Dzień w podróży.
Rano przygotowałam sałatkę do pojemnika i trzymałam kciuki za samą siebie, aby nic mnie nie skusiło :-)
Na śniadanie zjadłam właśnie tę przygotowaną na szybko sałatkę - sałata lodowa, papryka czerwona, ogórek i plasterki indyka. Jadłam w samochodzie, gdyż właśnie wtedy przypadła moja pora śniadania. I bardzo się ucieszyłam, że nie musiałam liczyć na przypadkowe jadłodajnie, bo chwilowo jeszcze miewam problemy z wybraniem czegoś z menu :-(
I tutaj sobie pozwolę na małą dygresję w postaci hołdu złożonego gotowej sałacie lodowej - generalnie nie przepadam za gotowym "czymś", ale dla sałaty w opakowaniu robię wyjątek.Wiem, że lepsza jest samodzielnie porozdzierana, ale gdybym dziś miała zdążyć ją przygotować, zwyczajnie pojechałabym z niczym. Nie cierpię myć i kroić sałaty. Nie cierpię czekać, aż ocieknie, a nie używam suszarki do sałaty - może czas zacząć :-) I kocham gotową, umyta sałatę w opakowaniu. Cóż...
Obiad zjedliśmy z restauracji na obrzeżach Częstochowy.
Bez przekonania weszliśmy do tego dość specyficznego miejsca, ale ja byłam zachwycona. Mimo koszmarnie słabego wyboru, zamówiłam pierś z kurczaka w płatkach migdałów z sałatą i nie rozczarowałam się. Wyraźnie poprosiłam o to, aby nie było mącznej, czy bułczanej panierki i kelnerka obiecała osobiście przypilnować tego wymogu. Wyjaśniłam, że mam uczulenie na zboża i mogę się rozchorować. Takie wyjaśnienie sprawia, że jesteśmy traktowani poważnie.
Naprawdę, bardzo mi smakowało, ale to może głównie z powodu głodu i dlatego, że ktoś przygotował dla mnie świeże, soczyste i smaczne danie :-) Zwyczajnie lubimy być rozpieszczani :-)
Na kolację, już w domu, przygotowałam sobie jajko na miękko. Właśnie weszłam w fazę, która pozwala mi włączyć do diety jajko właśnie, a także orkisz. Miła odmiana. Jajko smakowało wybornie :-) Cóż, zawsze uważałam siebie za wielbicielkę jajek mimo, iż jednak odczuwam dyskomfort po ich zjedzeniu. Obiecuję nie nadużywać tej przyjemności :-) Może dzięki temu dolegliwości nie będą zbyt wielkie... :-)
Po kolacji "wciągnęłam" też opakowanie słonecznika. Obawiam się, że wzmaga się mój apetyt pod wpływem leków sterydowych, z którymi obecnie mam przyjemność :-( Tym bardziej dziwi mnie, że o poranku waga wskazała kolejne pół kilograma mniej. Zatem dobrze, organizm, choć karmiony, pozbywa się nie potrzebnego tłuszczu. Najwidoczniej uspakajam się pod względem metabolicznym, może nawet odżywiam i stąd taka reakcja.
Jak już wspominałam, utrata wagi nie jest moim celem w tym przypadku, ale przyjmuję ten fakt z prawdziwą przyjemnością i wdzięcznością. Organizm, który będzie miał mniej balastu, to zdrowsze serce i sprawniejsze kolana :-) Ileż można nosić taką nadwagę? I po co?
Przeszłam tyle diet, tyle starań wkładałam w przeszłości, aby zrzucić zbędne kilogramy i zazwyczaj efekty były marniejsze niż marne. Gdy lekarz powiedział, abym schudła, a ja opowiedziałam, jak i co jem, nie wierzył. Był najwyraźniej przekonany, że pomiędzy zdrowymi posiłkami pochłaniam całe stosy pączków :-) Podobnie dietetyczka, która kilka lat temu pomagała mi odciążyć stawy i pozbyć się oponek - gdy pokazałam jej zapiski z moich posiłków, była zdezorientowana, bo nie wiedziała, co poprawić, aby zadziałało...
I oto teraz nie ograniczam się ilościowo, jem gdy jestem głodna i tracę wagę.
A co zyskuję?
Poczucie panowania nad sobą i własnym życiem. Chęć do życia, robienia ciekawych rzeczy, spotykania się ludźmi. Zyskuję też gładkie miejsce na twarzy po wypryskach, mocne włosy, lżejszy krok. Warto, naprawdę wato :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz