środa, 24 kwietnia 2013

Dieta LEAP Faza 4 Dzień 21 - bez entuzjazmu

Spożywanie nadmiernej ilości węglowodanów, w tym chleba, płatków owsianych i ciasteczek, niewątpliwie zatrzymuje proces utraty wagi. Jak już wspominałam, odchudzanie się nie jest moim głównym celem, najważniejsze jest zdrowie, natomiast miło było patrzeć jak w ciągu pierwszych tygodni diety LEAP tracę kilogramy :-) Cóż, skończyło się i zwyczajnie moja waga stanęła w miejscu. Wpływ na to może mieć fakt, iż zwiększyłam aktywność ruchową, zaczęłam ćwiczyć, a przede wszystkim zajadam się ciasteczkami :-)

Wczoraj też miałam kolejny kryzys na słodkie, z utęsknieniem spoglądałam na owoce.... Było tak źle, że zrobiłam kogel-mogel dodając do żółtka ksylitol, wcisnęłam sok z limonki i dolałam jeszcze wódki. Tak, tak, żadne wysublimowane alkohole, tylko wódka :-) Tym samym otrzymałam kieliszeczek wspaniałego, bardzo słodkiego i limonkowego ajerkoniaku. Delektowałam się nim dobry kwadrans :-) Pomogło :-)

A dziś z postanowieniem lepszego dnia od ostatnich, na śniadanie zjadłam owsiankę na mleku migdałowym. Smacznie, energetycznie, zdrowo. Miejmy nadzieję... :-)
A skąd odwoływanie się do nadziei? Otóż skończyłam czytać książkę na temat diety bez pszenicy, gdzie autor, znany amerykański kardiolog wskazuje na zagrożenie, jakie ze sobą niesie spożywanie wysokoglikemicznych węglowodanów.

Na obiad stek z halibuta z sałatą, rukolą i ogórkiem. Sałatka z majonezem, baaardzo smaczna :-)
Preferuję przyrządzanie potraw na parze, ale tym razem zrobiłam wyjątek i usmażyłam halibuta na patelni. Jedyną przyprawą była sól. Lubię czuć w jedzeniu ryby rybę, zatem nie używam soku z cytryny dla zneutralizowania posmaku Bałtyku :-) Oczywiście ten halibut nie był z Bałtyku :-)

Podwieczorek, to opakowanie słonecznika łuskanego zjedzone w korkach w drodze do domu... Jadąc z zajęć jogi doświadczyłam ogromnego  głodu słodyczy. Po raz kolejny i bardzo mnie to dotknęło.

Na kolację nie miałam ani ochoty, ani siły gotować zaplanowanej zupy. Zjadłam sałatkę, do tego chleb z masłem solonym.

To był bardzo trudny dzień, z największym kryzysem od początku diety. Nawet zajęcia jogi mi się nie podobały. Spadła mi motywacja, entuzjazm zanikł, a w miejsce radości pojawiło się zwątpienie. Fizjologiczny problem z nastrojem, głód słodkiego, kryzys... Wszystko to nawarstwiło się i sprawiło, że wieczorem zasnęłam na kanapie, gdy mąż z entuzjazmem oglądał mecz. Dzisiejszy dzień niewątpliwie należał do Roberta Lewandowskiego, ale nie do mnie :-(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz