czwartek, 30 maja 2013

Cukinia - smaczna w każdej postaci

Cukinię dodaję jako składnik domowej warzywnej "kostki rosołowej", do kremów, zup, sosów... Jedzona w leczo smakuje wspaniale, ale też uparowana i podana z sosem szparagowym, czy też... usmażona w panierce. Ta ostatnia wersja, to inspiracja zaczerpnięta od moich Przyjaciół, u których miałam okazję spędzić ostatnio miłe chwile. Pan Domu przygotował tak wspaniałą smażoną cukinię, że nie bacząc na obecność panierki, starałam się powtórzyć ów smak i aromat. Mówiąc wprost, nie udało się, ale moja wersja, ta kolacyjna, też była całkiem, całkiem :-)

Śniadanie, to płatki owsiane górskie, gotowane 7 minut na wodzie. Przed podaniem posypałam je ksylitolem i mielonym lnem. Smakowały troszkę jak z ciasteczkami :-) Smacznie i zdrowo, bardzo zdrowo, o ile owies jest tym zbożem, które dana osoba toleruje. U mnie jest to produkt "zielony", zatem bardzo, bardzo zdrowo :-)

Na obiad przygotowałam krem z pomidorów. Ponieważ pomidory o tej porze roku jeszcze nie mają tej specyficznej, słonecznej słodyczy, dodałam sporo marchewki, odrobinę selera i bazylię. Krem zmiksowany na gładko smakował doskonale. Można do niego dodać jogurtu naturalnego (wersja dla Męża:-), ale bez zabielaczy ma bardziej wyrazisty smak.
Do kremów, sosów i zup najlepsze są pomidory rzymskie o podłużnym kształcie. Należy usunąć nasiona, aby potrawa była słodsza.

Kolacja, to wspomniana już cukinia smażona w panierce.
Nie jest to wersja super zdowa, ale smaczn. Mąkę pszenną w panierce można zastąpić mąką z migdałów lub orzechów. Nie polecam smażonych potraw na co dzień, ale od czau do czasu, nasz organizm sobie poradzi :-)

czwartek, 23 maja 2013

Urodzinowo :-)

Zacznę nietypowo. Otóż kliknęłam dziś na obrazek na stronie wyszukiwarki, aby zobaczyć, jakież to dziś święto - rocznica urodzin Konopnickiej? A może wynalezienia tortu? A może...?
Zachęcam do przeczytania, bo pozwoliłam sobie zrobić zrzut ekranu :-)

A tymczasem śniadanie. Płatki owsiane, oczywiście na wodzie, z płatkami migdałów i bananem. Takie urodzinowe szaleństwo ten banan :-) A co mi tam :-) Smakował wyśmienicie! A ten ból głowy po śniadaniu? Pewnie niskie ciśnienie, kiepska pogoda, słaby biomet...

Z racji owego niskiego ciśnienia i kiepskiego klimatu ogólnie, bo samopoczucie mogę już mieć tylko doskonałe, na drugie śniadanie ciasteczka i kawa :-)
Ciasteczka z mąki orkiszowej, z dodatkiem mielonych orzechów brazylijskich i orzechów nerkowca. Tłuściutkie i pyszniutkie :-) Dla odmiany, kształt bardziej "kanciasty", nawet w takim małym ciasteczku odezwała się moja kreatywna dusza :-)

Na obiad krem z zielonych szparagów. Powinno być więcej rotacyjnej diety w tej mojej diecie, ale... nie wychodzi, gdy sezon  na szparagi :-(

Kolacja dwudaniowa - pozwoliłam sobie, wiem, będzie bolała głowa, ale zwyczajnie czasem trzeba :-) Czyli żurek, a później kaczka. Podane w znanej już z moich zdjęć restauracji :-) Cudownie było posiedzieć, podelektować się innymi smakami, a po posiłku wypić wiśnówkę :-)
Cóż, Mężowi się nie odmawia :-)
I tutaj jeszcze uzupełnienie wieczoru z małą rekomendacją. W "zestawie urodzinowym" były także bilety do Teatru Kwadrat na francuską sztukę Francisa Vebera Co ja panu zrobiłem, Pignon? Doskonała gra aktorska (Wawrzecki, Wons...) w tej kryminalnej farsie zachwyca i bawi. Mimo, iż premiera tego przedstawienia odbyła się w 2007 roku, na każdym spektaklu jest komplet widzów.  Zresztą na świecie sztuka ta grana jest ponad trzydzieści lat!
Polecam!

środa, 22 maja 2013

Ciasteczka BRAZYLIJSKIE.

Moje zamiłowanie do ciasteczek narasta gwałtownie w ostatnim czasie. Zastanawiam się tylko, co bardziej lubię - jeść, piec, wymyślać? Wszystko!
Ciasteczka lubię od zawsze. Smak dzieciństwa? Krymskie z cukrem i gorzka herbata. Ciastko należało trzymać w niej na tyle długo, aby stało się cudownie miękkie, ale na tyle krótko, aby nie oderwał się moczony fragment.

Później było długo nic - czasem kupione opakowanie maślanych, ale z wyrzutem, mniejszą już przyjemnością, bo walka z kilogramami. I oto teraz, w czasie diety mojego życia - bo tak należy nazwać LEAP - zajadam się ciasteczkami... Oczywiście ciasteczka jako takie nie są wskazane w tej diecie :-) Ale okazało się, że wiele składników zwyczajnie mi służy, zamiast mąki można używać mielonych orzechów, zamiast cukru - ksylitol i jest kalorycznie, ale nie toksycznie :-)

Zatem dziś ciasteczka BRAZYLIJSKIE.
Oto przepis:
  • 100 g mąki z orzechów brazylijskich
  • 50 g posiekanych orzechów brazylijskich
  • 250g mąki pełnoziarnistej orkiszowej
  • 60 g ksylitolu (puder)
  • 70 g masła
  • 1-2 jajka
Składniki sypkie mieszamy. Masło rozpuszczamy, studzimy i łączymy z jajkami, po czym całość dodajemy do mąki (sypka mieszanka), zagniatamy ciasto. Formujemy małe walce, wkładamy do zamrażalnika na conajmniej godzinę. Następnie kroimy "plasterki" ciasta i układamy na blasze wyłożonej papierem. Pieczemy w temperaturze 180 stopni przez 12 minut.

W trakcie pieczenia może pojawić się piana tłuszczu na naszych ciasteczkach - orzechy brazylijskie są tak tłuste, że nadmiar zaczyna wypływać. Nie należy się zbytnio przejmować, papier wchłonie nadmiar tłuszczu, a po wystudzeniu, nasze ciasteczka będą piękne i bardzo, bardzo smaczne :-)

Kulinarnie dzień nie wyglądał najlepiej. Śniadanie, to kanapka z "fetą" owczą. Cóż, dawno nie jadłam nabiału i gdy spróbowałam sera, nie odpuszczę, aż skończy się zawartość pudełka :-)

Na obiad sałatka (wybór sałat, ogórek, jajo i majonez).  Przepyszna kompozycja.

Kolacja, to zupa - krem ze szparagów zielonych. Tym razem szparagi już polskie i... niestety, nieco cierpkie, gorzkawe. Gdzieś na końcu podniebienia wyczuwalny obcy smak. To jak z pomidorami - te włoskie, dojrzewające w pełnym słońcu, są zawsze słodsze od naszych, "polnych", gdzie słońca jak na lekarstwo i najczęsciej dojrzewają w deszczu i chmurach... Widocznie ze szparagami jest podobnie. A tak się ucieszyłam, że polskie... Róznica na tyle duża, że nie zdecyduję się na powtórzenie zakupów w najbliższym czasie :-(

wtorek, 21 maja 2013

Minimalistyczne fascynacje.

Przekonanie o tym, iż dieta powinna być różnorodna, towarzyszyło mi od zawsze. I pewnie właśnie to przekonanie skłaniało mnie do kupowania wielu różnych produktów spożywczych, z których komponowałam posiłki.

Aż przyszła refleksja na temat zalet minimalizmu. Trudno powiedzieć jak ta fascynacja rozwinie się w moim życiu prywatnym, ale kulinarnie z pewnością powalczę.
Zatem, przede wszystkim, prostota. Wystarczy spojrzeć na moje sałatki - ogórek, pomidor, papryka, jajko, wybór sałat... Do tego jeszcze winegret lub choćby prażone pestki. Gdy jednak stanęłam przed dylematem realizacji planu diety rotacyjnej, okazało się, że nie można codziennie jeść ogórków, papryki, pomidorów. Dlatego też pomyślałam, aby sałatka składała się maksymalnie z trzech składników, w tym dwóch stałych, a jeden płynny (oliwa, sok z cytryny...).
Podobnie zupa - wystarczy połowa z dotychczasowych składników. Do wszystkich zup i sosów dodawałam cebulę. Wiadomo, zdrowa, smaczna :-) Teraz tylko niektóre zupy i sosy będą miały cebulę.

Mam naturalną skłonność do wieloskładnikowych kompozycji i nauka prostoty, minimalizmu będzie trudna. I to przekonanie, że różnorodność, to zdrowie. I owszem, ale nie w jednym daniu, raczej w diecie w ogóle. Jeśli zacznę poszukiwać innych smaków, gdy nie będę już mogła każdego dnia zjadać ogórka, pomidora i papryki, wyjdzie to tylko na dobre!
Trzymajcie, zatem, za mnie kciuki :-)

Śniadanie proste, jeśli nie rzec... prostackie. Mam słabość do makreli z puszki. Wiem, wiem, nie powinnam, ale... Otworzyłam puszkę makreli w oleju, odsączoną położyłam na kromkę chleba z masłem i zjadłam z ogromnym smakiem :-)  Ma być minimalistycznie, niech będzie :-) A że smacznie? Cóż...

MÓJ OBIAD
Na obiad sałatka z rukoli, pomidora i bardzo, bardzo wyjątkowo: sera owczego typu feta. Znalazłam w lodówce bardzo dawny już zakup, bo mlecznych produktów nie jem od miesięcy. Chciałam wyrzucić, a tu data czerwcowa. Zdecydowałam się, zatem, na oryginalny dodatek do sałatki. Z doświadczenia i wiedzy zawodowej
wiem, że solanka świetnie konserwuje, a bułgarska fabryka, z której pochodzi ów ser, ma najwyższe standardy w zakresie higieny. Aseptyczna wręcz produkcja gwarantuje długie terminy produktów bez środków konserwujących.
I tutaj muszę przyznać, że ser okazał się pyszny! Rukola i słodkie pomidorki koktajlowe także rewelacyjne. Zjadłam naprawdę pyszny obiad.
OBIAD MĘŻA
Dla wszystkich, którzy ubolewają nad losem mojego Męża (że musi zajadać zieleninę), załączam zdjęcie obiadu, który został przygotowany dla Niego. Pieczone pieczarki z serem żółtym, jajkiem, suszonymi pomidorami... Smakowało bardzo.
I tutaj, przy okazji, chcę jeszcze raz podziękować Pani Doktor Dietetyk. To ona natchnęła mnie, abym jednak mężowi gotowała to, czego ja jeść nie mogę, niech facet ma. I tak sobie myślę, że wiedziała, co mówi jeszcze z jednego względu. Gdy człowiek zasmakuje właściwej diety, nie ma problemów, aby odmówić sobie tego, co mu nie służy. Dokładnie tak jest już ze mną. Bez "bólu" i "żalu" gotuję Mężowi buraczki, pieczarki, jabłka z cynamonem. Wiem, że nie mogę nawet spróbować i nie mam z tym problemu. Żadnych pokus. Jestem odżywiona i spokojna, nie muszę już nic :-)
No, może muszę zrobić ciasteczka, bo właśnie te dobre się skończyły, a te z ostropestem są cierpkie i nie spełniają swojej funkcji :-)

poniedziałek, 20 maja 2013

Żółta soczewica.

Dziś po raz pierwszy przygotowałam żółtą soczewicę. I oczywiście dwie wersje - jedna wymarzona, czyli zupa z suszonymi pomidorami, bazylią, oregano i czosnkiem, a druga dla mnie - z duszoną zieloną papryką. I o ile dotąd moją ulubioną soczewicą była czerwona, o tyle właśnie zmieniam zdanie :-)

Zatem polecam żółtą soczewicę baaardzo :-)

Śniadanie, to kanapka z jajem na twardo i papryka czerwona. Odkąd dowiedziałam się jak "zielona" jest dla mojego organizmu papryka, jak mało reaktywna, z wielką przyjemnością i chęcią sięgam po to wspaniałe warzywo. Papryka ma dużo witaminy C, ale także betakaroten, witaminy z grupy B, witaminę K i upiększajacą witaminę E. Papryka jest bogata w potas, wapń, magnez i fosfor, a także w rutynę, która wspólnie z wiatminą C wzmacnia naszą odporność.
Papryka jest także bardzo nisko kaloryczna, co korzystnie wpływa na gospodarowanie energią naszego organizmu. Ma także niski indeks glikemiczny i doskonale służy jako przekąska.

Obiad, to łosoś na parze, ziemniaki, surówka z marchewki z gruszką i ogórki świeże. Od dłuższego już czasu miałam ochotę na łososia, zazwyczaj go piekę i zachowuje swoją soczystość, delikatny smak. Ten gotowany na parze okazał się miejscami suchy, ale może to zbyt długi czas gotowania? Ale smakował wybornie.
Jeśli chodzi o łososia, kupujemy już tylko z jednego, najlepszego z dostępnych nam źródeł. Różnica jest tak ogromna, że gdy jakiś czas temu przygotowałam łososia zakupionego w popularnej sieciówce, czy wcześniej w znanych delikatesach, trudno go było zjeść! Wspominałam już o rybach, jak ważne jest ich pochodzenie i jak trudno sprawić, aby te hodowlane, szczegónie z akwenów bałtyckich, miały przyzwoity smak.

Na kolację wspomniana soczewica. Jedzona późno, kiepsko wygląda na zdjęciu :-( Ale ten smak! Musicie uwierzyć mi na słowo, że w środku, pomiędzy soczewicą znajduje się duszona na chrupiąco zielona papryka :-) I to okazało się wspaniałym połączeniem. Jedyną przyprawą była różowa sól himalajska i cebulka.
Znane mi odmiany soczewicy, to ta żółta i czerwona - szybko się gotują, mają słodki smak, są idealne jako podstawy gęstych zup, czy pasztetów. Łatwo je rozgotować na krem, ale to ich urok. Natomiast soczewica brązowa i zielona wymaga moczenia, dłuższego gotowania, łatwiej zachować jej kształt. Soczewicę zieloną, czy brązową, chętnie dodaję do zupy ogórkowej łącząc ją z róznymi rodzajami ryżu.
Generalnie jestem wielbicielką warzyw strączkowych, doceniam w nich dużą zawartość wapnia, białka, mikroelementów i witamin. Są także niezwykle sycące i kaloryczne, co pomaga w sytuacjach wzmożonego wydatkowania energetycznego.

niedziela, 19 maja 2013

Ciasteczka imbirowe bez jajka.

Dzień bez ciasteczek dniem straconym :-)
Do tego podbudował mnie fakt, iż dzieci znajomych zaakceptowały moje ciasteczka amarantusowe dopytując, co to sa te małe, białe kropeczki. Amarantus, taka roślinka, taki kwiatuszek. Smaczne? Kiwanie głową, bo usta pełne, a i dłonie też - sięganie garściami, bo smakuje.
Ależ mnie to podłechtało :-)

Uznanie ze strony dzieci - bezcenne. Bo dorosły potrafi zagrać, być uprzejmy, z dobrą miną do złej gry i bez grymasu kosztować cykuty... :-) Tacy już jesteśmy - nie chcemy być niegrzeczni, nie chcemy ranić. A dzieci nie - spróbują i albo smakuje, albo nie. Zazwyczaj najbardziej smakuje to, co nie zdrowe - nam wszystkim :-) Zatem jeśli ciasteczka, całkiem niegroźne, bez cukru i glutenu odpowiadają małym smakoszom, jest to dobra informacja :-)

A dziś wariacja z imbirem w roli głównej. Mój mąż pod tym względem jest jak dziecko - powie, gdy nie smakuje, zatem nie łudzę się i przygotowuję porcję wolną od imbiru :-) Ileż miałabym tych ciasteczek imbirowych zjeść sama :-)

Więcej w temacie mojego nieustającego zachwytu imbirem można przeczytać tutaj.

A oto przepis na ciasteczka imbirowe:
  • mąka owsiana 100g
  • siemię lniane (zmielone) 30g
  • otręby owsiane 30g
  • otropest (zmielony) 20g
  • ksylitol 40g
  • masło (rozpuszczone) 50g
  • szczypta sody
  • 1 cm startego świeżego imbiru
  • 1/2 łyżeczki imbiru w proszku
  • 2-3 łyżki wody

Sypkie składniki łączymy, dodajemy imbir i dokładnie mieszamy. Nastepnie wlewamy masło, wodę, zagniatamy ciasto i formujemy małe walce. Ciasto wkładamy do zamrażalnika i conajmniej po godzinie możemy już wyjąć, pokroić na talarki i ułożyć na papierze, po czym włożyć do podgrzanego do 180 stopni piekarnika na 10 minut.
Ciasteczka mają delikatnie cierpki smak - za sprawą ostropestu i imbiru. Porcję ostropestu można zmniejszyć na rzecz płatków, czy otrębów owsianych. Woda sprawia, że zmielony len przybiera funkcję zamiennika jajka.


A tymczasem śniadanie - łosoś wędzony, sałata z ogórkiem, pomidorem i papryką, a do tego ogórek małosolny własnej produkcji :-) Herbata z rumiankiem, melisą, miętą i porcją imbiru - także doskonała. A wszystko na tarasie :-) Pycha!
Śniadania wprost uwielbiam. Na deser ciasteczka imbirowe (tak jak przewidywałam, Mąż skrzywił się przy pierwszym wspaniałomyślnie zostawiajac mi całą resztę :-). Super.

Obiad przygotowany przez Męża - ryżowe pierożki z nadzieniem krewetkowym. Nasze ulubione, gotowane na parze. Byłam tak głodna, że zapomniałam poczuć smak potrawy :-) Ale to akurat bardzo powtarzalne danie :-) Mamy jeden rodzaj, który kupujemy - w składzie wyjątkowo ryż bez pszenicy :-) Aż dziwi nas, że wiele innych podobnych produktów niemal "świeci" w ciemnosci, tyle ma dodatków i E-coś-tam...

I znów ciasteczka z ostropestem - w trosce o stan mojej wątroby :-) Bo ostropest trzeba jeść, nie ma, że nie smakuje :-))

Na deser lody wiśniowe własnej produkcji i obowiązkowo od razu kolacja - smaczna kanapka z ogórkiem małosolnym :-)

sobota, 18 maja 2013

Ciasteczka bezglutenowe z orzechami laskowymi.

Przyznam, że nie wiem jak to się dzieje, ale mimo ton ciasteczek i chleba, nie wspominając o maśle smarowanym na pół centymetra, nadal chudnę. Kolejny kilogram gdzieś uciekł :-) Oby jak najdalej i oby nie wrócił :-) A wszystko to bez specjalnych wyrzeczeń. Nie licząc tego, iż nadal jem wyłącznie "zielone" produkty. Najwidoczniej to wystarcza, aby uspokojony organizm świetnie sobie radził :-)
Odkąd piszę ten blog, czyli od początku lutego, ważę o dziesięć kilogramów mniej :-)

Zachęcona rezultatami, pozwalam sobie na komponowanie kolejnych przepisów na ciasteczka. Dziś bezglutenowo, z amarantusem, sezamem i orzechami laskowymi. Wyszły rewelacyjnie! Co do smaku, trudno uwierzyć, że to ciasteczka bezglutenowe. Oczywiśie z ksylitolem :-)

A oto przepis na wspaniałe ciasteczka amarantusowe z orzechami laskowymi:
  • 170g sezamu (podprażyć, zmiksować)\
  • 130 g mąki z amarantusa
  • 70g ksylitolu (zmiksować)
  • 100 g masła (rozpuścić)
  • 100g orzechów laskowych (zmiksować)
  • 30 g orzechów laskowych (posiekać)
  • 2 jajka
  • łyżeczka sody
Suche składniki wymieszać, dodać jaja, roztopione masło, zagnieść ciasto i uformować grube paluchy. Włożyć do zamrażalnika na conajmniej pół godziny. Po wyjęciu z zamrażalnika, kroimy na cieńkie plasterki, pieczemy w 180 stopniach 13 minut.

Ciasteczka idealnie się przechowują, świetnie smakują, nie podnoszą poziomu cukru i zaspakajają ochotę na małe co-nie-co :-)

Dziś śniadanie na tarasie - jeszcze w cieniu, ale pełne dźwięków świata zewnętrznego. Kupiliśmy świeży, wspaniały żytni chleb na zakwasie. Trudno było się powstrzymać, aby nie zjeść kolejnych kromek :-) Przygotowałam sałatę lodową z ogórkiem i pomidorkami koktajlowymi, a do tego kanapka z wędliną i majonezem. W dzbanku zaparzyłam herbatkę z rumianku, świeżej melisy i gałązki suszonej pokrzywy. Długo siedzieliśmy po śniadaniu na tarasie delektując się tym złocistym napojem - nawet jak zaczął ciemnieć pod wpływem pokrzywy :-)

Na obiad zupa z białych szparagów. Mimo dokładnego obierania, szparagi były bogate w twarde białe fiszbiny - nawet uporczywe miksowanie nie poradziło sobe z tym problemem. Dopiero przecedzenie kremu przez gęste sito pozbawiło zupę nieprzyjemnych niespodzianek. A krem ze szparagów, jak to ostatnio bywa, rewelacyjny :-) Sezon na szparagi trwa, warto zatem wykorzystać ten czas i może nawet częściej niż się powinno (ach ta dieta rotacyjne...) sięgać po te niesamowite warzywo.

Kolację jedliśmy u Przyjaciół. Pan Domu przygotował zieloną soczewicę z suszonymi pomidorami. Dla mnie była porcja bez czosnku (dziękuję, Radzio :-). Lubimy soczewicę, choć najczęsciej zjadamy ją w zupie. Tym razem, przygotowana w ten sposób, przerosła nasze oczekiwania - rewelacja! Smakowała nam bardzo.
Przygotowując soczewicę, ważne jest, aby ją wcześniej namoczyć i dobrze ugotować. Moja ulubiona soczewica, czerwona, rozgotowuje się na papkę, choć plusem jest, że nie wymaga moczenia. Do dań tego typu, gdy soczewica występuje samodzielnie, najlepsza jest soczewica brązowa i zielona właśnie.

piątek, 17 maja 2013

Ogórki małosolne. Smak końca wiosny :-)

Ogórek jest warzywem niskokalorycznym, smacznym i świetnie komponującym się z każdą potrawą :-)  Zadzwoniłam do Mamy zapytałam o przepis na ogórki małosolne i oto stoi na blacie słoik i czeka, aż zacznie "buzować". Zalany gorącą wodą z solą, po kilku zaledwie godzinach już pachnie :-) Przygotowywanie ogórków małosolnych w małych porcjach, to idealny pomysł, aby zawsze mieć świeże ogórki, które nie zdążą sie przejeść :-)

Śniadanie, to wczorajsza zupa szparagowa. Zapomniałam, że włączyłam, aby podgrzać i przypaliłam troszkę :-) Dzieki temu, smak był inny niż wczoraj. Generalnie lubię zupę na śniadanie. Przeczytałam, że doskonałym pomysłem na śniadanie jest pozostawienie czegoś z dnia poprzedniego :-) Zupa, sałatka... - nie musimy wymyślać, robić kanapek.

Na obiad sola z surówkami. Do selerowej dodałam orzechy laskowe, a do marchewki kilka truskawek. I właśnie surówka z marchewki z truskawkami mrożonymi okazała się strzałem w dziesiątkę :-) Soczysta, z niezwykłym aromatem, rewelacja.
Zauważyłam, że owoce powodują u mnie bóle brzucha. Zaczyna się od okolic dwunastnicy i ból schodzi niżej. Jest to bardzo dziwne wrażenie. Początkowo myślałam, że to kwestia surowizny, ale nie, owoce potęguję ten dyskomfort. Czyżbym jednak miała zaniechać jedzenia owoców?

Na kolację zupa szparagowa - tym razem jej skład oparty na białych warzywach (seler korzenny, pietruszka, ziemniaki, szparagi), wzbogaciłam marchewką i batatami. Jedyna przyprawa, to sól, dzięki temu smak warzyw wspaniale się komponował nie zagłuszony przez żaden inny aromat. Gorąca zupa krem złagodziła obolały brzuch. I smakowała tak, jak powinna - świetnie :-)

czwartek, 16 maja 2013

Slow day... i białe szparagi.

Dziś jest jeden z tych dni, które zaczynają się przed świtem i trwają, trwają, trwają... Pozwalam sobie na uspokojenie, ukojenie, także kulinarne - w wielu wymiarach. Pierwszy, to śniadanie podane na stół. Czyli restauracja. Później mało absorbująca zupa, która "sama się robi". Ciasteczka. Leniwe czytanie na tarasie...

 Po szóstej byłam już w Łazienkach Królewskich z moim przyjacielem aparatem :-) Kolka ujęć można zobaczyć tutaj. Nie mogłam stamtąd wyjść mimo głodu, mimo słońca coraz wyższego, które burzyło moją wizję tajemniczego poranka. Na koniec usiadłam na leżaku, wyjęłam opakowanie ziaren słonecznika i higienicznie wsypałam prorcję do ust. To pozwoliło na oszukanie głodu, ale nie pragnienia :-)

Zatem śniadanie. O dziewiątej korki, przebiłam się jednak sprawnie na Pola Mokotowskie do restauracji w amerykańskim stylu. I tutaj pozwolę sobie na mała reklamę tego miejsca. Nie robię tego często, chyba, że "zasłuży" :-)
Generalnie Jeff's nie odpowiada moim kulinarnym upodobaniom, ale znam menu i wiem, że mogę z niego coś wybrać. Zamówiłam zatem na śniadanie omlet z trzema tylko dodatkami: cebula, papryka i pomidor. Szybko z daniem zjawiła się kelnerka pytając, czy może być posypka z sera żółtego, bo kucharz się rozpędził... Nie, nie może, jestem uczulona na ser. Danie bez słowa (tylko z przeprosinami) zostało odniesione i po kilku minutach dostałam według zamówienia: omlet z wybranymi dodatkami, placki ziemniaczane, pieczony na grillu pomidor i tosty. Duży zestaw śniadaniowy, świetny po dwugodzinnym spacerze w Łazienkach :-)
Czym zatem Jeff's zasłużył na reklamę? Elastycznością i zrozumieniem dla moich wyborów kulinarnych.

Obiad już w domu - zupa krem ze szparagów. Tym razem w roli głównej szparagi białe - według Męża mniej smaczne, choć ogólnie uznawane są za szlachetniejsze, delikatniejsze. Z wielką przyjemnoscią zjadłam krem na tarasie - gorące danie w pełnym słońcu :-) Doskonale się komponowało :-)

środa, 15 maja 2013

Trzeci dzień Diety ROTACYJNEJ - najtrudniej.

Okazało się, że w ciągu dwóch pierwszych dni diety rotacyjnej wykorzystałam niemal wszystkie lubiane i łatwo dostępne składniki i miałam spory kłopot w skomponowaniu dzisiejszego menu. Wyszła w tym cała moja niechęć do gotowych jadłospisów i uwielbienie improwizacji płynące z natury... Mimo, iż poniedziałek miał być dniem mięsnym, zjedliśmy sushi, a do śniadaniowego kurczaka doszły indycze kotlety na kolację... Wypity nieopacznie sok marchwiowy dnia pierwszego diety rotacyjnej pozbawił mnie możliwości zjedzenia marchewki przez kolejne dni. Zrobiłam piękną rozpiskę sugestii i... nie trzymałam się jej :-)

Czyli wszystko w normie :-) Mam duszę artysty, tylko czasem aptekarza :-)
Ale też radzę sobie w każdej, absolutnie każdej sytuacji :-) Zatem i dziś mam produkty dozwolone do skomponowania posiłków dnia trzeciego.

Zaliczyłam już, oczywiście, wpadkę :-) Pierwszego dnia migdały były w ciasteczkach, a drugiego w płatkach, podobnie len. Ale oczywiście nie rwę włosów z tego powodu :-) Za to kombinuję, jak z dostępnych składników zrobić ciasteczka :-) Dzień bez ciasteczek? Nie, to nie przejdzie... :-)

Śniadanie - kasza jaglana z sosem truskawkowym. Mąż dostał porcję kaszy z jabłkiem i cynamonem - jak za starych dobrych czasów. Postanowiłam zadbać o zaspokojenie jego upodobań kulinarnych i mimo, iż nie jem buraków, ostatnio ugotowałam dla niego barszcz ukraiński i zasmażane buraczki do obiadu. Mąż jest bardzo dzielny towarzysząc moim zmaganiom, ale jest też człowiekiem, który nie ma aż takich motywacji, by pilnować akurat mojej diety :-)

Obiad bardzo skromnie, bo sałata lodowa z tuńczykiem i ogórkiem konserwowym. Wiem, wiem, nie jest to dzień ogórków, ale gdzieś musiałam znaleźć odrobinę smaku :-) Niewielkie odstępstwa, które poczynią na poziomie głowy tak ogromną satysfakcję, powinny być dozwolone :-)
I to jest właśnie moje podejście - mam być zadowolona, przekonana i najedzona :-)
Sałatka wyszła wyśmienicie.

Przy kolacji złamałam się. Mąż przygotował mi kanapki z ogórkiem :-) Były naprawdę swietne, choc to zwykłe kanapki :-) Może skupię się na rotowaniu w zakresie mięsa, ryb, czy produktów, które mają wyższy poziom reaktywności? Małe odstępstwa zwyczajnie będą się zdarzały...

wtorek, 14 maja 2013

Owsiane wariacje.

Dziś owsianka na śniadanie - dodałam do niej mielone siemię lniane i starte migdały, a także łyżkę powideł wiśniowych. Generalnie nie powinnam pić soków, ani jeść powideł owocowych, ale zamiast dozwolonej połowy szklanki owoców, pozwoliłam sobie na tę odrobinę szaleństwa. Jedyne powidła, jakie jemy, to te z ksylitolem, z pewnego źródła i przygotowywane zgodnie z zasadą pięciu przemian. Zazwyczaj kupujemy wprost z produkcji hurtowo zapas na cały rok. Zastąpienie cukru ksylitolem daje pewność, że ilość fruktozy została zminimalizowana do poziomu znajdującego się w samych owocach.

Na drugie śniadanie owsiane ciasteczka - alternatywa dla moich wariacji orkiszowych i migdałowych. W poszukiwaniu oryginalnego smaku sięgnęłam po dodatek maki peruwiańskiej. Więcej na jej temat można znaleźć tutaj. Maca jest zaliczana do super żywności, a moje ciasteczka zasługują na takie miano :-)
A oto przepis na ciasteczka (ok. 13 sztuk):
  • mąka owsiana 30g
  • maca peruwiańska 30g
  • zmielone siemię lniane 20g
  • płatki owsiane górskie 20g
  • ksylitol 30g
  • masło klarowane 40g
  • słonecznik i otręby owsiane do posypania
Sypkie składniki dokładnie mieszamy ze sobą, dodajemy wystudzone rozpuszczone masło, zagniatamy ciasto. Formujemy małe placuszki, posypujemy słonecznikiem, otrębami. Pieczemy w 180 stopniach przez 15 minut. Maca peruwiańska ma delikatnie gorzkawy, ale za to ciekawy smak.

Na obiad przygotowałam zielone leczo z pomidorkami koktajlowymi. Zielona i żółta papryka, bakłażan, cukinia, do tego sporo kurkumy i leczo zazieleniło się wesoło.  Porcja wyszła duża, zatem skorzystam z możliwości i zamrożę na jeden z kolejnych dni.

Kolacja, to także leczo, dla zmiany smaku dodałam sosu pomidorowego. 

poniedziałek, 13 maja 2013

Dieta rotacyjna - dlaczego warto stosować?

Dieta rotacyjna ma jedno podstawowe zadanie - nie dopuścić do powstania nowych wrażliwości pokarmowych. Oparta na spożywaniu jedzenia z "zielonej" listy, ma za zadanie utrzymać dobrą tolerancję tych produktów przez nasz organizm. Istnieje bowiem taki pogląd, iż częste jedzenie określonego produktu może powodować uczulenie na jego składniki. Dlatego też powszechne są nietolerancje dla najpopularniejszych składników jak mleko, jajko i pszenica. Jemy je codziennie i nasz organizm nie radzi sobie z poprawnym trawieniem i ochroną przed skutkami takiej codziennej inwazji.

Dieta rotacyjna może być stosowana przez całe życie - już zwrócenie uwagi na to, aby robić przerwy w jedzeniu danego składnika w potrawach, to pierwszy krok do sukcesu. Polega to na tym, aby dany produkt jeść nie częściej niż raz na trzy dni. Dobrze jest także zmniejszać ilości, aby organizm poradził sobie z poprawnym trawieniem i unieszkodliwianiem substancji niepożądanych. Wbrew pozorom nawet warzywa i owoce jedzone w nadmiarze mogą szkodzić, głównie ze względu na zawartość pestycydów. Nasza wątroba musi sobie poradzić z tą całą chemią...

Podchodząc do tematu diety rotacyjnej w swoim codziennym menu, można wprowadzić choćby najważniejsze zmiany i najłatwiejsze rozwiązania. Wystarczy pamiętać, aby podzielić dni tygodnia na mięsny, rybny i jarski, a źródło skrobi do obiadu na ziemniaki, ryż i kaszę. Podobnie ze śniadaniami: pierwszego dnia pieczywo, drugiego płatki z innego zboża, a trzeciego dnia śniadanie z warzyw. Kupowanie małych ilości, aby nie zostawało na następny dzień, to także ułatwienie sobie życia z dietą rotacyjną.

Dziś śniadanie skromne - kanapka z żytniego chleba na zakwasie z kurczakiem pieczonym, majonezem i ogórkiem. Wędlina własnej produkcji, to najlepsze, co można zrobić. Długie marynowanie piersi z kurczaka, czy z indyka pozwala cieszyć się soczystym, aromatycznym mięsem. Smaczne :-) I te ogórki! Jeszcze raz dziękuję, Ula! Wspaniały, ogórkowy smak. Co nawet przy ogórkach, w dzisiejszych czasach, nie jest oczywiste... :-(



Na obiad sushi. Przejeżdżałam obok i kupiłam wspaniały zestaw :-)
Odkąd jestem po testach MRT i dowiedziałam się, że produkty sojowe nie są dla mnie wskazane, trudno mi było zdecydować się na sushi. Bo jak zjeść bez sosu sojowego? A jednak nie było tak strasznie. Celowo zamówiłam dla siebie wyłącznie łososia, aby nie potrzebować zamienników smaku, jakim jest sos sojowy z rozprowadzonym w środku wasabi. Dziś sushi smakowało doskonale! Odkryłam smaki, które są dla mnie nowymi doznaniami. Nie przepadam za ryżem, a dziś smakował jak nigdy. Wiele traciłam jedząc sushi z sosem sojowym...

Na kolację kotlet mielony z indyka i surówka z czerwonej kapusty. Zamiast mąki/bułki, do mięsa dodałam zmielone migdały. Zależało mi, aby uzyskać tradycyjny smak i to małe przekłamanie nie zaszkodziło. Oprócz mięsa mielonego z indyka, w kotlecie znalazła się jeszcze cebulka, jajko i przyprawy. Jestem zwolennikiem włączania do diety tradycyjnych potraw głównie ze względu na psychikę :-) Zwyczajnie jest przyjemnie i jeśli nawet pojawiła sie frustracja, znika natychmiast :-) A mielony od czasu do czasu nie zaszkodzi :-)

niedziela, 12 maja 2013

Przygotowania do DIETY ROTACYJNEJ.

Od poniedziałku zaczynam dietę rotacyjną - jest to druga część Diety LEAP. Trudność polega na tym, że planowanie musi być jeszcze doskonalsze, nie do końca można ot, tak kupić i zjeść coś "zielonego". Sama "zielona lista" nadal obowiązuje, ale produkty z niej muszą rotować, czyli jeśli jednego dnia zjem marchewkę, powinnam po nią sięgnąć dopiero po dwóch dniach.

Obmyślam różne wariacje na temat metody i samego planu działania. Są różne szkoły. Otrzymałam wydruk komputerowy z propozycją konkretnych produktów w porządku: 1 dzień, 2 dzień i 3 dzień. Ale planuję przygotować swój własny system, pogrupować produkty tak, aby stanowiły podstawę określonych dań i ulubionych kompozycji. Wszystko, co mogę zrobić, aby było prościej, lepiej i możliwe do wykonania :-)
Nie sztuka bowiem wymyślić dietę, sztuka przestrzegać zasad.

Zatem myślę sobie :-)

Zgodnie z radą dietetyka, wybiorę dzień mięsny, rybny i jarski. W dniu jarskim będą warzywa strączkowe.
Ze względu na wybór warzyw, będzie dzień warzyw korzennych, takich jak marchewka, pietruszka, czy seler. Drugi, to dzień pomidora, ogórka, papryki, cykorii - typowo sałatkowe, jedzone na surowo. Trzeci z dni, to kapusty. Przeczytałam, że kapusta doskonale oczyszcza organizm z metali ciężkich, zatem dobrze, abym conajmniej raz na trzy dni zjadła kapustę :-) Niestety, kiszonki muszę sobie darować jeszcze przez jakiś czas, ale już w lodówce czeka wspaniała kapusta czerwona - w surówce, z dodatkiem majonezu, smakuje wyśmienicie.

Śniadanie dziś szybkie, bo przed południem zajęcia jogi, a jak wiadomo, lepiej z pustym brzuszkiem praktykować... Zatem dwie kanapki z łososiem wędzonym i pomidorem. Do tego cykoria. Pomidorów zjadłam sporo. Zresztą ostatnio zauważyłam, że smaki pieczywa, wędlin, mięsa, łososia, muszą się łączyć z dużą ilością warzyw.

Na obiad przygotowałam dwie surówki - jedną z marchewki z gruszką, drugą z kapusty czerwonej z majonezem. Do tego pieczona pierś z kurczaka z dipem jagodowym i ziemniaki gotowane na parze.
Oto przepis na surówkę z kapusty czerwonej:
  • kapusta (1/4 małej)
  • cebula
  • majonez
  • sok z cytryny
  • szczypta soli
  • ksylitol
Kapustę pokroić i opłukać, cebulę zmalaksować, dodać kapustę, jeszcze raz włączyć malakser na średnią wielkość, dodać sok z połówki cytryny, sól, łyżeczkę ksylitolu, 3-4 łyżki majonezu i wszystko wymieszać. Kapusta powinna być mocno rozdrobniona, ale jeszcze z widoczną strukturą.

Kolacja grzeszna, czyli kolejne podejście do tematu kebaba. Tym razem pojechaliśmy w inne miejsce i to był strzał w dziesiątkę. Wzięliśmy na wynos, w domu odkroiłam dla siebie kawałek i zjadłam z wielką przyjemnością. Tym razem nie odczułam zbytniego dyskomfortu, wszystko świetnie się strawiło :-) Sam kebab świetny. Jedyna uwaga, to cukier w sałatce. Po co? hmmmm... Następnym razem, choć nie prędko, zapytam :-)



sobota, 11 maja 2013

PIKNIKOWO! Przygotowuję piknikowe przekąski! - a tu deszcz...

Będąc na diecie nie jest trudno uczestniczyć w piknikowej uczcie, o ile... się ją samemu przygotowało :-) Wychodząc z takiego założenia, zaplanowałam menu mojego koszyka piknikowego i od piątkowego wieczora realizowałam plan. A może od poranka, gdy to zamarynowałam w moich "zielonych" ziołach piersi z kurczaka? Tak, zaczęło się dużo wcześniej.

Zatem, co w planach?

ciasteczka orkiszowe z migdałami i "zdrowe" ziołowe z sezamem i chia
Kawałki piersi z kurczaka z dipem jagodowym. Aromatyczny chleb żytni z masłem. Kawałki ogórka świeżego, papryki, pomidorki koktajlowe, ogórki konserwowe. Ciasteczka orkiszowe z migdałami, zdrowe ciasteczka bez mąki z posypką sezamową i chia. Do tego herbata ziołowa (z rumianku i osobiście zebranej i ususzonej pokrzywy).
Zatem piknik moich smaków i produktów z mojej zielonej listy :-)

Teraz tylko niech będzie pogoda!

A tymczasem śniadanie, które przygotował Mąż :-) Kanapka z wędliną z indyka z majonezem. Smakowało wyśmienicie :-)

Pogoda nie pozwoliła na piknik. Zatem obiad zjadłam w doskonałym towarzystwie w restauracji. Zamówiłam krewetki, a do chleba poprosiłam masło. Pszenne grzanki zwyczajnie odłożyłam. Bardzo lubię krewetki, ale odkąd uczyłam się od Mistrza (pozdrawiam, Tomku!), uważam, że te przeze mnie przyrządzone są lepsze :-)
Moje towarzyszki obiadu delektowały się takimi potrawami jak sałatka z wątróbką (i sosem truskawkowym), kaszanka, wątróbka cielęcą, czy ziemniakiem pieczonym z twarożkiem. Wszystko wyglądało i smakowało wyśmienicie. Przez chwilę nawet pomyślałam, że może moja piknikowa propozycja mogła być mało atrakcyjna :-) Może lepiej, że spadł deszcz? :-))

Kolacja, to pieczona pierś z kurczaka z dipem jagodowym podane na zimno. A do tego prawdziwe, zielone, pachnące ogórki! Dostałam w prezencie bezcenny zbiór tegoroczny. Dziękuję Darczyni - to było wspaniałe, że pomyślałaś, aby obdarować mnie w ten sposób. Szalenie łasa jestem na dary tego typu :-) Takie domowe ogórki, z prywatnej szklarni Rodziców, to niezwykła rzecz w dzisiejszych czasach :-) Bardzo doceniam i rozsmakowuję się :-)
A oto przepis na wspaniały dip jagodowy. Proporcje według uznania.
  • jagody (mrożone lub świeże)
  • sos pomidorowy (ew. ketchup)
  • majonez
  • kurkuma (łyżeczka)
  • odrobina cukru (ksylitolu)
Składniki zmiksować i podawać na zimno do drobiu, warzyw (ogórek zielony, papryka, seler naciowy...).

Sieję zioła :-)

Mimo zapowiedzi deszczowych chwil, świeci piękne słońce, do tego wiaterek... hmmm...
Idealny dzień na pracę na tarasie. Idealny dzień, aby wreszcie zasiać zioła :-)
Z ziołami nie mam najlepszych doświadczeń - wiekszość gdzieś wyschła, nie chciały ładnie wyglądać w donicach, a siana kiedyś bazylia została zaatakowana przez stado mszyc! Mimo to, posiałam dziś w jednym z pojemników na osłoniętym parapecie zewnętrznym: koperek, bazylię i rukolę :-)
Obiecuję dbać, podlewać, doglądać i później jeść :-)

A tymczasem śniadanie, to łosoś wędzony (uwaga na tyraminę...), papryka żółta i kromka chleba z masłem. Takie śniadanie doskonale syci i jest źródłem wielkiej przyjemności. Już wiem, że jestem łąsa na słone i dlatego wędzony łosoś tak mi smakuje :-) A ostatnio, niestety, mam problem z obrzękami i soli powinnam unikać... Cóż.

Na drugie śniadanie kawa i pół ciasteczka :-) Podzieliłam się tym ostatnim cudem, który wymyśliłam :-) Mąż wczoraj "spróbował" i zostawił mi jedno ciasteczko. Będzie mial zdrową wątrobę (ostropest!), świetny nastrój (kwasy omega w siemieniu i chia) i silne kości (wapń w sezamie). Ale czego si nie robi z miłości?

Obiad, to przepyszny krem z zielonych szparagów z dodatkiem piersi kurczaka i szparagów gotowanych na parze. Mało skromnie przyznam, że tak pysznego kremu ze szparagów dotąd nie zrobiłam :-) Mężowi też smakowało i to jego talerz postanowiłam sfotografować :-)
Ku pamięci i dla chętnych podaję przepis:
  • szparagi 500g
  • średnia marchewka
  • dwa ziemniaki
  • średnia pietruszka
  • pół cebuli
  • łyżka masła klarowanego
  • pierś z kurczaka
  • sól (łyżeczka)
  • kurkuma (łyżeczka)
  • bazylia (łyżeczka suszonej lub świeżej)
  • papryka słodka i ostra (łyżeczka i szczypta)
  • woda (ok 0,5-1 l)
Siekamy cebulę i szklimy na maśle ok. 5 minut. Dodajemy marchew, pietruszkę, ziemniaki i miksujemy na "sałatkę". Wszytsko dusimy cały czas mieszając 5 minut. Szparagi myjemy, kroimy dwa kawałki od czubka poczynając, a resztę z każdego szparaga odkładamy do zupy. Miksujemy krótko składniki kremu , aby powstała drobna sałatka, dolewamy wody, wspypujemy przyprawy i gotujemy 20 minut mieszając. W tym czasie gotujemy na parze pokrojoną pierś kurczaka z odrobiną soli i  kawałki szparagów. Po ugotowaniu zupy jeszcze raz miksujemy ją na krem, tym razem bardzo drobno i podajemy z kurczakiem i szparagami.
Smacznego :-)

Na podwieczorek wypiłam sok z marchewki.

Kolacja, to mało wyrafinowana kanapka z wędliną i majonezem. Cóż.
Po niej natomiast nastąpiło szaleństwo, na które długo czekaliśmy :-) Lody wiśniowe własnej produkcji :-) I jeszcze ciasteczka orkiszowe z migdałami i zdrowe ciasteczka bez mąki - musiałam spróbować, czy dobre upiekłam :-) A że to dzień sukcesów kulinarnych, znów nieskromnie przyznam, że takie pyszne ciasteczka wyszły mi po raz pierwszy! Naprawdę super, o czym będą mogły się przekonać moje Przyjaciółki na sobotnim "pikniku" :-) Bo pogodę zapowiadają deszczową, a piknik na trawie w deszcz... hmmm...

czwartek, 9 maja 2013

Gdy tyramina staje się groźna.

Od Pani Doktor Dietetyk otrzymałam listę produktów, w których występuje tyramina. Zaburzenia w zakresie metabolizowania tyraminy mogą powodować takie dolegliwości jak wzrost ciśnienia tętniczego, ogólne pogorszenie samopoczucia, a objawy te często nie są łączone z dietą. Zatem ważne, aby obserwować swoje reakcje po ok. 2-3 godzinach po spożyciu posiłków zawierających wskazane produkty. Może się bowiem okazać, że nasz organizm nie wytwarza istotnego dla rozkładania tyraminy enzymu MAO i nagromadzenie się tej aminy w organizmie może spowodować poważne dla zdrowia skutki.

Monoaminooksydaza, czyli w skrócie enzym MAO występuje w wielu tkankach ustroju i jest pomocny przy rozkładaniu ważnych dla organizmu amin. Dopiero w wyniku metabolizowania mamy możliwość korzystania z wielu substancji chemicznych lub unieszkodliwianie innych. Nic zatem dziwnego, iż niedobór enzymów MAO stanowi poważny problem. Generalnie mało który lekarz poszukuje przyczyn wzrostu ciśnienia tętniczego, czy narastających stanów lękowych, depresyjnych właśnie w obszarze gospodarowania enzymami, czy po prostu w diecie.

Tyramina występuje w takich produktach jak czerwone mięsa, ryby, pomidory, kiszonki, szpinak, grube fasole, soja. Zawierają ją także owoce cytrusowe, przejrzałe banany, avocado, figi, rodzynki, maliny, truskawki, daktyle, ciemne śliwki... Im owoc bardziej dojrzały, tym więcej tyraminy zawiera. Aminę tę znajdziemy także w nabiale, szczególnie w serach pleśniowych, wędzonych, żółtych, ale także we wszystkich fermentowanych produktach mlecznych. Bogate w tyraminę są także orzechy włoskie, kakao, czekolada, drożdże, octy inne niż spirytusowy, wina, piwa, likiery, mocna herbata czarna, czy dziurawiec.

Warto ograniczyć spożywanie tych produktów przy stanach depresyjnych, niepokoju, lękowych, przy obciążeniach wątroby i oczywiście przy wysokim ciśnieniu.

Śniadanie, to ogórek zielony. Wybrałam bezpieczne warzywo, bo od rana źle się czuję :-( Zaszkodziły wczorajsze szaleństwa kebabowe. Mam wrażenie, że mój organizm jest zatruty, cały chory, boli brzuch, odczuwam dyskomfort i najchętniej bym schowała się w łóżku.
Wypiłam herbatę z rumianku i pokrzywy, łyżeczkę zmielonego ostropestu i trzeba czekać na poprawę samopoczucia.
Obiecuję nie robić takich głupstw jak wczorajszy kebab. Co mi to dało? Ani smacznie, ani zdrowo, ani teraz dobrze... Miło było przespacerować się z mężem, ale to można robić bez trucia się :-)

Na drugie śniadanie zjadłam ciasteczko własnej produkcji. Zrobiłam specjalną "mąkę", część połączyłam z rozpuszczonym masłem, żółtkiem i ubitą pianą z białka, uformowałam ciasteczka i piekłam początkowo podsuszając, a później krótko w 180 stopniach. Ciasteczka są bez mąki zbożowej, zatem bezglutenowe, bez mleka, ale za to z wieloma zdrowymi komponentami :-)

Obiad, to fasola czerwona w sosie pomidorowym z marchewką. Z racji braku czasu rozmroziłam z przepastnych zasobów mojej zamrażarki :-) Mało kreatywnie, ale przynajmniej białkowy posiłek za nami.

Podwieczorek, który okazał się kolacją, to surówka z marchewki z gruszką, sokiem z cytryny i odrobiną oliwy. Odkąd mam mój cudowny pomocnik kuchenny, zrobienie surówki trwa sekundy :-) Zdążyliśmy, zatem, przed wieczornym wyjściem zjeść szybką surówkę. Liczyliśmy na kolację na mieście, ale zabrakło czasu. Na szczęście, bo daliśmy szansę organizmom, aby jakoś sobie poradziły z fasolką... :-)

środa, 8 maja 2013

O wskazówkach więcej - wątroba!

Tak mocno zachwyciłam się faktem, iż mogę do mojego menu wprowadzić owoce, że prawie zapomniałam o innych wskazówkach, jakich udzieliła mi Pani Doktor Teresa.
Z wizyty wyszłam taka szczęśliwa, że nawet nie zaglądnęłam do zrobionych notatek, a przecież było tego sporo :-)

Jak już wspomniałam, obszar wzbudzający niepokój, to temat mojej wątroby. W przeszłości bardzo chorowałam, lekarze w szpitalu z niedowierzaniem odczytywali wyniki badań, ale za pomocą ziół, suplementów i czasu, wszystko wróciło do normy. Wątroba jest organem, który potrafi w niewiarygodny sposób zarówno regenerować się, leczyć, jak i zacząć równie nagle chorować. Jest to także organ bardzo optymistyczny - w takim sensie, że można wiele dobrego spodziewać się po właściwym leczeniu, doskonale ją wspomaga ostropest (tani, dostępny...) i nie boli. Jeśli jesteśmy przekonani, iż nasza wątroba boli, czas zrozumieć, że źródło bólu jest gdzieś indziej :-)
Wielkim sprzymierzeńcem procesu dbania o ten ważny narząd jest kuracja oczyszczania wątroby dr Clark. Pisałam na ten temat tutaj.

Wątroba lubi właściwą dietę, czyste pokarmy i buntuje się przy zatruciach. A do tego ma ogromny problem w przypadku nie trawienia fruktozy. Zatem w sytuacji, gdy moja wątroba zacznie wzbudzać niepokój (już???), należy absolutnie wyeliminować fruktozę z diety. Takie wymagania stawia mój własny organizm. Ważne, aby o tym pamiętać.
I tutaj małe wspomnienie. Co jadłam, gdy chorowała moja wątroba i przestałam przyjmować pokarmy? Niech ja sobie przypomnę... hmmm... Pieczone jabłka z miodem. Czyli produkt "czerwony" i duuuużo fruktozy. Gratulacje intuicji! Pocieszające jest jednak to, że gdybym znów znalazła się w podobnej sytuacji, już wiem, co robić. A właściwie, czego na pewno nie robić :-)

Wspomniana kuracja oczyszczająca wątrobę nie zawsze może być stosowana, gdyż należy zaznaczyć - jest to proces dość inwazyjny. Ale są inne oczyszczające zabiegi, które można stosować bez obaw o skutki. Jednym z nich jest kuracja nacierania olejem sezamowym. Pani Doktor zaleciła mi ten swoisty rytuał dwa razy w tygodniu. Oczyszczenie organizmu przez skórę spowoduje odciążenie wątroby, która wszystkie te zanieczyszczenia musiałaby zmetabolizować.
Na czym to polega?
Nakładamy na ciało dość grubą warstwę oleju sezamowego i zostawiamy na 20 minut. Ważne, aby olej rzeczywiście pokrył jak najwięcej obszarów, łącznie z twarzą, włosami, czy stopami :-) Po tym czasie wycieramy olej (nie wcieramy, tylko wycieramy - ręcznikiem papierowym, czy zwykłym...) i bierzemy prysznic. Olej sprawia, iż przez skórę wychodzą toksyny. Wytarcie oleju jest istotne, aby owe toksyny nie zdążyły się z powrotem przetransportować do naszej skóry :-)
Opowiem, gdy wykonam ten przyjemny zabieg :-)

A tymczasem śniadanie - płatki owsiane z dodatkiem prażonego zmielonego sezamu, siemienia lnianego i posypką z płatków migdałów. Mąż dostał dodatkowo słodki banan :-) Ja swoją porcję owoców zachowuję na specjalną okazję dzisiejszego dnia :-) Oczywiście marzę o lodach truskawkowych własnej produkcji. W ilosci pół szklanki, oczywiście :-)

Na obiad aromatyczna zupa dyniowa. Dotąd
moją ulubioną dyniową robiłam z mlekiem kokosowym i trudno mi się przyzwyczaić do kremu bez tego "zagęstnika". Dlatego też tym razem nie dodałam żadnych przypraw, nawet soli, a że byłam naprawdę głodna, smakowało wyśmienicie :-) Mąż dostał porcję już przyprawioną i delikatnie zabieloną.
Ostatnio mam problemy z zatrzymywaniem wody w organizmie i obrzękami nóg. Staram się, zatem, ograniczyć spożycie soli, a jak wiadomo, najwięcej zjada się jej w zupach właśnie :-)

Podwieczorek, to ocalony z wczoraj placek ziemniaczany z sosem warzywnym. Oczywiście, podgrzanie dnia następnego, to zupełnie inna historia niż swieżo usmażone, gorące placki.

Kolacja okazała się totalną pomyłką i częściową wpadką. Mąż zabrał mnie na kebaba. W nasze ulubione miejsce. Ostatni raz kebaba jedliśmy pewnie rok temu :-) Zapamiętaliśmy intensywne smaki, czar spaceru wzdłuż Marszałkowskiej (wieczorem jest tam dość luźno)...
Ale wiele się zmieniło. Kebab z kurczaka suchy, nijaki, warzyw jak na lekarstwo, bo troszkę kapusty pekińskiej, śladowe ilosci pomidora i plasterki ogórka kiszonego. Moja wersja była bez sosów (aby uniknąć mlecznych dodatków i glutaminianu sodu), na grubym cieście wykorzystywanym jako naczynie, czyli nie do zjedzenia :-) Zatem suche mięso, kapusta pekińska i dwa kawałeczki pomidora, bo ogórka dostał mąż (mam wykluczone kiszonki).
Totalna wpadka. Miejsce już spalone i chyba dobrze :-)
A może zieniły nam się smaki na tyle, że coś, co kiedyś było do zaakceptowania, dziś okazało się nie do przyjęcia? Trudno powiedzieć...

Kontrolna wizyta u Dietetyka - OWOCE! OWOCE! OWOCE!

Czego brakowało mi przez ostatnie tygodnie diety LEAP? Oczywiście owoców. I tylko owoców, bo inne ograniczenia przyjęłam z pokorą i bardzo serio. Nie służy? Nie jem i już. Ale owoce...

I doczekałam się :-) Od dziś na mój stół wróciły pachnące, smaczne, soczyste i kolorowe OWOCE!
Choć nie bez zasad. Przede wszystkim ilość - nie więcej niż 1/2 szklanki owoców dziennie. Owoce jemy podczas głównych posiłków lub bezpośrednio po. Jeśli już będę chciała zjeść owoce w formie przekąski, należy je posypać glukozą w proszku - do kupienia "w każdym kiosku" :-) Właściwy stosunek fruktozy i glukozy, tak pożądany w przypadku przyjmowanych przeze mnie pokarmów, posiadają takie owoce jak kiwi, czy awokado, zatem od tych owoców można rozpocząć ucztowanie :-) Podobnie jest w przypadku brzoskwini, ale ten owoc u mnie jest wykluczony.
Suszone owoce i soki będę omijała jeszcze przez conajmniej pół roku.

Zasady są po to, aby je przestrzegać, a czasem po to, aby je łamać. Tych zamierzam przestrzegać, gdyż w moim przypadku brak tolerancji fruktozy może się skończyć upośledzeniem wchłanialności kwasu foliowego, zaburzeniem gospodarowania cynkiem, a także osłabieniem chorej już wątroby. Organizm zanieczyszczony nie strawioną fruktozą zwyczajnie zaczyna chorować.

Z ciekawostek dodam, że fruktoza może znajdować się w miejscach, gdzie najmniej możemy się tego spodziewać. Otóż w trakcie zakupów, mąż wziął do ręki puszkę fasoli - lubię robić pure fasolowe właśnie z puszki. Cóż... Po przeczytaniu składu, z niedowierzaniem odstawił produkt na półkę. W fasoli, która zazwyczaj kupujemy, jest fasola, woda i sól. A tutaj? Syrop glukozowo-fruktozowy. Czy ktoś mi powie, a w jakim celu producent zdecydował o takim składniku? Najgorsze, że ludzie kupują taką fasolę, zjadają ją i nie widzą, czym są karmieni!
Zatem CZYTAJCIE ETYKIETY! Często lepsze od horroru i sensacji razem wziętych :-)

A tymczasem opowiem, co dziś jadłam na śniadanie - budyń z kaszy jaglanej. I tutaj od razu się przyznam - nie smakował mi. Miał lekko gorzkawy posmak. Czy tak powinna smakować kasza jaglana? Jem ją od dawna, a teraz, w tym budyniu poczułam ów dziwny smak. Do kaszy dodałam ksylitol i laskę wanilii. dość długo gotowałam wszystko razem, później zmiksowałam i rozlałam do pucharków.

Na drugie śniadanie zjadłam sałatkę (mix sałat, pomidor, ogórek i prażony słonecznik). Ziarna słonecznika doskonale zastępują dressing. Ostatnio nie jestem fanką sosów sałatkowych, preferuję dodatki, które sprawiają, że wszystko jest soczyste. I pestki właśnie do takich składników należą.

Obiad, to zupa warzywna. Na bazie zmiksowanej podduszonej cebulki z pomidorem, powstała łagodna w smaku zupa z dodatkiem marchewki, pietruszki i ziemniaków. Jedyną przyprawą była sól i natka pietruszki. Lubię takie zupy i mąż na szczęście też :-)

Natomiast kolacja, to prawdziwe szaleństwo. Placki ziemniaczane! Naprawdę to zrobiłam! Według przepisu, zatem w środku pojawiła się też pełnoziarnista mąka, ale częściowo zastąpiłam ją otrębami owsianymi. O tej porze roku ziemniaki najmniej nadają się do robienia placków, ale nie powstrzymało mnie to przed moimi kulinarnymi szaleństwami :-)
A oto składniki na moje placki:
  • 700 g ziemniaków
  • 1/2 dużej cebuli
  • 50 g mąki pszennej pełnoziarnistej
  • 40 g otrębów owsianych
  • 2 jajka
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1/2 łyżeczki papryki ostrej
  • olej do smażenia
Wszystkie składniki zmiksowałam i gotowe :-)
Smażone placki odsączałam na ręcznikach papierowych, ale przyznam, że wyjatkowo nie "ciągnęły" tłuszczu.
Na kolacje zatem placki ziemniaczane z sosem warzywnym (papryka, bakłażan, cebula i pomidor z dodatkiem bazylii) i indykiem. a później DESER!

A na deser placek ziemniaczany posypany ksylitolem i... KIWI! Prawdziwe, zielone, pachnące kiwi :-) Smakowało jak milion dolarów! A serio, to było delikatne w konsystencji, już zapomniałam jak bardzo może być :-) Rozpływało się w ustach, zajadane z plackiem wzbogacało egzotykę potrawy. Bo kiedy ostatnio jadłam placki ziemniaczane? Hmmm... Dawno. Dawniej niż kiwi :-)

To był dobry, OWOCOWY dzień!

poniedziałek, 6 maja 2013

Dieta LEAP - końcówka pięciu faz

Dzisiejszy dzień traktuję jako zakończenie pięciu faz diety LEAP.
Jutro spotykam się z Panią Dietetyk i będziemy omawiały drugą część programu.

Jakie są plusy diety?
Początkowa zmiana samopoczucia była bardzo, bardzo odczuwalna. Z czasem, gdy wprowadziłam więcej produktów i nasiliło się spożycie potraw zakwaszających (mięso, pieczywo...), ów komfort jest mniej odczuwalny.
Zmniejszyła się masa ciała - około pięciu kilogramów. Sądzę, iż byłoby to o wiele więcej, gdyby nie leki, które zaczęłam przyjmować w związku z zagrożeniem chorobami autoimmunologicznymi.
Poprawiła się jakość skóry - zniknęły stany zapalne, wypryski, swędzenie.
Zauważyłam poprawę wzroku, minimalnie, ale zawsze to coś :-)
Wyciszam się z większą łatwością - relaksacja, uspokojenie nerwów, zrównoważenie emocjonalne, to plus, którego się nie spodziewałam :-) Zauważyłam, że efekt relaksacyjny wynikający z praktyki jogi trwa dłużej, że z łatwością wchodzę w stan równowagi.
Wyostrzył mi się smak i zmysł powonienia. Żywność wątpliwej jakości jest łatwiej wyczuwalna, polubiłam i rozróżniam smaki sałat, warzyw. Używam także mniej soli.

A minusy?
Zdarzają się sytuacje, gdy jestem sfrustrowana tym, jak trudno jest kupić dobrą, czystą żywność gotową do spożycia. Chodzi tutaj o przekąski - na stacji benzynowej, czy w małym sklepie osiedlowym. To wymaga przewidywania i organizacji, aby zawsze mieć coś do jedzenia. Ale czy to jest minus samej diety? Raczej nie.
Minusem jest to, że zaczęłam jeść chleb, mięso. Z racji ograniczeń w zakresie owoców i małym wyborem produktów dozwolonych, za namową Pani Doktor włączyłam do diety te właśnie elementy, które mocno zakwaszają i na które reaguję średnio. Stopniowo zamierzam eliminować chleb i ograniczać mięso, a tymczasem zwiększyłam dzienną dawkę proszku odkwaszającego.

A tymczasem śniadanie. Kromka chleba z masłem i makrelą. Nie zdążyliśmy po powrocie z majówki zrobić zakupów i oto efekt :-)

Na drugie śniadanie orzechy nerkowca i ziarna słonecznika - nie trudno zgadnąć, iż był to posiłek jedzony w samochodzie w korkach :-)

Obiad, to paseczki piersi z indyka, bataty gotowane na parze i sos z bakłażanów, papryki, cebuli i pomidorów. Danie intensywne w smaku, pikantne i mocno ziołowe dzięki dużej ilości bazylii. Zarówno mięso, jak i słodkie ziemniaki gotowały się ponad sosem korzystając z tego, że parował, zatem wszystkie elementy potrawy współgrały ze sobą doskonale.

Kolacji nie było, bo zamiast niej wspaniały, relaksacyjny masaż :-)