czwartek, 25 kwietnia 2013

Dieta LEAP Faza 4 Dzień 22 - czasem zbyt wiele się nie udaje :-(

Dziś ostatni dzień fazy czwartej. Zostało mi niewiele z programu, bo ostatnia, piąta faza. Całymi tygodniami marzyłam o tej chwili, gdy do diety wprowadzę marchewkę, czy pomidory :-) A to już jutro :-) Ale z doświadczenia wiem, że świat się nie zmieni :-))
Najbardziej czekam na pojawienie się w mojej diecie owoców, ale na to jeszcze przyjdzie czas...
Brak tolerancji fruktozy nie przeminie z chwili na chwilę, trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Śniadanie, to dziś płatki owsiane z migdałami. Idealne śniadanie przed treningiem. Dodałam też otręby owsiane, co mam nadzieję powiększy ilość substancji balastowych.
Wczoraj bolał mnie brzuch, pewnie od chleba :-( Ale mimo wszystko mam wrażenie, że brakuje mojemu organizmowi owowców :-) Wiem, wiem, jestem monotematyczna, ale wydaje mi sie niezgodne z naturą, abym ja żyła bez owoców :-)))

Obiad, to sałatka (sałata lodowa, mini sałata rzymska, ogórek, sos winegret) z grillowaną piersią kurczaka. Troszkę dużo przygotowałam tej sałaty, ale była tak soczysta i smaczna, że wszystko sama zjadłam :-) Tym razem bez chleba i innych ciężkich wypełniaczy :-)

I tutaj mała dygresja do podtytułu. Dziś nie udało mi się tyle rzeczy, że z bezsilności (i braku słodkiego) zwyczajnie się popłakałam. Weszłam na trening i zażądałam wycisku, aby zrzucić z siebie ten fizjologiczny stres człowieka nieszczęśliwego. Udało się! Trening i pot spływający po grzbiecie uczyniły mi tę uprzejmość, że przeszło złe :-) Sytuacji nie zmieniłam - nadal nie ma wolnych terminów na wizyty, na których mi zależy, nadal nie mam potwierdzonych spraw na przyszły tydzień, nadal wiele się nie udaje, ale ja już jestem inna. Kupiłam sobie świetne buty, wypatrzone kieliszki z sygnaturką Jamie'go Olivera, notesik do zapisywania tego, co zapominam i znów się uśmiecham :-)
I choć nadal twierdzę, że czasem zbyt wiele się nie udaje, jest mi lepiej :-)
Nie możesz zmienić rzeczywistości? Zmień swój stosunek do niej :-))))

Kolację zjedliśmy w jednej z naszych ulubionych restauracji :-) I oczywiście, kaczka :-) Do tego mizeria bez śmietany (kelnerka pytała dwukrotnie, czy na pewno bez... :-). Oczywiście kaczka była super, ale... Warto o tym wspomnieć - po kolacji poczułam się źle. Nie, żeby jakiś poważny problem, ale mój organizm dał mi sygnał, że cos było nie tak. Czym mogłam sobie zaszkodzić? Może do kaczki dodano przyprawy zabronione dla mnie, takie jak piperz i glutaminian sodu? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak. I dużo mięsa. To wyzwanie dla żoładka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz