnkowych, od razu pomyśleliśmy o tym samym :-)
Nie pomyliliśmy się. Fasolka wyszła wspaniała! Z tutejszymi pomidorami , lokalną ziołową kiełbasą...

Natomiast kolacja okazała się znów zbyt duża... Jak zwykle zaczęło się od sałatki greckiej, tzatzyków, oczywiście domowego czerwonego wina. Tym razem darowałam sobie tzatzyki. Nie powinnam jeść czosnku :-(
Następnie podano  rodzaj tarty z serem i mały zawijany placuszek nadziewany serem z miętą. Ciasto na wzór francuskiego, ale mniej chrupiące. Delikatność, soczystość...
Na danie główne rodzaj pieczeni z mięsa i warzyw. Do tego ziemniaczek , warzywna pulpa.
I tutaj mała dygresja. Z przyczyn, których jak dotąd nie rozumiem, Kreteńczycy lubią wieprzowinę. Przyznam, że liczyłam na baranie specjały, jagnięcinę, a tu wieprzowina... Cóż...
Po kolacji, która kończyła się kieliszkiem rakiji i cytryną w cukrze na "zagryzkę" noc okazała się naprawdę trudna. Nie jesteśmy w stanie już jeść wieprzowiny, ani aż TYLE. Szczególnie w ciepłym klimacie.

sobota, 15 czerwca 2013

Greckie wakacje dzień 4 - Smaki Heraklionu

Dziś zwiedzaliśmy Knossos, po czym udaliśmy się do Heraklionu. Kreta zachwyca, nie tylko kulinarnie :-)

W Heraklionie, największym mieście Krety, usiedliśmy w knajpce w pobliżu fontanny i kościoła św. Tytusa, by posilić się nieco. Zamówiłam grecką sałatkę.
Okazało się, że pomidory na wschodzie są jeszcze słodsze! Duży kawałek fety i tylko oliwy nieco mniej niż zwykle. Zamawiając salatkę, robię ranking najlepszych miejsc :-) Heraklion jest w porządku, ale jadłam lepszą :-)

Kolację jemy w barze z kebabem - ani jednego turysty, sami miejscowi. Pani odbierająca zamówienie niecierpliwi się, nie rozumie po angielsku, poda i tak co zechce :-)
Przede mną ląduje talerz z szaszłykiem drobiowym, frytkami, pomidorem, cebulą i przypieczonym chlebem. Jako dodatek - duża porcja jogurtu naturalnego.
Pychota :-)

Ciekawym dodatkiem jest ćwiartka cytryny - obok rośnie drzewko cytrynowe i  jestem pewna, że to z niego pochodzi ów owoc. Bez charakterystycznej, konserwującej woskowiny, daleki od doskonałości w wyglądzie - daje sok o smaku delikatnym, ale zdecydowanym.

Greckie wakacje dzień 3 - pomarańcze

Tutejsze pomarańcze rosną jak nasze jabłka - dosłownie wszędzie :-) Zamiast błyszczącej woskowanej skórki, pokrywa je delikatny żółty nalot. A smak? Słodycz, soczysta słodycz :-)

Pierwszy raz pomarańcze wprost z drzewa jadłam w Iranie. Jadąc samochodem z Teheranu na południe, zatrzymaliśmy się przy drodze i kupiliśmy worek pomarańczy. Sprzedawane jak nasze jabłka, czy ziemniaki (na worki), miały jeszcze listki przy "ogonkach ". I ten charakterystyczny żółty nalot. A smak? Dla nas absolutnie nie zwykły. Zupełnie nie podobny do tego, który znamy - kwaśnego, chemicznego. Te pomarańcze smakują cudownie!

Na śniadanie znów pomidory, do tego ogórki, ciabata i jogurt naturalny. Do picia, natomiast, napar z świeżej mięty. Kupiliśmy wczoraj aromantyczny pęczek i dziś zaparzyłam z rumiankiem. Pyszne :-)

Obiad, to zupa przygotowana przez Męża :-) Ziemniaki, marchewka, kalafior i przywieziona domowa kostka warzywna. Uwielbiamy zupy, szczególnie te na gorąco, nawet latem :-) Mąż spisał się znakomicie.

W międzyczasie były, oczywiście, pomarańcze :-) Ze słonecznikiem :-)

A kolacja, to osobna historia. Przygotowana przez żonę właściciela hotelu, okazała się kwintesencją domowej greckiej kuchni.

Na wstępie podano nam dzbanek czerwonego wina. Następnie grecka sałatka z tymi wspaniałymi pomidorami, o których już wspominałam :-) Do tego wspaniałe pieczywo, aromatyczna oliwa (produkowana przez właściciela) i tzatzyki.

Kolejną potrawą były faszerowane i pieczone warzywa: pomidor, papryka i cukinia. Delikatny smak farszu przenikał aromat mięty i innych ziół. Yamista, bo tak się nazywa ta potrawa, podawana jest jako ciepła przekąska, ale proszę mi wierzyć, zazwyczaj wystarcza jako danie główne :-) Dodatek sosu tzatzyki lub jogurtu naturalnego łagodzi intensywne aromaty przypraw.

Wreszcie danie główne: moussaka :-) Z odrobiną mielonego mięsa, bakłażanami, wspaniałym sosem beszamelowym zapieczonym tak, aby powstała chrupiąca skórka. Ponieważ nie jem sera żółtego (produkt "czerwony"), zawsze pytam, czy aby w serwowanej moussace nie ma tego składnika i zazwyczaj kucharki mocno się oburzały. O co ja je podejrzewam? Hmmmm.... O pójście na skróty?

Na deser arbuz z nektarynami i rakija :-)
Przyznam, że to kulinarne szaleństwo spowodowało solidny zawrót głowy :-)

piątek, 14 czerwca 2013

Greckie wakacje dzień 2 - prawdzwie, pachnące pomidory...

Mimo, iż to dopiero czerwiec, na Krecie można zjeść wspaniałe, smaczne i słońcem słodzone pomidory. Mają zapach naszych lat osiemdziesiątych, gdy babcia na wiosce zrywała pomidory i kroiła grubo na kromkę chleba. Ten smak odnajduję tutaj :-)

Śniadanie, to pyszna ciabata z jogurtem greckim i pomidorem. Proste, zwyczajne i wakacyjne śniadanie:-) Smak niezwykły, bo naturalny, bez obcych sztucznych aromatów :-) Zjedzone na balkonie, przy dźwiękach natury... pysznie :-)

Na kolację poszliśmy do knajpki dla turystów, gdzie podawany jest m.in. kebab. Jak się okazało, w środku byli sami Kreteńczycy - mieszkańcy wioski. Rozmawiali głośno, śmiali się i... jedli kebaby :-) Ja zdecydowałam się na sałatkę grecką. Dostałam zatem dużą miskę z sałatką i ogromny plaster fety na wierzchu :-)
Doskonałe jedzenie! Podzieliłam się z Mężem, bo porcja słuszna :-) Zachwycił go smak cebuli - słodki, automatyczny, delikatny :-)
Na zakończenie kolacji obowiązkowa rakija - tym razem mocniejsza, ewidentnie dla turystów :-(

czwartek, 13 czerwca 2013

Greckie wakacje dzień 1

Na Krecie jesteśmy po raz pierwszy. Wiele się mówi o doskonałej dla zdrowia diecie śródziemnomorskiej i może dlatego zdecydowaliśmy się na pobyt bez hotelowego wyżywienia. W hotelach bowiem, podobnie jak w barach goszczących wyłącznie turystów, kuchnia jest zamerykanizowana, czyli hamburgery, frytki i wszechobecny grill .

Odspawszy nie przespaną noc, poszliśmy na spacer po plaży i odrobinę głodni trafiliśmy na kolację do tawerny u Michalisa.

I wreszcie moussaka! Wspaniała! Przygotowana przez żonę Michalisa, smakowała Kretą :-)
Jeszcze deser i po kieliszku rakiji.
Jak tylko obiecałam Michalisowi, że w ciągu pobytu zacznę płynnie mówić po grecku :-) na naszym stole znalazła się przekąska w postaci ciepłego chleba typu ciabata i rodzaj dipu na bazie oliwy i ziół. Pyszności.

środa, 12 czerwca 2013

Ciasteczka orkiszowe z migdałami.

W poszukiwaniu kompozycji doskonałej, sięgnęłam znów po orkisz i migdały. Ciasteczka, które sycą, smakują, są przyjazne dla organizmu... czyż nie warto pokusić się o spełnienie marzeń "ciasteczkowego potwora"?

Warto!

A oto przepis:
  • 500 g orkiszu
  • 150 g ksylitolu
  • 170 g mąki z migdałów
  • 50 g posiekanych migdałów
  • 50 g płatków z migdałów
  • 2 jaja
  • łyżeczka sody
  • 70 masła
Orkisz i ksylitol mielimy, dodajemy migdały (mąkę, posiekane, w płatkach), sodę i mieszamy sypkie składniki. Dodajemy rozpuszczone i wystudzone masło, a także całe jaja i zagniatamy ciasto. O ile sezamowe ciasteczka są miękkie, bez trudu je kroimy przed upieczeniem, o tyle orkisz nie chce aż tak doskonale współpracować :-( Zdarza się, że potrzeba więcej masła lub dodatkowe jajo, zatem warto być na to przygotowanym. Gdy robimy ciasteczka z dużą ilością orzechów brazylijskich, sezamu, czy orzechów laskowych, potrzebujemy mniej masła.
Uformowane wałeczki mrozimy, następnie kroimy i pieczemy w temperaturze 180 stopni przez 10 minut.

Dziś był "dzień jednego posiłku". Czyli obiadokolacja. Na śniadanie sok z marchewki, a później zabrakło czasu na cokolwiek aż do późnego popołudnia. Upiekłam łososia - dużą porcję z nadzieją, że dołączy do nas Tomek. Cóż, wymigał się :-( A łosoś wyszedł świetnie, to już ostatni kawałek z doskonałej partii, którą otrzymałam w prezencie z dobrego źródła.
Jako dodatek do łososia przygotowałam dwie surówki: jedna z rukoli i pomidorków koktajlowych, a druga, to mix sałat z ogórkiem. Niestety, nie zdołaliśmy zjeść wszystkiego - to naprawdę była kolacja dla trojga...

wtorek, 11 czerwca 2013

Ciasteczka sezamowe.

Sezam znamy głównie jako składnik słodkich przekąsek takich jak chałwa, czy twarde ciasteczka sezamki. Ani jedna, ani druga forma spożywania tego wspaniałego ziarna nie jest najwłaściwszą, głównie ze względu na ogromną ilość cukru, jaką znajdujemy w gotowych wyrobach sezamowych. Dlatego też namawiam do zrobienia ciasteczek samodzielnie :-)

I jeszcze słów kilka o sezamie. Jest to roślina bogata w drogocenne dla naszego zdrowia kwasy tłuszczowe (NNKT), lecytynę, proteiny, witaminę A, E, witaminy z grupy B i pierwiastki takie jak magnez, potas, wapń, żelazo, cynk i fosfor. Na uwagę zasługuje białko, którego ziarenka sezamu zawierają dużo, bo aż 20%, o czym doskonale wiedzą weganie :-) Ale i tak na szczególną uwagę zasługuje tłuszcz zawarty w sezamie. Mimo, iż jest go bardzo dużo, bo aż ponad 50%, to spożywanie sezamu chroni nas przed wysokim cholesterolem, zmniejsza ryzyko nowotworów, poprawia nastrój, odporność i metabolizm. Sezam także odmładza :-)

Czy to wystarczające powody, aby sięgnąć po te aromatyczne złociste ziarenka? Sądzę, że tak i z wielką przyjemnością przygotowuję ciasteczka według poniższego przepisu:
  • 300 g sezamu
  • 100g ksylitolu
  • 120 g mąki amarantusowej
  • 30 g masła
  • 2 jaja
Sezam prażymy, studzimy, a następnie mielimy. Ksylitol mielimy na puder. Sezam, ksylitol i mąkę amarantusową mieszamy ze sobą, dodajemy wystudzone roztopione masło, jaja, zagniatamy szybko ciasto. Można dodać pół łyżeczki sody. Ciasto mrozimy, a następnie kroimy na cienkie ciasteczka i pieczemy 11 minut w 180 stopniach bez termoobiegu.

Oprócz ciasteczek miałam też niewątpliwą przyjemność zjeść śniadanie w postaci kanapki z żytniego chleba na zakwasie z łososiem wędzonym. Jestem wielbicielką łososia :-) Niemal w każdej postaci :-) Ciekawe, czy ciasteczka z łososiem byłyby smaczne...? hmmm... trzeba spróbować!
Łosoś ma bardzo dużo wartościowego białka, bo średnio, w zależności od gatunku 20-25%. Ważne, aby kupować łososia atlantyckiego - jest większa szansa, iż jego mięso będzie naturalnie czyste :-)

Na obiad przygotowałam ryż jaśminowy i warzywa z sosem pomidorowym. Lubię dania wegańskie, a nawet od czasu do czasu ryż właśnie. Ten jaśminowy ma delikatny smak, wspaniale pachnie i jest doskonały do deserów. Niestety, jest też biały :-( A jak wiadomo, lepszy jest ten pełnoziarnisty, jak najmniej oczyszczony.


Kolacja, to sałatka jajkiem :-) Zazwyczaj kupujemy jaja ekologiczne, czasem z chowu ściółkowego i one naprawdę smakują inaczej - lepiej! Szczególnie te gotowane na twardo, czy jedzone na miękko mają wspaniały naturalny smak. Białko jajka jest bardzo wartościowe i zaspakaja wszelkie apetyty :-)
Zatem syci i smakuje wyśmienicie :-)


poniedziałek, 10 czerwca 2013

Weekend pod znakiem tęczy :-)

Bardzo trudno jest trzymać się diety podczas weekendowego rozluźnienia, szczególnie, gdy się wyjeżdża. Jestem przekonana, iż wszystko można zrobić, dobrze się przygotować, mieć swoje wyjścia awaryjne :-) Ale gdy zbliża się ten czas, czas próby, okazuje się, że zabrakło kilku minut na zrobienie sałatki, czy zabranie z szafki pestek słonecznika...

W ostatni weekend nie poradziłam sobie. Niestety. Po trzech godzinach snu nie byłam w stanie sensownie się spakować. Zabrałam jednak pojemnik z ciasteczkami - owsianymi z goji i migdałowymi :-) Dawkowałam sobie, zatem, to moje zdrowe pożywienie przez cały dzień! Byłam dość zajęta, zatem nie myślałam o jedzeniu, ale gdy zbliżał się wieczór, zmęczona szłam do hotelu, niby przypadkiem natknęłam się na szyld: NAJLEPSZY KEBAB W POLSCE!
I był najlepszy, rzeczywiście...

Mój weekend pod znakiem tęczy, to upadki i wzloty :-) Wspomniany kebab, z ogromną ilością warzyw, powtórzyłam raz jeszcze następnego dnia... Tym razem bez tortilli, na "tależu" :-)

sałatka z kaczką i rukolą
Zjadłam też śniadanie dość nietypowe, bo w postaci sałatki z kaczką :-) Doskonały wybór z karty, gdzie wieprzowina prześciga się z pszenicą i są obecne niemal w każdej potrawie! Do sałatki dostałam też dwie grzanki i... na koniec zjadłam je, niestety. Zwyczajnie, nie wytrzymałam :-(

Weekend, to także pyszna sałatka z prażonym słonecznikiem. Chwila oddechu, moje smaki, pychotka!

I grzeszenie w postaci lodów. Głupi zakup, zabrakło ciasteczek i zjadałam to wstrętne, słodkie paskudztwo! I powtórzyłam, niestety...

Cóż, weekend pod znakiem tęczy był taki sobie pod względem kulinarnym. Mam nadzieję, że bez problemu wrócę na "drogę dietetycznej cnoty" :-))) Trzymajcie za mnie kciuki!

czwartek, 6 czerwca 2013

Migdałowe ciasteczka bez mąki.

Moja wielka sympatia do ciasteczek jest widoczna na każdym kroku :-) Jeśli akrat ich nie jem, to piekę, eksperymentuję, wymyślam, ale przede wszystkim staram się mieć w torebce kilka na "czarną godzinę", czyli na każdą godzinę :-) Sięgam po ciasteczka, gdy zgłodnieję na mieście, jako dodatek do czarnej kawy z ksylitolem, częstuję, gdy towarzyszące mi osoby zamawiają puchar z lodami lub szarlotkę z bitą śmietaną... I aby te moje ciasteczka mogły być przeciwwagą dla kremowego tiramisu, czy delikatnego sernika, muszą być smaczne! I zdrowe, o ile to możliwe :-)

Dziś ciasteczka bez glutenu, na bazie mąki z migdałów.
A oto przepis:
  • 200 g zmielonych migdałów
  • 50 g ksylitolu/pudru
  • 50 g maki peruwiańskiej
  • 50 g posiekanych migdałów
  • 1/2 łyżeczki sody
  • 1 jajko
  • 50 g roztopionego masła
Suche skladniki tradycyjnie mieszamy ze sobą, dodajemy jajo, masło, wyrabiamy na ciasto. Formujemy wałeczki, wkładamy do zamrażalnika na conajmniej pół godziny. Kroimy i układamy na blasze wyłożonej papierem, pieczemy 10 minut w 180 stopniach.
Maca peruwiańska, o której więcej można przeczytać tutaj, sprawia, iż ciasteczka mają korzenny aromat, słodycz przypominającą karmel i piękny złocisty kolor.

Całe mieszkanie pachnie ciasteczkami :-) Mąż dostał w pudełeczku do pracy, a ja podjadam wprost z piekarnika :-)

Śniadanie, to mix sałat z ogórkiem zielonym i majonezem. Do tego kromka chleba na zakwasie z masłem. Tym razem sałata rzymska, endywia, rucola... Mniej soczyste od lodowej, ale bardziej aromatyczne i treściwe. Dość duża ilość majonezu, to kolejna moja słabość. Z majonezem mogłabym jeść prawie wszystko :-) Może z wyjątkiem słodkości :-)
Tak sobie pomyślałam, że belgijskie frytki lubię głównie ze względu na sos majonezowy :-)) Ciekawe, dlaczego pomyślałam o belgijskich frytkach... hmmmm... Bruksela? Majonez? hmmmm...

W porze obiadu znaleźliśmy się w jednej z popularnych pizzerii. Cóż, czasem zwyczajnie trzeba :-) Zjadłam zestaw surówek z dodatkiem fasoli czerwonej.  Smacznie, choć odwykłam od sosów śmietanowych, twardych warzyw, których dokładne gryzienie zajmuje całe wieki :-)

Na podwieczorek ciasteczka migdałowe :-) Jakże inaczej :-)

Kolacja, to risotto z żółtą papryką i piersią z indyka. Duża ilość cebuli, dużo kurkumy, ryż pełnoziarnisty basmati i powstała potrawa sycąca, smaczna :-) Pełnoziarnisty ryż basmati wymaga dłuższego gotowania, nie traci na swojej sprężystości tak łatwo :-) Zazwyczaj zjadam go, gdy jeszcze jest dość twardy.
Osobiście nie przepadam za ryżem, ale od czasu do czasu smakuje dobrze :-)

środa, 5 czerwca 2013

Owsiane ciasteczka z GOJI

Mimo, iż mam formalny zakaz spożywania suszonych owoców, postanowiłam złamać ów zakaz i skomponować owsiane ciasteczka z jagodami goji.

Na temat prozdrowotnych właściwości goji możecie przeczytać na moim zielonym blogu.

A oto przepis na ciasteczka:
  • 100 g mąki owsianej
  • 15 g zmielonego siemienia lnianego
  • 85 g otrąb owsianych
  • 50 g posiekanych orzechów laskowych
  • 50 g posiekanych suszonych goji
  • 70 g ksylitolu/pudru
  • 1/2 łyżeczki sody
  • 80 g roztopionego masła
  • 6 łyżek gorącej wody
Suche składniki mieszamy, dodajemy chłodne masło, wyrabiamy ciasto i dodajemy gorąca wodę, aż składniki się połączą. Z racji braku jajka, funkcję elementu sklejającego przejmie siemię lniane wraz z wodą właśnie. Formujemy z ciasta wałeczki i wkładamy do zamrażalnika. Do krojenia, przed pieczeniem, należy użyć bardzo ostrego noża. Gdyby ciasto nazbyt się kruszyło, można formować małe kulki i rozpłaszczać je na małe placuszki.
Ciasteczka pieczemy w 180 stopniach 10 minut.

Dziś śniadanie, to jajecznica z żółtą papryką. Do tego chleb żytni na zakwasie. Smacznie, energetycznie i tak jak lubię :-)
Niestety, gdy jem jajka w większych ilościach, a przede wszystkim w jajecznicy, odczuwam dyskomfort, jakby mi się gardło zaciskało. Mam taki czas, że rezygnuję z jajecznicy, ale po jakimś czasie znów sięgam po jajka. Jestem głęboko przekonana, że to jedno z lepszych pożywień, do jakich mamy dostęp. A jednak mój organizm jest nieco mniej przekonany... :-(

Na obiad przygotowałam sałatkę. Mąż dostał do pracy w pudełeczku kaszę z warzywami i pieczarkami, ale ja, niestety, jeczmiennej kaszy już nie jem :-( A owsianej nie mogę kupić :-( Już tęsknię za kaszą, bo lubię bardzo. A tymczasem wybór sałat, żółta papryka i jajo na twardo. Świetna sałatka, polecam :-)

Podwieczorek dość oczywisty - ciasteczka owsiane :-)  Do tego lekka kawa czarna z ksylitolem - pięknie pachnie i smakuje :-)

Kolacja, to krem z białych szparagów i marchewki. Krótko gotowane i mocno zmiksowane, danie okazało się pyszne i aromatyczne. Widziałam kiedyś propozycję surowej zupy marchewkowej i przekonało mnie to, iż można krótko gotować warzywa, a zmiksowane mają pełniejszy smak. Jesteśmy przyzwyczajeni do rozgotowywania warzyw w zupie, ale krem ma tę zaletę, iż nic nie jest już twarde :-)

wtorek, 4 czerwca 2013

Gdy pachnie bazylia...

W mojej kuchni pachnie bazylia. Nie mogąc doczekać się własnej, zasianej w skrzynce na tarasie, kupiłam doniczkę gotowej, pachnacej bazylii.
Szukając inspiracji dla świeżej bazylii, pomyślałam o sosie pomidorowo-paprykowym do makaronu. O wspaniałej caprese z mozzarellą z mleka bawolego... O sałatkach... O kremie z pomidorów... O pieczonej przeze mnie piersi z indyka, którą obłożyłam listkami świeżej bazylii...

Co jeszcze można zrobić ze swieżą bazylią?
Upajać się jej aromatem! Pozwolić, by wypełniała swym zapachem naszą kuchnię i uwalniała umysł!

Śniadanie, to kromka żytniego chleba na zakwasie z masłem, pomidorem i listkami bazylii, oczywiście :-) Zapach i aromat ziół o poranku, to najlepsze, co możemy dla siebie zrobić :-) Do tego rumiankowa herbatka i dzień można uznać za rozpoczęty :-)

Na obiad pieczony łosoś, oczywiście z bazylią. Miałam ambitny plan, aby przygotować sos bazyliowy, ale zabrakło czasu :-( Tak, tak, mnie także czasem brakuje czasu nawet na gotowanie :-) Do łososia była marchewka z groszkiem. I tutaj niespodzianka :-) Nigdy dotąd nie wpadłam na pomysł, aby marchewkę z groszkiem posolić. Dla wielu może to być oczywiste, ale dopiero dziś, gdy "cisnęłam" Męża, aby przyznał, że smakuje (przyznał!) i co jeszcze można lepiej, zasugerował, że można posolić marchewkę z groszkiem! hmmm... Zastanawiające, muszę spróbować :-) Może wreszcie osiągnę smak marchewki z groszkiem z dzieciństwa?
I jeszcze słów kilka na temat łososia. Wspominałam już kiedyś jak istotne jest, aby łosoś był z dobrego źródła. Mój jest i pewnie dlatego wystarczyło posolić, posypać bazylią i piec 25 minut na 180 stopniach, aby był wspaniały :-) I był. Naprawdę :-)

Na kolację placek ziemniaczany. Pod koniec dnia zabrakło mi weny...

Amarantusowe ciasteczka z migdałami

Dzień bez ciasteczek dniem straconym :-)

W poszukiwaniu kompozycji doskonałej, czyli najlepiej pozbawionej glutenu i z małą ilością tłuszczu, sięgnęłam po amarantus jako bazę ciasteczek.

A oto przepis na ciasteczka amarantusowe z migdałami:
  • mąka amarantusowa 200g
  • maca peruwiańska 30g
  • płatki migdałowe 70g
  • ksylitol 70g
  • soda 1/2 łyżeczki
  • masło klarowane 70g
  • jaja 2 sztuki
Sypkie składniki mieszamy, łączymy z roztopionym i schłodzonym masłem, dodajemy jaja i zagniatamy ciasto. Formujemy grube walce, wkładamy na conajmniej pół godziny do zamrażalnika. Po wyjęciu, ciasto kroimy na cienkie plasterki/ciasteczka i pieczemy w 180 stopniach przez 13 minut.
Oczywiście ciasto można trzymać zamrożone i stopniowo odpiekać ciasteczka według potrzeby :-)

Oprócz ciasteczek amarantusowych, moje dzienne menu składa się z posiłków głównych :-) W tym śniadanie i jajko na miękko z pysznym żytnim chlebem na zakwasie. Oczywiście i jak zwykle, jajko jest na miękko wyłącznie z nazwy i oczekiwań, bo faktycznie... nieco twarde :-) Ale jestem dzielna i wmawiam sobie, że zjadłam jajko na miękko :-) A że było twarde? hmmmm... cóż... :-)

Obiad, to aromatyczny krem z zielonych szparagów. W myśl
mojego zamiłowania (kiełkującego, ale zawsze...) do minimalizmu, wśród składników znalazły się: marchewka, pietruszka (korzeń i zielona), kolendra, seler korzenny, zielone szparagi i sól. Tylko tyle.
I tutaj powinnam wspomnieć o zupie, jaką miałam okazję jeść ostatnio w restauracji. Krem z ziół. Dość skromnie zmiksowany, ale aromaty doskonałe. Zainspirowana tym wspaniałym aromatem, sięgnęłam po zieloną pietruszkę i kolendrę z nadzieją uzyskania podobnego smaku. I rzeczywiście, mój krem z zielonych szparagów nabrał innych niż zwykle aromatów :-)

Na kolację leczo.  Wyjęte z zamrażalnika. Wersja ekspresowa, gdy braknie czasu :-)