
Sałatka była dziś doskonała. Przestałam używać dressingów, bo zwyczajnie smakuje mi sałata jako taka sama w sobie. Rozkoszuję się jej soczystością, aromatem, róznymi natężeniami smaków gorzkich i tych neutralnych. A i czasem sałata jest cudownie słodka - szczególnie lodowa :-)
Drugie śniadanie okazało się koniecznością. Czy ja przestane dzisiaj chcieć jeść?? Ratunku! Jeden mały grzeszek i już organizm chce więcej i więcej... Zatem ciasteczka orkiszowe i kawa. Upiekłam kolejną partię ciasteczek - zostawiłam ciasto w zamrażarce i dziś tylko wyjęłam, pokroiłam na talarki i upiekłam w tempie błyskawicznym :-) No, może się przyznam, że je zlekka podpaliłam :-) Ale cóż, zadzwonił telefon :-)

Zatem na obiad zupa krem z szparagów z batatmi. Aksamitna konsystencja, wspaniałe aromaty - rewelacja :-) Mąż jednak stwierdził, że mało mimo, że nie był głodny :-) Cóż, tez miał wczoraj grzeszny dzień :-) Zatem Mąż dostał jeszcze usmażonego halibuta :-)
Kolację zjedliśmy w gronie wzbogaconym o jedną osobę :-) Oczywiscie lubię gościć i karmić, gdy tylko jest okazja, zatem ucieszyło mnie przyjęte zaproszenie na kolację. Szparagi na parze z sosem paprykowym, do tego sałatka z łódeczkami cykorii i dla panów z kawałkami melona. Ja, co najwyzej, melony mogę wąchać :-) Ale za to sosu nie pożałowałam :-) Jedyny tłuszcz w tym daniu, to masło klarowane, na którym dusiła się cebulka. Oczywiscie szparagi i cukinia "parowały" się z udziałem redukującego się sosu. I tutaj przyznam się do czegoś. Ostatnio nazbyt zredukowałam potrawkę z papryki przy okazji gotowania kaszy i deliktanie nawet ją przypaliłam. Obawiając się podobnego scenariusza, nazbyt rozrzedziłam sos zapominając, że zarówno szparagi jak i cukinia wypuszczą wodę i ponownie rozrzedzą sos :-( No i sos niewiele różnił się od zupy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz