sobota, 13 kwietnia 2013

Dieta LEAP Faza 2 Dzień 10-11

Weekend poza domem, to komplikacje związane z dietą.
A jednak musi się udać, mam tyle wewnętrznej determinacji, że nawet nie biorę pod uwagę tego, iż mogłoby coś się nie udać :-)

Zadzwoniłam do hotelu i poprosiłam, aby w niedzielę na śniadanie przygotowano dla mnie sałatkę z sałaty, ogórka świeżego i papryki. Chleb będę miała swój, zatem będzie jak w domu :-) Sądzę, iż wybranie zupełnie niekłopotliwych produktów z mojego dozwolonego menu, to ukłon w stronę tych, którzy robią nam grzeczność.
Ale to nie jedyny telefon. Powtórzyłam prośbę w związku z niedzielnym uroczystym obiadem. Zadzwoniłam do gospodarzy i poprosiłam o ustalenie z restauracją małej "modyfikacji" mojego obiadu. Dowiedziałam się, przy okazji, że wokół będzie jedzony schab, rosół, galantyna, barszczyk z krokiecikiem, sałatka owocowa i... tort. Absolutnie nieziemski tort, który potrafi wykonać tylko jedna osoba na świecie :-) Przyznam, że jestem wielbicielką tego niepowtarzalnego smaku, bo przypomina mi kuchnię Babci.
Ale tym razem nie spróbuję, ani tortu, ani innych pysznych potraw.
I przyznam całkiem szczerze - jest mi przykro, bo zmartwiło to gospodarzy - usłyszałam, co było specjalnie dla mnie przygotowane, taki mały szantaż emocjonalny :-) Ale nie jest mi przykro, że zostaję przy swojej diecie - dobrej, bardzo dobrej diecie :-)

Zobaczymy, ile z moich postanowień uda się zrealizować w ten weekend. Oczywiście WSZYSTKIE! Przygotowałam pudełko z sałatką, drugie z zupą, migdały, słonecznik i orzechy ziemne na przekąskę. Mam też pojemnik nie udanych ciasteczek - z łyżeczką, aby łatwiej było zjadać :-)

Czuję się przygotowana :-)

Na śniadanie kanapka z pieczonym indykiem :-)
Śniadanie jeszcze w domu - kanapka z indykiem. Oczywiście indyk upieczony przeze mnie, w liściach bazylii :-) Wcześniej pierś indyka marynowałam dwie doby w dozwolonych przyprawach, a w trakcie pieczenia, podlewałam wodą. Dzięki temu indyk jest aromatyczny, wilgotny i bardzo smaczny.

Obiad zjedliśmy w drodze - wbrew pozorom nie jest łatwo wybrać coś bez zakazanych produktów, zatem zjadłam piękny kawałek halibuta. Smakował doskonale, soczysty, dość tłusty i delikatny. Rewelacja :-) Generalnie jem mało ryb ostatnio, dobrze to zmienić :-)

Na kolację zjadłam zabraną z domu sałatkę. Smakowała doskonale, bo zdążyłam już bardzo się
Kolacja z sałatką w pokoju hotelowym :-)
przyzwyczaić do wyboru sałat, rukoli, słonecznika, papryki, ogórka... To połączenie zawsze jest strzałem w dziesiątkę :-) Posilenie się przed spotkaniem ze znajomymi, to doskonały pomysł, gdy się jest na tak specjalnej diecie. Bez wielkiego żalu patrzyłam na stół zastawiony pysznościami :-) Oczywiście są chwile delikatnej chęci, aby jednak sprawdzić, czy kiełbasa smakuje jak kiełbasa, a ser pleśniowy jak ser... Ale powstrzymanie się nie jest dramatem :-)

Śniadanie w hotelu - wystarczy poprosić, a otrzymamy paprykę, ogórek i sałatę.
Niedzielne śniadanie w hotelu okazało się czystą przyjemnością :-) Miałam ze sobą mój własny chleb - żytni, na zakwasie, bardzo sycący i smaczny :-) Posmarowałam go hotelowym masłem, a na talerz nałożyłam kolorową paprykę, ogórki i sałatę. Okazało się, że zgłoszenie prośby dnia poprzedniego zaskutkowało przygotowaniem półmiska z papryką, ogórkiem i sałatą właśnie. Inni goście hotelowi także byli zachwyceni, bo nie byłam jedyną fanką papryki :-) Po takim śniadaniu może już być tylko dobrze :-)

Obiad jadłam przy suto zastawionym stole. Wokół mnie aromatyczny rosół, schab w aksamitnym sosie, nieziemski wybór wędlin, galantyna, galareta... Sałatki, surówki, owoce, ciasta... Oj, zrobiło się trudno. A jednak nawet przez chwilę nie miałam odruchu sięgnięcia po cokolwiek z zakazanej listy. Otrzymałam bardzo smaczny kawałek usmażonej piersi z kurczaka i sałatkę. Dziękuję mojej Cioci, że zadbała, abym i ja uczestniczyła czynnie w tej uczcie :-)

Na podwieczorek zjadłam moje ciasteczkowe muesli :-) Pudełeczko z ową kruszonką wyglądało mało zachęcająco, ale zrekompensowałam sobie tym posiłkiem wspaniały tort moje kuzynki :-) Jola robi najlepszy tort na świecie i ten także był wspaniały. Prawdopodobnie :-) Bo nie miałam odwagi, aby nawet powąchać :-)

Kolację zjadłam już w domu. Poprzedziło ją skubanie w drodze pistacji :-) Z ostatniej kromki chleba przygotowałam kanapkę z indykiem. Smakowało wybornie :-)

To był dobry weekend, dobry czas i poradziłam sobie z kulinarnymi pokusami.
I kilka moich refleksji:
  • bardzo ważne, aby wiedzieć, dlaczego coś się robi. Gdybym była na zwyczajnej diecie, która miałaby pozwolić mi schudnąć, pewnie sięgnęła bym po kilka produktów bardziej kalorycznych, zjada w małej ilości i poczuła się przez chwilę szczęśliwa :-) Ale wtedy byłoby mi jeszcze trudnej, a mój organizm poczułby ten brak konsekwencji. Świadomość, że jedząc spoza listy narażam siebie na niszczenie mojego własnego ciała, wyzwala inną, lepszą motywację.
  • dla ludzi wokół to, iż jestem na tak specyficznej diecie jest niezrozumiałe. Mam mocny charakter i moi bliscy są przyzwyczajeni do tego, ze stawiam na swoim, aczkolwiek byłam namawiana do spróbowania tego, czy tamtego. Pełne żalu pytania, co ja będę jadła, ogrom zdziwienia, że "tego też nie???", bo wszystko naturalne, zdrowe, mało kaloryczne... Dieta, to coś więcej niż odłożenie schabowego na bok. 
  • ważne są proste instrukcje, gdyż inwencja twórcza nie ma granic :-) Nie można powiedzieć, że chce się sałatkę, bo dostaniemy posolone warzywa! Nawet w sałatce! Lepiej powiedzieć, aby pokrojono paprykę, ogórek i położono na talerzu :-) 
  • warto wyjaśniać, że robimy coś dla zdrowia i jak doskonale się z tym czujemy :-) O ile rzeczywiście dobrze się z tym czujemy, bo mimo wszystko musimy być szczerzy i wiarygodni w naszym ogólnym wyrazie. Czasem powiedzenie, jak nam trudno, dzieli ów trud na dwa. Czasem niestety, bywa pomnożeniem przez dwa, gdy cierpi z nami ta druga osoba :-) Ale warto zaryzykować i być sobą :-) 
Czego sobie i Wam życzę :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz