Weekend jest cudowny, ale u mnie odwrotnie - brakuje czasu :-) Gdy większość z Was gotuje właśnie w weekendy, ja szybko zjadam posiłek w knajpce lub przygotowuję mało ambitnie, ale za to szybko cokolwiek :-)
Dlatego też, śniadanie, to sałatka. Dość standardowo - sałaty, w tym rukola, ogórek, jajo na twardo, majonez i... pomidorki koktajlowe! Soczyste, smaczne, słodkie... Pyszne :-) Do tego wspaniały chleb z masłem - delektowałam się bardzo długo tym śniadaniem, aż brzuszek nie chciał już mieścić :-) Wszystko aromatyczne, smaczne, ale chleb naprawdę szczególnie zasługiwał na pochwałę - absolutnie doskonały!
Obiad szybki, gdzieś "pomiędzy" załatwieniami, wyjściem, a powrotem, czyli surówka z marchewki i jajka sadzone. Jak już wspominałam, szaleję na punkcie jajek :-( Kupiłam dziś duże opakowanie, bo potrzebowałam do ciasteczek, to się nimi poczęstowałam :-)
Zarówno pomidorki jak i marchewka, to dobrodziejstwo fazy piątej. Smak wspaniały - zachwyciłam się :-)
Na podwieczorek i jak sie okazało, także kolację, zjadłam kilka świeżo upieczonych ciasteczek orkiszowych. Tym razem nie przesłodziłam :-) Z nowych dodatków, to uświetniłam zawartość ciasteczek mąką z amarantusa. Pozwoliłam sobie zrobić mąkę orkiszową nieco grubszą niż ostatnio, krócej mieląc ziarna; podobnie z migdałami - zostawilam większe kawałki, a same ciasteczka solidnie podpiekłam. Smak mają teraz wyrazisty, naprawdę wspaniałe, idealne do chrupania :-)
niedziela, 28 kwietnia 2013
sobota, 27 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 5 Dzień 24 - normalnie
Moja dieta jest już zupełna - jem wszystko, co w moim teście MRT okazało się mało reaktywne i tym samym nie szkodzące. Jest naprawdę normalnie. Przyzwyczaiłam się do wybiórczego traktowania tego, co mogę zjeść. Zakupy są proste - bezbłędnie wybieram tylko to, co dozwolone. Ale w restauracji bywa trudniej. Ale tylko trudniej...
Śniadanie, to sałatka z jajkiem :-) Do tego kromka chleba z masłem. Ostatnio chleb stał się dosyć popularny w mojej diecie :-) Wiem, że to nie jest najlepszy pomysł, ale to często jedyne ziarniste części posiłku. Chleb kupuję pieczony na zakwasie, żytni, zatem pozwalam sobie na to "szaleństwo" :-) Czekam, aż będę mogła sięgać po owoce - jest świetny chleb żytni z żurawiną.
Obiad zjedliśmy w miłej knajpce - łosoś z grilla, ziemniaki z wody i
gotowane warzywa. I tutaj okazało się, że wystarczy poprosić, a zamiast zabronionych brokułów można dostać dodatkową porcję baby marchewki :-) Jestem przekonana, że nawet wybierano te brokuły z mieszanki warzyw mrożonych :-)
Kolację też zjedliśmy na mieście - dzień był dość szalony, cały czas w ruchu :-) Pozwoliłam sobie bardzo, bardzo normalnie. Klopsiki z frytkami. Wiem, nie powinnam bez sprawdzenia składu klopsików, ale następnym razem sprawdzę :-) Było smacznie i już.
Śniadanie, to sałatka z jajkiem :-) Do tego kromka chleba z masłem. Ostatnio chleb stał się dosyć popularny w mojej diecie :-) Wiem, że to nie jest najlepszy pomysł, ale to często jedyne ziarniste części posiłku. Chleb kupuję pieczony na zakwasie, żytni, zatem pozwalam sobie na to "szaleństwo" :-) Czekam, aż będę mogła sięgać po owoce - jest świetny chleb żytni z żurawiną.
Obiad zjedliśmy w miłej knajpce - łosoś z grilla, ziemniaki z wody i
gotowane warzywa. I tutaj okazało się, że wystarczy poprosić, a zamiast zabronionych brokułów można dostać dodatkową porcję baby marchewki :-) Jestem przekonana, że nawet wybierano te brokuły z mieszanki warzyw mrożonych :-)
Kolację też zjedliśmy na mieście - dzień był dość szalony, cały czas w ruchu :-) Pozwoliłam sobie bardzo, bardzo normalnie. Klopsiki z frytkami. Wiem, nie powinnam bez sprawdzenia składu klopsików, ale następnym razem sprawdzę :-) Było smacznie i już.
piątek, 26 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 5 Dzień 23 - makowiec z szałwią hiszpańską chia
Zaczynam dziś ostatnią, piątą fazę pierwszej części programu LEAP.
Na cześć pełnej listy bezpiecznych produktów i dodatków do żywności, upiekłam makowiec :-) Mimo, iż dozwolona jest mąka pszenna i żytnia, a nawet owsiana, mój makowiec jest bezglutenowy :-) Zawiera dobry ładunek energetyczny z orzechów, migdałów i pestek, a także z ziaren szałwii chia. Na temat szałwii hiszpańskiej pisałam przy okazji dodawania jej do zielonych koktajli, więcej znajdziesz tutaj: http://zielonablogerka.blogspot.com/2013/02/zielona-szawia-hiszpanska.html.
A oto składniki mojego makowca:
Makowiec jest dość twardy, niezbyt słodki, po odwróceniu wygląda bardziej zachęcająco z przyklejonymi pestkami słonecznika :-) Jest to zdrowa, energetyczna przekąska z dodatnim ładunkiem energetycznym :-)
Wersja, którą bardzo lubię, to taka, do której dodawałam miód i suszone owoce - wiśnie, rodzynki, figi, śliwki... Masa jest bardziej miękka i słodka. Tym razem jednak wersja bez owoców i miodu - musi być :-)
Polecam!
A śniadanie, to makrela z puszki :-( Niestety, pozwoliłam sobie na to niezbyt zdrowe szaleństwo :-) Sos pomidorowy nie porwał mnie :-) Chyba się odzwyczaiłam i to śniadanie nie przyczyniło się aż do takiej radości jak przypuszczałam.
Na drugie śniadanie kawałek makowca i czarna, lurowata kawa :-)
Obiad, to sałatka z sałaty rzymskiej - wersja mini, cykorii różowej, ogórka zielonego i żółtej papryki. Jako, że pora obiadu była wymuszona godziną zajęć jogi (posiłek należy skończyć co najmniej na dwie godziny przed zajęciami), mimo braku głodu, jadłam sałatkę dodając na zachętę domowy majonez :-)
Wbrew pozorom, sałatka może być bardzo sycąca. W czasach, gdy byłam bardzo mięsożerna, uważałam, że to nie posiłek! Sałata, zielenina, czy ja jestem krową lub królikiem, aby się tym najeść? Dziś mój pogląd jest zupełnie inny i wynika z przekonania i doświadczenia. Rzeczywistość się nie zmieniła, nadal pozostaję człowiekiem, a jednak zajadam się zieleniną :-)
Na kolację przygotowałam wegańskie leczo. Cebula, papryka, cukinia i sos pomidorowy. Pyszne, aromatyczne i sycące.
Na cześć pełnej listy bezpiecznych produktów i dodatków do żywności, upiekłam makowiec :-) Mimo, iż dozwolona jest mąka pszenna i żytnia, a nawet owsiana, mój makowiec jest bezglutenowy :-) Zawiera dobry ładunek energetyczny z orzechów, migdałów i pestek, a także z ziaren szałwii chia. Na temat szałwii hiszpańskiej pisałam przy okazji dodawania jej do zielonych koktajli, więcej znajdziesz tutaj: http://zielonablogerka.blogspot.com/2013/02/zielona-szawia-hiszpanska.html.
A oto składniki mojego makowca:
- mak 250g
- szałwia hiszpańska chia
- siemię lniane
- migdały
- orzechy laskowe
- słonecznik łuskany
- 2 całe jaja
- ksylitol
- sezam
- masło klarowane
Makowiec jest dość twardy, niezbyt słodki, po odwróceniu wygląda bardziej zachęcająco z przyklejonymi pestkami słonecznika :-) Jest to zdrowa, energetyczna przekąska z dodatnim ładunkiem energetycznym :-)
Wersja, którą bardzo lubię, to taka, do której dodawałam miód i suszone owoce - wiśnie, rodzynki, figi, śliwki... Masa jest bardziej miękka i słodka. Tym razem jednak wersja bez owoców i miodu - musi być :-)
Polecam!
A śniadanie, to makrela z puszki :-( Niestety, pozwoliłam sobie na to niezbyt zdrowe szaleństwo :-) Sos pomidorowy nie porwał mnie :-) Chyba się odzwyczaiłam i to śniadanie nie przyczyniło się aż do takiej radości jak przypuszczałam.
Na drugie śniadanie kawałek makowca i czarna, lurowata kawa :-)
Obiad, to sałatka z sałaty rzymskiej - wersja mini, cykorii różowej, ogórka zielonego i żółtej papryki. Jako, że pora obiadu była wymuszona godziną zajęć jogi (posiłek należy skończyć co najmniej na dwie godziny przed zajęciami), mimo braku głodu, jadłam sałatkę dodając na zachętę domowy majonez :-)
Wbrew pozorom, sałatka może być bardzo sycąca. W czasach, gdy byłam bardzo mięsożerna, uważałam, że to nie posiłek! Sałata, zielenina, czy ja jestem krową lub królikiem, aby się tym najeść? Dziś mój pogląd jest zupełnie inny i wynika z przekonania i doświadczenia. Rzeczywistość się nie zmieniła, nadal pozostaję człowiekiem, a jednak zajadam się zieleniną :-)
Na kolację przygotowałam wegańskie leczo. Cebula, papryka, cukinia i sos pomidorowy. Pyszne, aromatyczne i sycące.
czwartek, 25 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 4 Dzień 22 - czasem zbyt wiele się nie udaje :-(
Dziś ostatni dzień fazy czwartej. Zostało mi niewiele z programu, bo ostatnia, piąta faza. Całymi tygodniami marzyłam o tej chwili, gdy do diety wprowadzę marchewkę, czy pomidory :-) A to już jutro :-) Ale z doświadczenia wiem, że świat się nie zmieni :-))
Najbardziej czekam na pojawienie się w mojej diecie owoców, ale na to jeszcze przyjdzie czas...
Brak tolerancji fruktozy nie przeminie z chwili na chwilę, trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Śniadanie, to dziś płatki owsiane z migdałami. Idealne śniadanie przed treningiem. Dodałam też otręby owsiane, co mam nadzieję powiększy ilość substancji balastowych.
Wczoraj bolał mnie brzuch, pewnie od chleba :-( Ale mimo wszystko mam wrażenie, że brakuje mojemu organizmowi owowców :-) Wiem, wiem, jestem monotematyczna, ale wydaje mi sie niezgodne z naturą, abym ja żyła bez owoców :-)))
Obiad, to sałatka (sałata lodowa, mini sałata rzymska, ogórek, sos winegret) z grillowaną piersią kurczaka. Troszkę dużo przygotowałam tej sałaty, ale była tak soczysta i smaczna, że wszystko sama zjadłam :-) Tym razem bez chleba i innych ciężkich wypełniaczy :-)
I tutaj mała dygresja do podtytułu. Dziś nie udało mi się tyle rzeczy, że z bezsilności (i braku słodkiego) zwyczajnie się popłakałam. Weszłam na trening i zażądałam wycisku, aby zrzucić z siebie ten fizjologiczny stres człowieka nieszczęśliwego. Udało się! Trening i pot spływający po grzbiecie uczyniły mi tę uprzejmość, że przeszło złe :-) Sytuacji nie zmieniłam - nadal nie ma wolnych terminów na wizyty, na których mi zależy, nadal nie mam potwierdzonych spraw na przyszły tydzień, nadal wiele się nie udaje, ale ja już jestem inna. Kupiłam sobie świetne buty, wypatrzone kieliszki z sygnaturką Jamie'go Olivera, notesik do zapisywania tego, co zapominam i znów się uśmiecham :-)
I choć nadal twierdzę, że czasem zbyt wiele się nie udaje, jest mi lepiej :-)
Nie możesz zmienić rzeczywistości? Zmień swój stosunek do niej :-))))
Kolację zjedliśmy w jednej z naszych ulubionych restauracji :-) I oczywiście, kaczka :-) Do tego mizeria bez śmietany (kelnerka pytała dwukrotnie, czy na pewno bez... :-). Oczywiście kaczka była super, ale... Warto o tym wspomnieć - po kolacji poczułam się źle. Nie, żeby jakiś poważny problem, ale mój organizm dał mi sygnał, że cos było nie tak. Czym mogłam sobie zaszkodzić? Może do kaczki dodano przyprawy zabronione dla mnie, takie jak piperz i glutaminian sodu? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak. I dużo mięsa. To wyzwanie dla żoładka.
Najbardziej czekam na pojawienie się w mojej diecie owoców, ale na to jeszcze przyjdzie czas...
Brak tolerancji fruktozy nie przeminie z chwili na chwilę, trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Śniadanie, to dziś płatki owsiane z migdałami. Idealne śniadanie przed treningiem. Dodałam też otręby owsiane, co mam nadzieję powiększy ilość substancji balastowych.
Wczoraj bolał mnie brzuch, pewnie od chleba :-( Ale mimo wszystko mam wrażenie, że brakuje mojemu organizmowi owowców :-) Wiem, wiem, jestem monotematyczna, ale wydaje mi sie niezgodne z naturą, abym ja żyła bez owoców :-)))
Obiad, to sałatka (sałata lodowa, mini sałata rzymska, ogórek, sos winegret) z grillowaną piersią kurczaka. Troszkę dużo przygotowałam tej sałaty, ale była tak soczysta i smaczna, że wszystko sama zjadłam :-) Tym razem bez chleba i innych ciężkich wypełniaczy :-)
I tutaj mała dygresja do podtytułu. Dziś nie udało mi się tyle rzeczy, że z bezsilności (i braku słodkiego) zwyczajnie się popłakałam. Weszłam na trening i zażądałam wycisku, aby zrzucić z siebie ten fizjologiczny stres człowieka nieszczęśliwego. Udało się! Trening i pot spływający po grzbiecie uczyniły mi tę uprzejmość, że przeszło złe :-) Sytuacji nie zmieniłam - nadal nie ma wolnych terminów na wizyty, na których mi zależy, nadal nie mam potwierdzonych spraw na przyszły tydzień, nadal wiele się nie udaje, ale ja już jestem inna. Kupiłam sobie świetne buty, wypatrzone kieliszki z sygnaturką Jamie'go Olivera, notesik do zapisywania tego, co zapominam i znów się uśmiecham :-)
I choć nadal twierdzę, że czasem zbyt wiele się nie udaje, jest mi lepiej :-)
Nie możesz zmienić rzeczywistości? Zmień swój stosunek do niej :-))))
Kolację zjedliśmy w jednej z naszych ulubionych restauracji :-) I oczywiście, kaczka :-) Do tego mizeria bez śmietany (kelnerka pytała dwukrotnie, czy na pewno bez... :-). Oczywiście kaczka była super, ale... Warto o tym wspomnieć - po kolacji poczułam się źle. Nie, żeby jakiś poważny problem, ale mój organizm dał mi sygnał, że cos było nie tak. Czym mogłam sobie zaszkodzić? Może do kaczki dodano przyprawy zabronione dla mnie, takie jak piperz i glutaminian sodu? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak. I dużo mięsa. To wyzwanie dla żoładka.
środa, 24 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 4 Dzień 21 - bez entuzjazmu
Spożywanie nadmiernej ilości węglowodanów, w tym chleba, płatków owsianych i ciasteczek, niewątpliwie zatrzymuje proces utraty wagi. Jak już wspominałam, odchudzanie się nie jest moim głównym celem, najważniejsze jest zdrowie, natomiast miło było patrzeć jak w ciągu pierwszych tygodni diety LEAP tracę kilogramy :-) Cóż, skończyło się i zwyczajnie moja waga stanęła w miejscu. Wpływ na to może mieć fakt, iż zwiększyłam aktywność ruchową, zaczęłam ćwiczyć, a przede wszystkim zajadam się ciasteczkami :-)
Wczoraj też miałam kolejny kryzys na słodkie, z utęsknieniem spoglądałam na owoce.... Było tak źle, że zrobiłam kogel-mogel dodając do żółtka ksylitol, wcisnęłam sok z limonki i dolałam jeszcze wódki. Tak, tak, żadne wysublimowane alkohole, tylko wódka :-) Tym samym otrzymałam kieliszeczek wspaniałego, bardzo słodkiego i limonkowego ajerkoniaku. Delektowałam się nim dobry kwadrans :-) Pomogło :-)
A dziś z postanowieniem lepszego dnia od ostatnich, na śniadanie zjadłam owsiankę na mleku migdałowym. Smacznie, energetycznie, zdrowo. Miejmy nadzieję... :-)
A skąd odwoływanie się do nadziei? Otóż skończyłam czytać książkę na temat diety bez pszenicy, gdzie autor, znany amerykański kardiolog wskazuje na zagrożenie, jakie ze sobą niesie spożywanie wysokoglikemicznych węglowodanów.
Na obiad stek z halibuta z sałatą, rukolą i ogórkiem. Sałatka z majonezem, baaardzo smaczna :-)
Preferuję przyrządzanie potraw na parze, ale tym razem zrobiłam wyjątek i usmażyłam halibuta na patelni. Jedyną przyprawą była sól. Lubię czuć w jedzeniu ryby rybę, zatem nie używam soku z cytryny dla zneutralizowania posmaku Bałtyku :-) Oczywiście ten halibut nie był z Bałtyku :-)
Podwieczorek, to opakowanie słonecznika łuskanego zjedzone w korkach w drodze do domu... Jadąc z zajęć jogi doświadczyłam ogromnego głodu słodyczy. Po raz kolejny i bardzo mnie to dotknęło.
Na kolację nie miałam ani ochoty, ani siły gotować zaplanowanej zupy. Zjadłam sałatkę, do tego chleb z masłem solonym.
To był bardzo trudny dzień, z największym kryzysem od początku diety. Nawet zajęcia jogi mi się nie podobały. Spadła mi motywacja, entuzjazm zanikł, a w miejsce radości pojawiło się zwątpienie. Fizjologiczny problem z nastrojem, głód słodkiego, kryzys... Wszystko to nawarstwiło się i sprawiło, że wieczorem zasnęłam na kanapie, gdy mąż z entuzjazmem oglądał mecz. Dzisiejszy dzień niewątpliwie należał do Roberta Lewandowskiego, ale nie do mnie :-(
Wczoraj też miałam kolejny kryzys na słodkie, z utęsknieniem spoglądałam na owoce.... Było tak źle, że zrobiłam kogel-mogel dodając do żółtka ksylitol, wcisnęłam sok z limonki i dolałam jeszcze wódki. Tak, tak, żadne wysublimowane alkohole, tylko wódka :-) Tym samym otrzymałam kieliszeczek wspaniałego, bardzo słodkiego i limonkowego ajerkoniaku. Delektowałam się nim dobry kwadrans :-) Pomogło :-)
A dziś z postanowieniem lepszego dnia od ostatnich, na śniadanie zjadłam owsiankę na mleku migdałowym. Smacznie, energetycznie, zdrowo. Miejmy nadzieję... :-)
A skąd odwoływanie się do nadziei? Otóż skończyłam czytać książkę na temat diety bez pszenicy, gdzie autor, znany amerykański kardiolog wskazuje na zagrożenie, jakie ze sobą niesie spożywanie wysokoglikemicznych węglowodanów.
Na obiad stek z halibuta z sałatą, rukolą i ogórkiem. Sałatka z majonezem, baaardzo smaczna :-)
Preferuję przyrządzanie potraw na parze, ale tym razem zrobiłam wyjątek i usmażyłam halibuta na patelni. Jedyną przyprawą była sól. Lubię czuć w jedzeniu ryby rybę, zatem nie używam soku z cytryny dla zneutralizowania posmaku Bałtyku :-) Oczywiście ten halibut nie był z Bałtyku :-)
Podwieczorek, to opakowanie słonecznika łuskanego zjedzone w korkach w drodze do domu... Jadąc z zajęć jogi doświadczyłam ogromnego głodu słodyczy. Po raz kolejny i bardzo mnie to dotknęło.
Na kolację nie miałam ani ochoty, ani siły gotować zaplanowanej zupy. Zjadłam sałatkę, do tego chleb z masłem solonym.
To był bardzo trudny dzień, z największym kryzysem od początku diety. Nawet zajęcia jogi mi się nie podobały. Spadła mi motywacja, entuzjazm zanikł, a w miejsce radości pojawiło się zwątpienie. Fizjologiczny problem z nastrojem, głód słodkiego, kryzys... Wszystko to nawarstwiło się i sprawiło, że wieczorem zasnęłam na kanapie, gdy mąż z entuzjazmem oglądał mecz. Dzisiejszy dzień niewątpliwie należał do Roberta Lewandowskiego, ale nie do mnie :-(
wtorek, 23 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 4 Dzień 20 - robię majonez :-)
Po zajęciach jogi i treningu personalnym, moje mięśnie zwyczajnie bolą i domagają się odpoczynku. Dlatego, mimo wielkiej chęci pójścia na zajęcia, daję sobie dzień wytchnienia. Zatem joga jutro, w czwartek kolejny trening. Nic na siłę. Entuzjazm mam wielki, ale łatwo się spalić. A motywacja też się może wyczerpać, gdy zamiast efektów będzie tylko ból :-(
Nadal czekam na wyniki badań genetycznych na celiakię. Dwa tygodnie planowanego oczekiwania przeciągają się solidnie, a ja muszę poczynić kolejne kroki, gdyby wynik okazał się pozytywny. Oczywiście, mam nadzieję, że przeciągają badanie próbki, bo nic nie wyszło :-))) Oby :-))) Wolałabym nie mieć skłonności genetycznej do tej strasznej choroby... Jak każdy...
Śniadanie - sałata z ogórkiem i majonezem. Zrobiłam właśnie majonez, wyszedł całkiem przyzwoicie :-) Lubie majonez, a czasem zwyczajnie mam ochotę na sałatkę z dodatkiem tego niewdzięcznego składnika. Majonez jest bardzo kaloryczny, bo opiera się na takich komponentach jak olej, jajko, ale mimo wszystko jestem zdania, iż w połączeniu z sałatą i nie codziennie, nie zrobi krzywdy :-)
A domowy majonez, to łyżeczka ksylitolu zamiast cukru, papryka zamiast pieprzu i cytryna zamiast octu :-) Samo zdrowie :-)
Na obiad monotematycznie - powtórka z dnia wczorajszego, czyli pierożki ryżowe z krewetkami. Danie stuprocentowe - przygotowuję je w 20 minut, a dokładnie tyle miałam na zrobienie obiadu :-)
Kolacja, to zupa krem - dużo warzyw i garść grochu łuskanego. Trochę miałam wątpliwości, czy
mogę do mojej diety włączyć groch łuskany, ale na wszelki wypadek dodałam go niewiele, a wywnioskowałam, że jeśli mogę jeść zielony groszek, to taki łuskany był kiedyś zielony, tylko został wysuszony :-) W zupie jest wszystko, co znalazłam w lodówce: cebula, fenkuł, seler korzenny, seler naciowy, trzy kolory papryki, cukinia... Do tego kminek, bazylia, majeranek, papryka słodka w proszku i sól. Próbowałam bez soli, ale nie mogłam odnaleźć ulubionego smaku :-) Cóż, wszystko przyjdzie z czasem :-)
Zupa jest dobra na wszystko :-)
Nadal czekam na wyniki badań genetycznych na celiakię. Dwa tygodnie planowanego oczekiwania przeciągają się solidnie, a ja muszę poczynić kolejne kroki, gdyby wynik okazał się pozytywny. Oczywiście, mam nadzieję, że przeciągają badanie próbki, bo nic nie wyszło :-))) Oby :-))) Wolałabym nie mieć skłonności genetycznej do tej strasznej choroby... Jak każdy...
Śniadanie - sałata z ogórkiem i majonezem. Zrobiłam właśnie majonez, wyszedł całkiem przyzwoicie :-) Lubie majonez, a czasem zwyczajnie mam ochotę na sałatkę z dodatkiem tego niewdzięcznego składnika. Majonez jest bardzo kaloryczny, bo opiera się na takich komponentach jak olej, jajko, ale mimo wszystko jestem zdania, iż w połączeniu z sałatą i nie codziennie, nie zrobi krzywdy :-)
A domowy majonez, to łyżeczka ksylitolu zamiast cukru, papryka zamiast pieprzu i cytryna zamiast octu :-) Samo zdrowie :-)
Na obiad monotematycznie - powtórka z dnia wczorajszego, czyli pierożki ryżowe z krewetkami. Danie stuprocentowe - przygotowuję je w 20 minut, a dokładnie tyle miałam na zrobienie obiadu :-)
Kolacja, to zupa krem - dużo warzyw i garść grochu łuskanego. Trochę miałam wątpliwości, czy
mogę do mojej diety włączyć groch łuskany, ale na wszelki wypadek dodałam go niewiele, a wywnioskowałam, że jeśli mogę jeść zielony groszek, to taki łuskany był kiedyś zielony, tylko został wysuszony :-) W zupie jest wszystko, co znalazłam w lodówce: cebula, fenkuł, seler korzenny, seler naciowy, trzy kolory papryki, cukinia... Do tego kminek, bazylia, majeranek, papryka słodka w proszku i sól. Próbowałam bez soli, ale nie mogłam odnaleźć ulubionego smaku :-) Cóż, wszystko przyjdzie z czasem :-)
Zupa jest dobra na wszystko :-)
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 4 Dzień 19
Wczorajszy dzień pod względem kulinarnym był szalony. Mam prawo, aby tak to określić, bo zjadłam bardzo dużo i bardzo dobrze :-) Całkiem przyzwoita ta moja dieta, jeśli można aż tyle zjeść, aż tyle powymyślać z tej mojej listy produktów dozwolonych :-)
A dziś dobrze, abym dała żyć mojemu organizmowi i już nie obciążała go zanadto nadmiarem kulinarnych wrażeń :-)
Czeka mnie spotkanie z trenerem, który ustali dla mnie zestaw ćwiczeń wzmacniających mięśnie potrzebne do podtrzymywania kości, aby plecy już tak nie bolały. I mam ogromną ochotę na zajęcia jogi :-) Oby rozsądek zwyciężył, bo jestem gotowa się przetrenować i zniechęcić!
Tymczasem śniadanie - wędzony łosoś z cykorią. Bardzo czekałam na możliwość zjedzenia łososia, bo bardzo lubię :-) W najbliższym czasie przyrządzę mój pokazowy hit w postaci pieczonego łososia. Zawsze wychodzi świetnie, o ile sam łosoś jest z dobrego źródła, czy z dobrej części świata :-) Niestety, te hodowlane z Bałtyku, podobnie jak inne ryby z naszego morza, nie nadają się do jedzenia :-(
Pani doktor Dietetyk, która się mną zajęła, jest uznawana za specjalistę w temacie ryb :-) Tak została mi zarekomendowana :-) Wskazała na producenta/konfekcjonera, który dba o jakość swoich produktów. Cenna uwaga. Jeszcze nie miałam okazji skorzystać z tego polecenia, bo mam kilka swoich wypróbowanych źródeł, ale czytam etykiety z pochodzeniem danej partii ryb, interesuję się, jakie problemy mogły występować w danym regionie. To ważne, aby jeść jak najwięcej ryb z obszarów odległych, czystych, aby darować sobie ryby z Bałtyku, ewentualnie poszukiwać ryb wędzonych z mazurskich czystych jezior.
Dziś miałam pierwszy trening personalny - aby zniwelowac ból pleców, muszę wzmocnić nogi, pośladki, brzuch... Wielka korzyść dla techniki ćwiczeń, gdy ktoś nas pilnuje, gdy koryguje błędy postawy, obserwuje i niweluje złe nawyki. A dla mnie fakt, iż mogę ćwiczyć pod okiem profesjonalisty, jest bardzo ważny. Zyskuję spokój, mam świadomość działania celowego i z sensem.
Obiad szybki, pierożki ryżowe z krewetkami przygotowane na parze. Czasem trzeba sobie odpuścić i
wyjąć mrożonkę :-)
Trudno jest znaleźć pierożki, w składzie których nie ma mąki pszennej, ale nam się udało i od czasu do czasu możemy się delektować tym smacznym daniem :-)
Kolacja, kolacja... hmmm... Zupa soczewicowa. W domu tak pachniało, że mąż, wchodząc, był przekonany, że upiekłam mięso! Do kremu warzywnego dodałam zielona soczewicę i gotowałam ok. pół godziny. Dzięki temu aromaty mocno się wymieszały i z garnka wydobył się charakterystyczny mięsny zapach :-) Nawet smak był "mięsny", trudno było uwierzyć, że w zupie są tylko warzywa i strączkowe :-) Już tęskniliśmy za soczewicą, bo lubimy bardzo. Włączona do diety w fazie 4 zrobiła nam wielką przyjemność kulinarną :-)
A dziś dobrze, abym dała żyć mojemu organizmowi i już nie obciążała go zanadto nadmiarem kulinarnych wrażeń :-)
Czeka mnie spotkanie z trenerem, który ustali dla mnie zestaw ćwiczeń wzmacniających mięśnie potrzebne do podtrzymywania kości, aby plecy już tak nie bolały. I mam ogromną ochotę na zajęcia jogi :-) Oby rozsądek zwyciężył, bo jestem gotowa się przetrenować i zniechęcić!
Tymczasem śniadanie - wędzony łosoś z cykorią. Bardzo czekałam na możliwość zjedzenia łososia, bo bardzo lubię :-) W najbliższym czasie przyrządzę mój pokazowy hit w postaci pieczonego łososia. Zawsze wychodzi świetnie, o ile sam łosoś jest z dobrego źródła, czy z dobrej części świata :-) Niestety, te hodowlane z Bałtyku, podobnie jak inne ryby z naszego morza, nie nadają się do jedzenia :-(
Pani doktor Dietetyk, która się mną zajęła, jest uznawana za specjalistę w temacie ryb :-) Tak została mi zarekomendowana :-) Wskazała na producenta/konfekcjonera, który dba o jakość swoich produktów. Cenna uwaga. Jeszcze nie miałam okazji skorzystać z tego polecenia, bo mam kilka swoich wypróbowanych źródeł, ale czytam etykiety z pochodzeniem danej partii ryb, interesuję się, jakie problemy mogły występować w danym regionie. To ważne, aby jeść jak najwięcej ryb z obszarów odległych, czystych, aby darować sobie ryby z Bałtyku, ewentualnie poszukiwać ryb wędzonych z mazurskich czystych jezior.
Dziś miałam pierwszy trening personalny - aby zniwelowac ból pleców, muszę wzmocnić nogi, pośladki, brzuch... Wielka korzyść dla techniki ćwiczeń, gdy ktoś nas pilnuje, gdy koryguje błędy postawy, obserwuje i niweluje złe nawyki. A dla mnie fakt, iż mogę ćwiczyć pod okiem profesjonalisty, jest bardzo ważny. Zyskuję spokój, mam świadomość działania celowego i z sensem.
Obiad szybki, pierożki ryżowe z krewetkami przygotowane na parze. Czasem trzeba sobie odpuścić i
wyjąć mrożonkę :-)
Trudno jest znaleźć pierożki, w składzie których nie ma mąki pszennej, ale nam się udało i od czasu do czasu możemy się delektować tym smacznym daniem :-)
Kolacja, kolacja... hmmm... Zupa soczewicowa. W domu tak pachniało, że mąż, wchodząc, był przekonany, że upiekłam mięso! Do kremu warzywnego dodałam zielona soczewicę i gotowałam ok. pół godziny. Dzięki temu aromaty mocno się wymieszały i z garnka wydobył się charakterystyczny mięsny zapach :-) Nawet smak był "mięsny", trudno było uwierzyć, że w zupie są tylko warzywa i strączkowe :-) Już tęskniliśmy za soczewicą, bo lubimy bardzo. Włączona do diety w fazie 4 zrobiła nam wielką przyjemność kulinarną :-)
niedziela, 21 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 4 Dzień 18 - krewetki!
Rozpoczynam fazę 4. Włączam do diety: fasolę czerwoną, soczewicę, łososia, ziemniaki, kaszę jaglaną, fasolę jaś, kolendrę i pietruszkę, mak i orzech laskowy. Sporo tego, aż nie wiem jak wielki koszyk wziąć na zakupy :-))
Piękny dzień. Słońce i doskonałe plany :-)
Właśnie piekę ciasteczka, rozmrażam krewetki, szykuję obiad dla i z naszymi Przyjaciółmi. Dziś uczę się przyrządzać krewetki :-)
Pokochałam te owoce morza, gdy zostaliśmy zaproszeni na kolację i Pan Domu zaserwował doskonale przyrządzone krewetki. A dziś ten sam Mistrzu uczy mnie je przyrządzać :-)
A tymczasem śniadanie. Jajecznica z szalotką i zieloną papryka.
Wiem, że po wprowadzeniu do diety, rzuciłam się na jaja z pełna mocą, każdego dnia je zjadam i już czas przystopować, ale chcę się nasycić i tak naprawdę, uwielbiam jajka, szczególnie dobre, z dobrą energią :-)
Dzisiejsze śniadanie, jest to śniadanie z mocą, bo jak już wspomniałam, ostatnio dostaliśmy w prezencie prawdziwe wiejskie jaja :-) (dziękuję, Ciociu :-)) A wśród nich kilka zielonych - od kur zielononóżek. W środku są już normalne, w jajecznym kolorze, ale skorupka naprawdę zielona :-) Zrobiłam zdjęcie, dla porównania. Z tych waśnie jaj zrobiłam dziś moją jajecznicę :-)
Fotografia, to cudowna dziedzina, chwyta nieuchwytne, bo tych jaj już nie ma :-) A ich obraz istnieje, możemy na nie patrzeć... :-)
Obiad dziś składał się z dwóch części. Pierwsza była zupa - krem z zielonych szparagów. Delikatna, o lekko zielonym kolorze i kremowej konsystencji. Zupa miała za zadanie pozwolić nam z pełnym brzuszkiem rozpocząć przyrządzanie dania głównego.
Zatem krewetki. Oczywiście kupiliśmy te szare, znaczy nie gotowane, które przy rozmrażaniu mocno "pachniały" naszym Bałtykiem, czyli zdechłą rybą :-) Cóż, nie ma możliwości, aby w Polsce dostać świeżą krewetkę :-)
Rozmrożone i wypłukane krewetki (czasem trzeba też wypatroszyć, jeśli nie zostały dobrze przygotowane), odstawiamy na durszlaku do wyschnięcia, a raczej do ocieknięcia :-)
A oto składniki dzisiejszego dania głównego i sposób przyrządzania krewetek:
Do krewetek podałam dwie sałatki - jedna z sałaty lodowej z ogórkiem świeżym i sosem winegret, a druga z mini sałaty rzymskiej, różowej cykorii i żółtej papryki. I oczywiście pieczywo - wybór chleba żytniego na zakwasie, a do tego obowiązkowo masło - ja miałam akurat dwa rodzaje: zwykłe masło 82% tłuszczu i masło z dodatkiem soli morskiej.
Jako deser i podwieczorek posłużyły upieczone rano ciasteczka orkiszowe i pyszna, aromatyczna kawa.
Na kolację, dość skromnie, zjadłam przygotowaną przez męża kanapkę z ogórkiem świezym. Nic więcej juz by się nie zmieściło :-)
To był bardzo, bardzo smaczny dzień :-)
I treściwy. Nie wspomniałam o tym, ale rano jeszcze zaliczyłam zajęcia z jogi :-) Tym razem u Pana Adama - świetny, wywarzony i precyzyjny instruktor. Po takim poranku przygotowanie obiadu dla Przyjaciół, czy późniejsze posprzątanie mojego pobojowiska w kuchni, to pestka :-)
Piękny dzień. Słońce i doskonałe plany :-)
Właśnie piekę ciasteczka, rozmrażam krewetki, szykuję obiad dla i z naszymi Przyjaciółmi. Dziś uczę się przyrządzać krewetki :-)
Pokochałam te owoce morza, gdy zostaliśmy zaproszeni na kolację i Pan Domu zaserwował doskonale przyrządzone krewetki. A dziś ten sam Mistrzu uczy mnie je przyrządzać :-)
A tymczasem śniadanie. Jajecznica z szalotką i zieloną papryka.
Wiem, że po wprowadzeniu do diety, rzuciłam się na jaja z pełna mocą, każdego dnia je zjadam i już czas przystopować, ale chcę się nasycić i tak naprawdę, uwielbiam jajka, szczególnie dobre, z dobrą energią :-)
Dzisiejsze śniadanie, jest to śniadanie z mocą, bo jak już wspomniałam, ostatnio dostaliśmy w prezencie prawdziwe wiejskie jaja :-) (dziękuję, Ciociu :-)) A wśród nich kilka zielonych - od kur zielononóżek. W środku są już normalne, w jajecznym kolorze, ale skorupka naprawdę zielona :-) Zrobiłam zdjęcie, dla porównania. Z tych waśnie jaj zrobiłam dziś moją jajecznicę :-)
Fotografia, to cudowna dziedzina, chwyta nieuchwytne, bo tych jaj już nie ma :-) A ich obraz istnieje, możemy na nie patrzeć... :-)
Obiad dziś składał się z dwóch części. Pierwsza była zupa - krem z zielonych szparagów. Delikatna, o lekko zielonym kolorze i kremowej konsystencji. Zupa miała za zadanie pozwolić nam z pełnym brzuszkiem rozpocząć przyrządzanie dania głównego.
Zatem krewetki. Oczywiście kupiliśmy te szare, znaczy nie gotowane, które przy rozmrażaniu mocno "pachniały" naszym Bałtykiem, czyli zdechłą rybą :-) Cóż, nie ma możliwości, aby w Polsce dostać świeżą krewetkę :-)
Rozmrożone i wypłukane krewetki (czasem trzeba też wypatroszyć, jeśli nie zostały dobrze przygotowane), odstawiamy na durszlaku do wyschnięcia, a raczej do ocieknięcia :-)
A oto składniki dzisiejszego dania głównego i sposób przyrządzania krewetek:
- 1 kg krewetek
- korzeń imbiru
- cebulki szalotki (można tez dodać czosnek)
- papryczki chili
- limonka
- kolendra
- masło klarowane
Do krewetek podałam dwie sałatki - jedna z sałaty lodowej z ogórkiem świeżym i sosem winegret, a druga z mini sałaty rzymskiej, różowej cykorii i żółtej papryki. I oczywiście pieczywo - wybór chleba żytniego na zakwasie, a do tego obowiązkowo masło - ja miałam akurat dwa rodzaje: zwykłe masło 82% tłuszczu i masło z dodatkiem soli morskiej.
Jako deser i podwieczorek posłużyły upieczone rano ciasteczka orkiszowe i pyszna, aromatyczna kawa.
Na kolację, dość skromnie, zjadłam przygotowaną przez męża kanapkę z ogórkiem świezym. Nic więcej juz by się nie zmieściło :-)
To był bardzo, bardzo smaczny dzień :-)
I treściwy. Nie wspomniałam o tym, ale rano jeszcze zaliczyłam zajęcia z jogi :-) Tym razem u Pana Adama - świetny, wywarzony i precyzyjny instruktor. Po takim poranku przygotowanie obiadu dla Przyjaciół, czy późniejsze posprzątanie mojego pobojowiska w kuchni, to pestka :-)
sobota, 20 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 3 Dzień 17 - grzesznie, ale świętowanie różne ma imię :-)
Waga od kilku dni stoi, a nawet nieco się zwiększyła, zatem ciasteczka działają :-) Orkisz powinnam jeść okazjonalnie, a nie codziennie :-) Wciąż czekam na wyniki badań na celiakię, bo jeśli okaże się, że posiadam gen choroby, orkiszowe ciasteczka, podobnie jak owsiane, czy żytnie, pójdą w zapomnienie. W sytsucji, gdy już zawsze nie będę jadła czekolady, rezygnacja z ciasteczek będzie bardzo, bardzo trudna... Ale nie ma co się martwić na zapas! Miejmy nadzieję, że kaszę jaglaną, którą wprowadzam do diety już jutro, lepiej będę tolerowała. A jaglane ciasteczka, też brzmi dobrze :-)
Wspomniałam wczoraj o rozpoczęciu praktyki jogi. Ważne jest, aby oczyszczony organizm zmobilizować do ruchu, który pomoże wyrzucić toksyny, ukrwi nasze narządy i tkanki. Ja zaczęłam łagodnie, co nie znaczy, bynajmniej, że łatwo :-) Słabe mięśnie, sztywne stawy - czułam każdy mój rok z wieku i kilogram nadwagi :-) Instruktorka w szkole jogi, Ewelina, była bardzo wyrozumiała i nie dociskała zbytnio :-) Mój pies z głową w dół za słabo wyciągał szczyty pośladków, co sprawiało, że ręce drżały zmęczone ciężarem, a pozycji orła wolałabym nikomu nie pokazywać :-)
Ale z zajęć wyszłam tak szczęśliwa, jakby mi się znów otworzyło niebo! Nie mogę się doczekać następnej lekcji. Wykupiłam miesięczny karnet otwarty i już przebieram nóżkami, czy przypadkiem i dziś nie pójść... hmmm... hmmm...
I jeszcze jeden aspekt, o którym chcę wspomnieć. Otóż zauważyłam dużą poprawę jeśli chodzi o skórę. Mam skłonności do krostek i wyprysków, stanów zapalnych i obecnie nawet jak coś się pojawia, znika szybciej. A do tego mój masażysta powiedział, że widzi ogromną zmianę w zachowaniu się skóry pod wpływem masażu. Z łatwością powstaje jednolity, różowy odczyn skóry, co oznacza, że jest świetne ukrwienie i limfa przepływa swobodnie. Podobno nigdy jeszcze moja skóra tak nie reagowała :-) A dodam, że mój masażysta nie wierzy w nietolerancje, czy wrażliwosci pokarmowe, szczególnie w testy, które robię :-)
I to, co także jest ważne i łatwo zauważalne, w mniejszym stopniu mój organizm zatrzymuje wodę. Zazwyczaj piątkowy masaż był czasem odciążania obolałych, spuchniętych nóg, a wczoraj usłyszałam od masażysty "chyba się dziś pani dobrze czuje?". Zero opuchlizny, napięta skóra. Miło i przyjemnie :-)
Jest wiele powodów, aby być wdzięcznym i zwyczajnie radosnym. Zatem jestem!
Dziś późne, leniwe i weekendowe śniadanie - sałata z cykorią, ogórkiem i jajkiem. Do tego kromka chleba żytniego za zakwasie z masłem z solą morską. Bardzo przyjemne i aromatyczne śniadanie. Polubiłam sałaty bardzo! Dzis właśnie o tym pomyślałam, że smakują jak nigdy! Cykoria nie była ani trochę gorzka, ale za to soczysta i smaczna.
Doceniam też używanie ceramicznych noży. Od dzieciństwa pamiętam, że sałaty nie kroi się nożem, a rozrywa. A teraz mogę, używając ceramicznego noża, kroić dowolnie warzywa i owoce. Ceramika nie reaguje, jest bezpieczna, a do tego moje ceramiczne noże są bardzo ostre i nieziemsko wygodne :-)
Obiad zjedliśmy u teściów - zaskoczyli mnie nieco pamiętając o moich imieninach :-) Niekoniecznie celebruję ten dzień, ale ... było bardzo miło. Zjadłam troszkę zupy wyprzedzając o kolejną fazę moją dietę, bo w zupie były (oczywiście odłowione precyzyjnie... :-)) zarówno marchewki, jak i kawałki kalafiora, a te składniki włączę dopiero w dniu 23 diety. Ale trudno było odmówić... Z drugiego dania wybrałam piers z kurczaka - była doskonała :-)
Na imieninową kolację mąż mnie zabrał do Szynku Praskiego na Stalowej. Kuchnia typowo polska,
nie sposób wybrać coś bezpiecznego... Zaczęliśmy bardzo grzecznie, bo ja zamówiłam filet z karpia, do tego świeży ogórek. Zastrzegłam, aby nie było mącznej panierki i rzeczywiście, karp wyłącznie w jajku, świetnie przyrządzony. Uwielbiam karpia, zatem rozkoszowałam się bardzo :-) A później już kolejny grzech tego dnia. Raczej najgorszy w całej mojej diecie. Flaki wołowe. O ile wyłączenie wołowiny nastąpiło z mojej decyzji (nie jem produktów mlecznych, zatem Pani Teresa, dietetyk, skreśliła także wołowinę), o tyle flaki zazwyczaj są doprawiane pieprzem z mojej czerwonej listy!
Danie doskonałe, bardzo smaczne, zresztą Szynk Praski słynie z wyśmienitej, tradycyjnej kuchni, ale długo odczuwałam dyskomfort. Pojawił się nawet delikatny refluks, co oznacza, iż oczyszczony organizm poczuł inwazję nie akceptowanej przyprawy.
Osłodzeniem tego niekorzystnego efektu był fakt obecności przy stoliku naszych Przyjaciół, którzy dołączyli do nas :-) Dziękujemy! W dobrym towarzystwie wszystko jest lepsze :-)
Wspomniałam wczoraj o rozpoczęciu praktyki jogi. Ważne jest, aby oczyszczony organizm zmobilizować do ruchu, który pomoże wyrzucić toksyny, ukrwi nasze narządy i tkanki. Ja zaczęłam łagodnie, co nie znaczy, bynajmniej, że łatwo :-) Słabe mięśnie, sztywne stawy - czułam każdy mój rok z wieku i kilogram nadwagi :-) Instruktorka w szkole jogi, Ewelina, była bardzo wyrozumiała i nie dociskała zbytnio :-) Mój pies z głową w dół za słabo wyciągał szczyty pośladków, co sprawiało, że ręce drżały zmęczone ciężarem, a pozycji orła wolałabym nikomu nie pokazywać :-)
Ale z zajęć wyszłam tak szczęśliwa, jakby mi się znów otworzyło niebo! Nie mogę się doczekać następnej lekcji. Wykupiłam miesięczny karnet otwarty i już przebieram nóżkami, czy przypadkiem i dziś nie pójść... hmmm... hmmm...
I jeszcze jeden aspekt, o którym chcę wspomnieć. Otóż zauważyłam dużą poprawę jeśli chodzi o skórę. Mam skłonności do krostek i wyprysków, stanów zapalnych i obecnie nawet jak coś się pojawia, znika szybciej. A do tego mój masażysta powiedział, że widzi ogromną zmianę w zachowaniu się skóry pod wpływem masażu. Z łatwością powstaje jednolity, różowy odczyn skóry, co oznacza, że jest świetne ukrwienie i limfa przepływa swobodnie. Podobno nigdy jeszcze moja skóra tak nie reagowała :-) A dodam, że mój masażysta nie wierzy w nietolerancje, czy wrażliwosci pokarmowe, szczególnie w testy, które robię :-)
I to, co także jest ważne i łatwo zauważalne, w mniejszym stopniu mój organizm zatrzymuje wodę. Zazwyczaj piątkowy masaż był czasem odciążania obolałych, spuchniętych nóg, a wczoraj usłyszałam od masażysty "chyba się dziś pani dobrze czuje?". Zero opuchlizny, napięta skóra. Miło i przyjemnie :-)
Jest wiele powodów, aby być wdzięcznym i zwyczajnie radosnym. Zatem jestem!
Dziś późne, leniwe i weekendowe śniadanie - sałata z cykorią, ogórkiem i jajkiem. Do tego kromka chleba żytniego za zakwasie z masłem z solą morską. Bardzo przyjemne i aromatyczne śniadanie. Polubiłam sałaty bardzo! Dzis właśnie o tym pomyślałam, że smakują jak nigdy! Cykoria nie była ani trochę gorzka, ale za to soczysta i smaczna.
Doceniam też używanie ceramicznych noży. Od dzieciństwa pamiętam, że sałaty nie kroi się nożem, a rozrywa. A teraz mogę, używając ceramicznego noża, kroić dowolnie warzywa i owoce. Ceramika nie reaguje, jest bezpieczna, a do tego moje ceramiczne noże są bardzo ostre i nieziemsko wygodne :-)
Obiad zjedliśmy u teściów - zaskoczyli mnie nieco pamiętając o moich imieninach :-) Niekoniecznie celebruję ten dzień, ale ... było bardzo miło. Zjadłam troszkę zupy wyprzedzając o kolejną fazę moją dietę, bo w zupie były (oczywiście odłowione precyzyjnie... :-)) zarówno marchewki, jak i kawałki kalafiora, a te składniki włączę dopiero w dniu 23 diety. Ale trudno było odmówić... Z drugiego dania wybrałam piers z kurczaka - była doskonała :-)
Na imieninową kolację mąż mnie zabrał do Szynku Praskiego na Stalowej. Kuchnia typowo polska,
Filet z karpia :-) Podany z masłem - rewelacja :-) |
Danie doskonałe, bardzo smaczne, zresztą Szynk Praski słynie z wyśmienitej, tradycyjnej kuchni, ale długo odczuwałam dyskomfort. Pojawił się nawet delikatny refluks, co oznacza, iż oczyszczony organizm poczuł inwazję nie akceptowanej przyprawy.
Osłodzeniem tego niekorzystnego efektu był fakt obecności przy stoliku naszych Przyjaciół, którzy dołączyli do nas :-) Dziękujemy! W dobrym towarzystwie wszystko jest lepsze :-)
piątek, 19 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 3 Dzień 16 - rozpoczynam praktykę jogi :-)
Po wczorajszym grzeszeniu obudziałam się głodna.
Na śniadanie przygotowałam sałatkę z miksu sałat śródziemnomorskich (z moją ukochaną rukolą), cykorii i ogórka świeżego. Do tego kanapka z jajem na twardo. Rozkochałam się na nowo w jedzeniu jajek mimo, że czuję, iż mi nie służą. Jednak zdecydowałam na chwilę odpuścić i obserwować siebie. Ciężki jest też orkisz jako taki, już to wiem. Ale może za wcześnie na takie "mocne" tematy.
Sałatka była dziś doskonała. Przestałam używać dressingów, bo zwyczajnie smakuje mi sałata jako taka sama w sobie. Rozkoszuję się jej soczystością, aromatem, róznymi natężeniami smaków gorzkich i tych neutralnych. A i czasem sałata jest cudownie słodka - szczególnie lodowa :-)
Drugie śniadanie okazało się koniecznością. Czy ja przestane dzisiaj chcieć jeść?? Ratunku! Jeden mały grzeszek i już organizm chce więcej i więcej... Zatem ciasteczka orkiszowe i kawa. Upiekłam kolejną partię ciasteczek - zostawiłam ciasto w zamrażarce i dziś tylko wyjęłam, pokroiłam na talarki i upiekłam w tempie błyskawicznym :-) No, może się przyznam, że je zlekka podpaliłam :-) Ale cóż, zadzwonił telefon :-)
Obiad bardzo szybki i nie za wielki, aby sie strawił przed zajęciami jogi. Tak, tak, ruszam z praktyką jogi :-) I bardzo się cieszę :-) Włączanie ruchu do diety, to doskonały pomysł, szczególnie, że właściwe odżywianie generuje dużo dobrej energii i chęci do pożytkowania jej :-)
Zatem na obiad zupa krem z szparagów z batatmi. Aksamitna konsystencja, wspaniałe aromaty - rewelacja :-) Mąż jednak stwierdził, że mało mimo, że nie był głodny :-) Cóż, tez miał wczoraj grzeszny dzień :-) Zatem Mąż dostał jeszcze usmażonego halibuta :-)
Kolację zjedliśmy w gronie wzbogaconym o jedną osobę :-) Oczywiscie lubię gościć i karmić, gdy tylko jest okazja, zatem ucieszyło mnie przyjęte zaproszenie na kolację. Szparagi na parze z sosem paprykowym, do tego sałatka z łódeczkami cykorii i dla panów z kawałkami melona. Ja, co najwyzej, melony mogę wąchać :-) Ale za to sosu nie pożałowałam :-) Jedyny tłuszcz w tym daniu, to masło klarowane, na którym dusiła się cebulka. Oczywiscie szparagi i cukinia "parowały" się z udziałem redukującego się sosu. I tutaj przyznam się do czegoś. Ostatnio nazbyt zredukowałam potrawkę z papryki przy okazji gotowania kaszy i deliktanie nawet ją przypaliłam. Obawiając się podobnego scenariusza, nazbyt rozrzedziłam sos zapominając, że zarówno szparagi jak i cukinia wypuszczą wodę i ponownie rozrzedzą sos :-( No i sos niewiele różnił się od zupy...
Na śniadanie przygotowałam sałatkę z miksu sałat śródziemnomorskich (z moją ukochaną rukolą), cykorii i ogórka świeżego. Do tego kanapka z jajem na twardo. Rozkochałam się na nowo w jedzeniu jajek mimo, że czuję, iż mi nie służą. Jednak zdecydowałam na chwilę odpuścić i obserwować siebie. Ciężki jest też orkisz jako taki, już to wiem. Ale może za wcześnie na takie "mocne" tematy.
Sałatka była dziś doskonała. Przestałam używać dressingów, bo zwyczajnie smakuje mi sałata jako taka sama w sobie. Rozkoszuję się jej soczystością, aromatem, róznymi natężeniami smaków gorzkich i tych neutralnych. A i czasem sałata jest cudownie słodka - szczególnie lodowa :-)
Drugie śniadanie okazało się koniecznością. Czy ja przestane dzisiaj chcieć jeść?? Ratunku! Jeden mały grzeszek i już organizm chce więcej i więcej... Zatem ciasteczka orkiszowe i kawa. Upiekłam kolejną partię ciasteczek - zostawiłam ciasto w zamrażarce i dziś tylko wyjęłam, pokroiłam na talarki i upiekłam w tempie błyskawicznym :-) No, może się przyznam, że je zlekka podpaliłam :-) Ale cóż, zadzwonił telefon :-)
Obiad bardzo szybki i nie za wielki, aby sie strawił przed zajęciami jogi. Tak, tak, ruszam z praktyką jogi :-) I bardzo się cieszę :-) Włączanie ruchu do diety, to doskonały pomysł, szczególnie, że właściwe odżywianie generuje dużo dobrej energii i chęci do pożytkowania jej :-)
Zatem na obiad zupa krem z szparagów z batatmi. Aksamitna konsystencja, wspaniałe aromaty - rewelacja :-) Mąż jednak stwierdził, że mało mimo, że nie był głodny :-) Cóż, tez miał wczoraj grzeszny dzień :-) Zatem Mąż dostał jeszcze usmażonego halibuta :-)
Kolację zjedliśmy w gronie wzbogaconym o jedną osobę :-) Oczywiscie lubię gościć i karmić, gdy tylko jest okazja, zatem ucieszyło mnie przyjęte zaproszenie na kolację. Szparagi na parze z sosem paprykowym, do tego sałatka z łódeczkami cykorii i dla panów z kawałkami melona. Ja, co najwyzej, melony mogę wąchać :-) Ale za to sosu nie pożałowałam :-) Jedyny tłuszcz w tym daniu, to masło klarowane, na którym dusiła się cebulka. Oczywiscie szparagi i cukinia "parowały" się z udziałem redukującego się sosu. I tutaj przyznam się do czegoś. Ostatnio nazbyt zredukowałam potrawkę z papryki przy okazji gotowania kaszy i deliktanie nawet ją przypaliłam. Obawiając się podobnego scenariusza, nazbyt rozrzedziłam sos zapominając, że zarówno szparagi jak i cukinia wypuszczą wodę i ponownie rozrzedzą sos :-( No i sos niewiele różnił się od zupy...
czwartek, 18 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 3 Dzień 15 - z grzeszkiem :-(
Minęły dwa tygodnie mojej diety LEAP. Po czternastu dniach zaczynają się już łagodzić negatywne objawy związane z opóźnioną nietolerancją pokarmową, a po czterech tygodniach ustępują zupełnie. Właściwie jestem na półmetku, gdyż pięć faz diety LEAP liczy dokładnie dwadzieścia siedem dni.
Co zmieniły te dwa tygodnie?
Z pewnością mniej ważę - ok cztery kilogramy mniej :-) Wiem, że to początkowy szok organizmu i później nie będzie już tak dobrze :-) Ale jest to pozytywna zamiana i wielka ulga dla moich bolących kolan... No właśnie, powinnam zmienić to określenie, bo dziś robiłam poranne przysiady bez bólu. Ale to może być zbieg okoliczności :-)
Z pewnością czuję się lepiej - w sensie, że mam więcej energii, nie męczę się, śpię dobrze. Zanikły złe, trudne nastroje, płaczliwość, niestabilność emocjonalna. Nie bolą mnie plecy i wspomniane stawy kolanowe. Mam jaśniejszy umysł - nie gubię tekstu w czasie czytania :-) Lepiej się organizuję, sprawniej załatwiam sprawy, mniej "wylatuje mi z głowy". Czasem myślimy, że to już starość, a to nieodpowiednia dieta :-)
A jakich zmian jeszcze oczekuję?
Przyznam, że najbardziej czekam na wizytę u lekarza, badania mojej tarczycy i stwierdzenie, że nie muszę brać leków :-))) Od wyników badań na geny celiakii (dziś już powinny być...) będzie zależało to, jak poprowadzę swoją dietę dalej, gdy już skończę program LEAP. I oczywiście marzę o tym, aby moje ciało nie stanowiło przeszkody w spełnianiu marzeń :-)
To były dobre dwa tygodnie pozytywnych reakcji, lepszego samopoczucia, powiększających się zasobów energii i sił witalnych. Od kilku dni pomaga słońce - choć nie jest to tak oczywiste, gdyż może występować przesilenie wiosenne, a mnie ominęło :-) W kwietniu zrobiłam już sześć mini sesji fotograficznych i to właśnie jest barometrem moich emocji :-) Zdjęcia znajdziecie tutaj.
Dziś śniadanie jem sama - mąż zajada pszenne bułeczki w hotelu po drugiej stronie Polski :-) Na moim stole zagościła cykoria - chrupiące łódeczki wypełnione sałatką z papryki żółtej, cebuli, ogórka i jajka na twardo. Świeży ogórek wypuszcza dużo wody - jest to woda o wysokich walorach zdrowotnych, idealna dla naszego organizmu, doskonale nawadnia, zatem warto ograniczyć solenie ogórków świeżych, aby ta woda nam nie uciekła :-)
Obiad zjadłam dziś na tarasie - dwadzieścia
jeden stopni, słońce, lekki wiaterek - cudownie! Pierwszy posiłek na świezym powietrzu w tym roku :-) A na obiad kasza orkiszowa z potrawką z papryki i cukinii i śródziemnomorski mix sałat. Tęskniłam już za kaszą, a nie mogę nigdzie kupić owsianej, zatem przygotowałam orkiszową. Gotowana na parze powstałej w wyniku odparowania potrawki, kasza nabrała wspaniałego koloru i aromatu warzyw. Syty, smaczny posiłek i oczywiscie prosty, bardzo prosty i szybki :-)
Popełniłam przewinienie. Zjadłam ziemniaki mimo, iż będą one w mojej diecie dopiero w fazie 4 czyli od osiemnastego dnia. Wybierałam na półce, wybierałam i znalazłam skład: ziemniak 60%, sól, tłuszcz roślinny. To były jedyne chipsy bez mąki pszennej, białek serwatkowych, konserwantów, polepszaczy i glutaminianu.
Zgrzeszyłam. Bo chipsy, nawet przy tak przyzwoitym składzie, to przecież trucizna w szeleszczącym opakowaniu. I to była moja kolacja.
Oczywiscie, że mi wstyd, nie wiedziałam, czy powinnam o tym napisać, ale przecież robię to dla siebie. I jestem jak każdy - mam chwile słabości.
Na pocieszenie siebie samej dodam, że nie były aż tak smaczne. No, może trochę... Sporo jeszcze wody musi upłynąć, zanim wyplenię te swoje grzeszne działania...
Co zmieniły te dwa tygodnie?
Z pewnością mniej ważę - ok cztery kilogramy mniej :-) Wiem, że to początkowy szok organizmu i później nie będzie już tak dobrze :-) Ale jest to pozytywna zamiana i wielka ulga dla moich bolących kolan... No właśnie, powinnam zmienić to określenie, bo dziś robiłam poranne przysiady bez bólu. Ale to może być zbieg okoliczności :-)
Z pewnością czuję się lepiej - w sensie, że mam więcej energii, nie męczę się, śpię dobrze. Zanikły złe, trudne nastroje, płaczliwość, niestabilność emocjonalna. Nie bolą mnie plecy i wspomniane stawy kolanowe. Mam jaśniejszy umysł - nie gubię tekstu w czasie czytania :-) Lepiej się organizuję, sprawniej załatwiam sprawy, mniej "wylatuje mi z głowy". Czasem myślimy, że to już starość, a to nieodpowiednia dieta :-)
A jakich zmian jeszcze oczekuję?
Przyznam, że najbardziej czekam na wizytę u lekarza, badania mojej tarczycy i stwierdzenie, że nie muszę brać leków :-))) Od wyników badań na geny celiakii (dziś już powinny być...) będzie zależało to, jak poprowadzę swoją dietę dalej, gdy już skończę program LEAP. I oczywiście marzę o tym, aby moje ciało nie stanowiło przeszkody w spełnianiu marzeń :-)
To były dobre dwa tygodnie pozytywnych reakcji, lepszego samopoczucia, powiększających się zasobów energii i sił witalnych. Od kilku dni pomaga słońce - choć nie jest to tak oczywiste, gdyż może występować przesilenie wiosenne, a mnie ominęło :-) W kwietniu zrobiłam już sześć mini sesji fotograficznych i to właśnie jest barometrem moich emocji :-) Zdjęcia znajdziecie tutaj.
Dziś śniadanie jem sama - mąż zajada pszenne bułeczki w hotelu po drugiej stronie Polski :-) Na moim stole zagościła cykoria - chrupiące łódeczki wypełnione sałatką z papryki żółtej, cebuli, ogórka i jajka na twardo. Świeży ogórek wypuszcza dużo wody - jest to woda o wysokich walorach zdrowotnych, idealna dla naszego organizmu, doskonale nawadnia, zatem warto ograniczyć solenie ogórków świeżych, aby ta woda nam nie uciekła :-)
Obiad zjadłam dziś na tarasie - dwadzieścia
jeden stopni, słońce, lekki wiaterek - cudownie! Pierwszy posiłek na świezym powietrzu w tym roku :-) A na obiad kasza orkiszowa z potrawką z papryki i cukinii i śródziemnomorski mix sałat. Tęskniłam już za kaszą, a nie mogę nigdzie kupić owsianej, zatem przygotowałam orkiszową. Gotowana na parze powstałej w wyniku odparowania potrawki, kasza nabrała wspaniałego koloru i aromatu warzyw. Syty, smaczny posiłek i oczywiscie prosty, bardzo prosty i szybki :-)
Popełniłam przewinienie. Zjadłam ziemniaki mimo, iż będą one w mojej diecie dopiero w fazie 4 czyli od osiemnastego dnia. Wybierałam na półce, wybierałam i znalazłam skład: ziemniak 60%, sól, tłuszcz roślinny. To były jedyne chipsy bez mąki pszennej, białek serwatkowych, konserwantów, polepszaczy i glutaminianu.
Zgrzeszyłam. Bo chipsy, nawet przy tak przyzwoitym składzie, to przecież trucizna w szeleszczącym opakowaniu. I to była moja kolacja.
Oczywiscie, że mi wstyd, nie wiedziałam, czy powinnam o tym napisać, ale przecież robię to dla siebie. I jestem jak każdy - mam chwile słabości.
Na pocieszenie siebie samej dodam, że nie były aż tak smaczne. No, może trochę... Sporo jeszcze wody musi upłynąć, zanim wyplenię te swoje grzeszne działania...
środa, 17 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 3 Dzień 14 - piekę ciasteczka!
Dzień ciasteczkowy. Wielkie nadzieje pokładam w tym moim wypieku - wreszcie z jajkiem, mąką orkiszową własnego przemiału :-) Migdałowe, takie jak na święta przywozi Marzenka :-) Dziękuję, Kochana, za inspirację i przepis :-)
Faza trzecia obfituje w smakołyki - wspomniane jajka, orkisz, ale i sezam! Zatem szykuję także chałwę na trudne chwile :-) Choć muszę przyznać, zaczynam mieć dosyć słodkiego, mącznego... Czuję się powoli zamulona, bo chleb jem, bo ciasteczka (lub kruszonka ciasteczkowa, jak to ostatnio...)... I czekam bardzo na marchewkę, pietruszkę, kapustę, fasolę, pomidor... I na soczewicę, która bardzo lubię, oczywiście na łososia też :-)
A tymczasem śniadanie - kromka chleba z wędliną z indyka i musztardą. Mąż wcześniej niż zwykle wychodził z domu i wspólnie zjedliśmy śniadanie :-) Nie miałam ochoty wstać na tyle wcześnie, aby coś ugotować.
Na takie chwile dobrze mieć w lodówce coś rezerwowego, szybkiego, z czego w kilka sekund przygotowujemy posiłek. To ważne. Czasem jest tak, że długo coś gotujemy, szykujemy, a później z namaszczeniem zjadamy celebrując każdy kęs. Ale jest też tak, że albo zrobimy posiłek błyskawicznie, albo zjemy coś niedozwolonego lub gorzej - wcale!
Na drugie śniadanie ciasteczka migdałowe! Z kawą, wyjątkowo, bo są słodkie bardzo :-)
Upiekłam ciasteczka, które wyglądają zupełnie inaczej niż te Marzenki :-( Cóż, znów moja inwencja twórcza :-))
A oto mój przepis na ciasteczka migdałowe:
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni, wyjęte z zamrażarki ciasto kroimy nożem na plasterki i układamy na papierze na blasze. Pieczemy, aż się zarumienią, co najmniej 10 minut.
Moich uwag kilka:
Na obiad zjadłam solę przygotowaną na parze z cukinią i sosem warzywnym. Sos zrobiłam bardzo szybko i był doskonały. Oczywiście, co łatwo się domyślić, zredukowałam zupę warzywną uzyskując gęstą konsystencję sosu. Dzięki temu zarówno sola, jak i cukinia, nabrały dodatkowego aromatu słodkich warzyw. Wspominałam już, jak nie lubię marnować jedzenia i zrobienie takiego sosu z tego, co zostało z poprzednich dni, to dla mnie radość podwójna: kulinarna, bo smaczne i mentalna, bo trzymam się własnych zasad :-)
Kolacja była późna. Z racji spełniania się w innej mojej pasji -
fotografowaniu - posiłek przyrządziłam dopiero po powrocie do domu. Sałatka z jajkiem i płatkami migdałów :-) Do wyboru sałat dołożyłam cebulę czerwoną, paprykę żółtą i właśnie jajo na twardo i płatki migdałów. Świetny, lekki, choć treściwy posiłek. I powinnam się do czegoś przyznać. Jadąc z sesji, wpadłam w spory korek. Sięgnęłam zatem do zakupów, otworzyłam opakowanie sałaty i bez użycia rąk skubałam zielone liście :-) Wcześniej, oczywiście, upewniłam się, że sałata jest gotowa do spożycia, umyta. Ależ to wygoda :-)
Faza trzecia obfituje w smakołyki - wspomniane jajka, orkisz, ale i sezam! Zatem szykuję także chałwę na trudne chwile :-) Choć muszę przyznać, zaczynam mieć dosyć słodkiego, mącznego... Czuję się powoli zamulona, bo chleb jem, bo ciasteczka (lub kruszonka ciasteczkowa, jak to ostatnio...)... I czekam bardzo na marchewkę, pietruszkę, kapustę, fasolę, pomidor... I na soczewicę, która bardzo lubię, oczywiście na łososia też :-)
A tymczasem śniadanie - kromka chleba z wędliną z indyka i musztardą. Mąż wcześniej niż zwykle wychodził z domu i wspólnie zjedliśmy śniadanie :-) Nie miałam ochoty wstać na tyle wcześnie, aby coś ugotować.
Na takie chwile dobrze mieć w lodówce coś rezerwowego, szybkiego, z czego w kilka sekund przygotowujemy posiłek. To ważne. Czasem jest tak, że długo coś gotujemy, szykujemy, a później z namaszczeniem zjadamy celebrując każdy kęs. Ale jest też tak, że albo zrobimy posiłek błyskawicznie, albo zjemy coś niedozwolonego lub gorzej - wcale!
Na drugie śniadanie ciasteczka migdałowe! Z kawą, wyjątkowo, bo są słodkie bardzo :-)
Upiekłam ciasteczka, które wyglądają zupełnie inaczej niż te Marzenki :-( Cóż, znów moja inwencja twórcza :-))
A oto mój przepis na ciasteczka migdałowe:
- 500 g orkiszu - mielimy całe ziarna
- 100 g migdałów - mielimy w całosci
- 30 g płatków migdałowych
- 300 g ksylitolu - mielimy na puder
- 150 g masła klarownego - rozpuszczonego
- 2 jajka
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia (opcjonalnie)
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni, wyjęte z zamrażarki ciasto kroimy nożem na plasterki i układamy na papierze na blasze. Pieczemy, aż się zarumienią, co najmniej 10 minut.
Moich uwag kilka:
- zmielenie całych ziaren orkiszu powoduje, że mąka jest ciemna, gruba, zatem ciasteczka nie będą miały gładkiej konsystencji. Ale za to wymagają przeżuwania, co dobrze wpływa na nasz układ trawienny.
- 300 g ksylitolu, to stanowczo za wiele! Następne zrobię z 250 g :-)
- ciasteczka można długo przechowywać, ale jak się już po nie sięgnie, nie ma szans, aby przestać :-)
Na obiad zjadłam solę przygotowaną na parze z cukinią i sosem warzywnym. Sos zrobiłam bardzo szybko i był doskonały. Oczywiście, co łatwo się domyślić, zredukowałam zupę warzywną uzyskując gęstą konsystencję sosu. Dzięki temu zarówno sola, jak i cukinia, nabrały dodatkowego aromatu słodkich warzyw. Wspominałam już, jak nie lubię marnować jedzenia i zrobienie takiego sosu z tego, co zostało z poprzednich dni, to dla mnie radość podwójna: kulinarna, bo smaczne i mentalna, bo trzymam się własnych zasad :-)
Kolacja była późna. Z racji spełniania się w innej mojej pasji -
fotografowaniu - posiłek przyrządziłam dopiero po powrocie do domu. Sałatka z jajkiem i płatkami migdałów :-) Do wyboru sałat dołożyłam cebulę czerwoną, paprykę żółtą i właśnie jajo na twardo i płatki migdałów. Świetny, lekki, choć treściwy posiłek. I powinnam się do czegoś przyznać. Jadąc z sesji, wpadłam w spory korek. Sięgnęłam zatem do zakupów, otworzyłam opakowanie sałaty i bez użycia rąk skubałam zielone liście :-) Wcześniej, oczywiście, upewniłam się, że sałata jest gotowa do spożycia, umyta. Ależ to wygoda :-)
wtorek, 16 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 3 Dzień 13
Dzień w podróży.
Rano przygotowałam sałatkę do pojemnika i trzymałam kciuki za samą siebie, aby nic mnie nie skusiło :-)
Na śniadanie zjadłam właśnie tę przygotowaną na szybko sałatkę - sałata lodowa, papryka czerwona, ogórek i plasterki indyka. Jadłam w samochodzie, gdyż właśnie wtedy przypadła moja pora śniadania. I bardzo się ucieszyłam, że nie musiałam liczyć na przypadkowe jadłodajnie, bo chwilowo jeszcze miewam problemy z wybraniem czegoś z menu :-(
I tutaj sobie pozwolę na małą dygresję w postaci hołdu złożonego gotowej sałacie lodowej - generalnie nie przepadam za gotowym "czymś", ale dla sałaty w opakowaniu robię wyjątek.Wiem, że lepsza jest samodzielnie porozdzierana, ale gdybym dziś miała zdążyć ją przygotować, zwyczajnie pojechałabym z niczym. Nie cierpię myć i kroić sałaty. Nie cierpię czekać, aż ocieknie, a nie używam suszarki do sałaty - może czas zacząć :-) I kocham gotową, umyta sałatę w opakowaniu. Cóż...
Obiad zjedliśmy z restauracji na obrzeżach Częstochowy.
Bez przekonania weszliśmy do tego dość specyficznego miejsca, ale ja byłam zachwycona. Mimo koszmarnie słabego wyboru, zamówiłam pierś z kurczaka w płatkach migdałów z sałatą i nie rozczarowałam się. Wyraźnie poprosiłam o to, aby nie było mącznej, czy bułczanej panierki i kelnerka obiecała osobiście przypilnować tego wymogu. Wyjaśniłam, że mam uczulenie na zboża i mogę się rozchorować. Takie wyjaśnienie sprawia, że jesteśmy traktowani poważnie.
Naprawdę, bardzo mi smakowało, ale to może głównie z powodu głodu i dlatego, że ktoś przygotował dla mnie świeże, soczyste i smaczne danie :-) Zwyczajnie lubimy być rozpieszczani :-)
Na kolację, już w domu, przygotowałam sobie jajko na miękko. Właśnie weszłam w fazę, która pozwala mi włączyć do diety jajko właśnie, a także orkisz. Miła odmiana. Jajko smakowało wybornie :-) Cóż, zawsze uważałam siebie za wielbicielkę jajek mimo, iż jednak odczuwam dyskomfort po ich zjedzeniu. Obiecuję nie nadużywać tej przyjemności :-) Może dzięki temu dolegliwości nie będą zbyt wielkie... :-)
Po kolacji "wciągnęłam" też opakowanie słonecznika. Obawiam się, że wzmaga się mój apetyt pod wpływem leków sterydowych, z którymi obecnie mam przyjemność :-( Tym bardziej dziwi mnie, że o poranku waga wskazała kolejne pół kilograma mniej. Zatem dobrze, organizm, choć karmiony, pozbywa się nie potrzebnego tłuszczu. Najwidoczniej uspakajam się pod względem metabolicznym, może nawet odżywiam i stąd taka reakcja.
Jak już wspominałam, utrata wagi nie jest moim celem w tym przypadku, ale przyjmuję ten fakt z prawdziwą przyjemnością i wdzięcznością. Organizm, który będzie miał mniej balastu, to zdrowsze serce i sprawniejsze kolana :-) Ileż można nosić taką nadwagę? I po co?
Przeszłam tyle diet, tyle starań wkładałam w przeszłości, aby zrzucić zbędne kilogramy i zazwyczaj efekty były marniejsze niż marne. Gdy lekarz powiedział, abym schudła, a ja opowiedziałam, jak i co jem, nie wierzył. Był najwyraźniej przekonany, że pomiędzy zdrowymi posiłkami pochłaniam całe stosy pączków :-) Podobnie dietetyczka, która kilka lat temu pomagała mi odciążyć stawy i pozbyć się oponek - gdy pokazałam jej zapiski z moich posiłków, była zdezorientowana, bo nie wiedziała, co poprawić, aby zadziałało...
I oto teraz nie ograniczam się ilościowo, jem gdy jestem głodna i tracę wagę.
A co zyskuję?
Poczucie panowania nad sobą i własnym życiem. Chęć do życia, robienia ciekawych rzeczy, spotykania się ludźmi. Zyskuję też gładkie miejsce na twarzy po wypryskach, mocne włosy, lżejszy krok. Warto, naprawdę wato :-)
Rano przygotowałam sałatkę do pojemnika i trzymałam kciuki za samą siebie, aby nic mnie nie skusiło :-)
Na śniadanie zjadłam właśnie tę przygotowaną na szybko sałatkę - sałata lodowa, papryka czerwona, ogórek i plasterki indyka. Jadłam w samochodzie, gdyż właśnie wtedy przypadła moja pora śniadania. I bardzo się ucieszyłam, że nie musiałam liczyć na przypadkowe jadłodajnie, bo chwilowo jeszcze miewam problemy z wybraniem czegoś z menu :-(
I tutaj sobie pozwolę na małą dygresję w postaci hołdu złożonego gotowej sałacie lodowej - generalnie nie przepadam za gotowym "czymś", ale dla sałaty w opakowaniu robię wyjątek.Wiem, że lepsza jest samodzielnie porozdzierana, ale gdybym dziś miała zdążyć ją przygotować, zwyczajnie pojechałabym z niczym. Nie cierpię myć i kroić sałaty. Nie cierpię czekać, aż ocieknie, a nie używam suszarki do sałaty - może czas zacząć :-) I kocham gotową, umyta sałatę w opakowaniu. Cóż...
Obiad zjedliśmy z restauracji na obrzeżach Częstochowy.
Bez przekonania weszliśmy do tego dość specyficznego miejsca, ale ja byłam zachwycona. Mimo koszmarnie słabego wyboru, zamówiłam pierś z kurczaka w płatkach migdałów z sałatą i nie rozczarowałam się. Wyraźnie poprosiłam o to, aby nie było mącznej, czy bułczanej panierki i kelnerka obiecała osobiście przypilnować tego wymogu. Wyjaśniłam, że mam uczulenie na zboża i mogę się rozchorować. Takie wyjaśnienie sprawia, że jesteśmy traktowani poważnie.
Naprawdę, bardzo mi smakowało, ale to może głównie z powodu głodu i dlatego, że ktoś przygotował dla mnie świeże, soczyste i smaczne danie :-) Zwyczajnie lubimy być rozpieszczani :-)
Na kolację, już w domu, przygotowałam sobie jajko na miękko. Właśnie weszłam w fazę, która pozwala mi włączyć do diety jajko właśnie, a także orkisz. Miła odmiana. Jajko smakowało wybornie :-) Cóż, zawsze uważałam siebie za wielbicielkę jajek mimo, iż jednak odczuwam dyskomfort po ich zjedzeniu. Obiecuję nie nadużywać tej przyjemności :-) Może dzięki temu dolegliwości nie będą zbyt wielkie... :-)
Po kolacji "wciągnęłam" też opakowanie słonecznika. Obawiam się, że wzmaga się mój apetyt pod wpływem leków sterydowych, z którymi obecnie mam przyjemność :-( Tym bardziej dziwi mnie, że o poranku waga wskazała kolejne pół kilograma mniej. Zatem dobrze, organizm, choć karmiony, pozbywa się nie potrzebnego tłuszczu. Najwidoczniej uspakajam się pod względem metabolicznym, może nawet odżywiam i stąd taka reakcja.
Jak już wspominałam, utrata wagi nie jest moim celem w tym przypadku, ale przyjmuję ten fakt z prawdziwą przyjemnością i wdzięcznością. Organizm, który będzie miał mniej balastu, to zdrowsze serce i sprawniejsze kolana :-) Ileż można nosić taką nadwagę? I po co?
Przeszłam tyle diet, tyle starań wkładałam w przeszłości, aby zrzucić zbędne kilogramy i zazwyczaj efekty były marniejsze niż marne. Gdy lekarz powiedział, abym schudła, a ja opowiedziałam, jak i co jem, nie wierzył. Był najwyraźniej przekonany, że pomiędzy zdrowymi posiłkami pochłaniam całe stosy pączków :-) Podobnie dietetyczka, która kilka lat temu pomagała mi odciążyć stawy i pozbyć się oponek - gdy pokazałam jej zapiski z moich posiłków, była zdezorientowana, bo nie wiedziała, co poprawić, aby zadziałało...
I oto teraz nie ograniczam się ilościowo, jem gdy jestem głodna i tracę wagę.
A co zyskuję?
Poczucie panowania nad sobą i własnym życiem. Chęć do życia, robienia ciekawych rzeczy, spotykania się ludźmi. Zyskuję też gładkie miejsce na twarzy po wypryskach, mocne włosy, lżejszy krok. Warto, naprawdę wato :-)
poniedziałek, 15 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 2 Dzień 12
Dziś kończę Fazę 2 i od jutra wprowadzam do mojej diety JAJKA!
I orkisz, zatem szykuje się pieczenie ciasteczek :-)
A tymczasem śniadanie gorące, gotowane, aromatyczne - płatki owsiane z płatkami migdałów :-) Po krótkim gotowaniu zmiksowałam wszystko, aby płatki szybciej rozmiękły i stworzyły gęstą konsystencję. Zatęskniłam już za gotowanym posiłkiem :-) Naprawdę można polubić płatki na wodzie, choć dla męża zrobiłam z dodatkiem banana :-) Pachniał ten banan zmiksowany z płatkami, w całej kuchni, ale nie obniżyło to walorów smakowym mojego śniadania bez banana :-)
Na drugie śniadanie przekąsiłam garstkę pistacji.
Te dostępne na naszym rynku są zazwyczaj solone i te także, ale można opłukać po obraniu i choć trochę soli ucieknie :-)
Pistacje uwielbiam za ich kremową konsystencję i słodycz, a nie lubię za konieczność obierania z łupinek :-)
Uwielbiam też ich zielony kolor, szczególnie w tym ciepłym pistacjowym odcieniu :-)
Obiad, to sałatka na bazie sałaty lodowej, szpinaku i rukoli z dodatkiem czerwonej papryki, ogórka i
indyka. Do tego chleb z masłem. Przyznam, że ostatnio rozsmakowałam się w chlebie z masłem - miałam jeść tylko masło klarowane, ale to, które kupuję, jest z dobrego źródła, a wkrótce mam nadzieję zrobić masło samodzielnie :-)
I pieczenie chleba - absolutnie mnie to czeka w najbliższym czasie. Mam mało zaufania do informacji na opakowaniach, bo prawie do wszystkiego dodaje się pszenicę :-(
Na kolację zupa. Wreszcie :-) Kremowa konsystencja, dużo aromatów i słodycz z warzyw. Mąż zapytał, czy dodałam marchewkę, bo smakowała marchewkowo :-) Oczywiście, marchewki tam być nie mogło (włączę ją dopiero w ostatniej, piątek fazie diety LEAP), ale była cebula, papryka czerwona, fenkuł, seler korzenny i
pokrojone bataty. Dodałam też mojej domowej produkcji kostki rosołowej i zupa wyszła rewelacyjna :-) Podana z listkami szpinaku i rukoli, smakowała wyśmienicie.
Tak się zachwycam tymi zupami o kremowej konsystencji, ale oprócz minerałów i niektórych witamin, zawierają też dużo błonnika. A przy dietach błonnik jest bardzo ważny, bo oczywistą sprawą jest, iż z czasem zaczynamy zmniejszać porcje jedzenia. Ważne, zatem, aby to, co jemy, posiadało substancje balastowe.
Zupy - krem także sycą, dbają o uczucie wypełnienia, co sprawia, iż nie poszukujemy w lodówce czegoś innego niż wiatru :-)
I orkisz, zatem szykuje się pieczenie ciasteczek :-)
A tymczasem śniadanie gorące, gotowane, aromatyczne - płatki owsiane z płatkami migdałów :-) Po krótkim gotowaniu zmiksowałam wszystko, aby płatki szybciej rozmiękły i stworzyły gęstą konsystencję. Zatęskniłam już za gotowanym posiłkiem :-) Naprawdę można polubić płatki na wodzie, choć dla męża zrobiłam z dodatkiem banana :-) Pachniał ten banan zmiksowany z płatkami, w całej kuchni, ale nie obniżyło to walorów smakowym mojego śniadania bez banana :-)
Na drugie śniadanie przekąsiłam garstkę pistacji.
Te dostępne na naszym rynku są zazwyczaj solone i te także, ale można opłukać po obraniu i choć trochę soli ucieknie :-)
Pistacje uwielbiam za ich kremową konsystencję i słodycz, a nie lubię za konieczność obierania z łupinek :-)
Uwielbiam też ich zielony kolor, szczególnie w tym ciepłym pistacjowym odcieniu :-)
Obiad, to sałatka na bazie sałaty lodowej, szpinaku i rukoli z dodatkiem czerwonej papryki, ogórka i
indyka. Do tego chleb z masłem. Przyznam, że ostatnio rozsmakowałam się w chlebie z masłem - miałam jeść tylko masło klarowane, ale to, które kupuję, jest z dobrego źródła, a wkrótce mam nadzieję zrobić masło samodzielnie :-)
I pieczenie chleba - absolutnie mnie to czeka w najbliższym czasie. Mam mało zaufania do informacji na opakowaniach, bo prawie do wszystkiego dodaje się pszenicę :-(
Na kolację zupa. Wreszcie :-) Kremowa konsystencja, dużo aromatów i słodycz z warzyw. Mąż zapytał, czy dodałam marchewkę, bo smakowała marchewkowo :-) Oczywiście, marchewki tam być nie mogło (włączę ją dopiero w ostatniej, piątek fazie diety LEAP), ale była cebula, papryka czerwona, fenkuł, seler korzenny i
pokrojone bataty. Dodałam też mojej domowej produkcji kostki rosołowej i zupa wyszła rewelacyjna :-) Podana z listkami szpinaku i rukoli, smakowała wyśmienicie.
Tak się zachwycam tymi zupami o kremowej konsystencji, ale oprócz minerałów i niektórych witamin, zawierają też dużo błonnika. A przy dietach błonnik jest bardzo ważny, bo oczywistą sprawą jest, iż z czasem zaczynamy zmniejszać porcje jedzenia. Ważne, zatem, aby to, co jemy, posiadało substancje balastowe.
Zupy - krem także sycą, dbają o uczucie wypełnienia, co sprawia, iż nie poszukujemy w lodówce czegoś innego niż wiatru :-)
sobota, 13 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 2 Dzień 10-11
Weekend poza domem, to komplikacje związane z dietą.
A jednak musi się udać, mam tyle wewnętrznej determinacji, że nawet nie biorę pod uwagę tego, iż mogłoby coś się nie udać :-)
Zadzwoniłam do hotelu i poprosiłam, aby w niedzielę na śniadanie przygotowano dla mnie sałatkę z sałaty, ogórka świeżego i papryki. Chleb będę miała swój, zatem będzie jak w domu :-) Sądzę, iż wybranie zupełnie niekłopotliwych produktów z mojego dozwolonego menu, to ukłon w stronę tych, którzy robią nam grzeczność.
Ale to nie jedyny telefon. Powtórzyłam prośbę w związku z niedzielnym uroczystym obiadem. Zadzwoniłam do gospodarzy i poprosiłam o ustalenie z restauracją małej "modyfikacji" mojego obiadu. Dowiedziałam się, przy okazji, że wokół będzie jedzony schab, rosół, galantyna, barszczyk z krokiecikiem, sałatka owocowa i... tort. Absolutnie nieziemski tort, który potrafi wykonać tylko jedna osoba na świecie :-) Przyznam, że jestem wielbicielką tego niepowtarzalnego smaku, bo przypomina mi kuchnię Babci.
Ale tym razem nie spróbuję, ani tortu, ani innych pysznych potraw.
I przyznam całkiem szczerze - jest mi przykro, bo zmartwiło to gospodarzy - usłyszałam, co było specjalnie dla mnie przygotowane, taki mały szantaż emocjonalny :-) Ale nie jest mi przykro, że zostaję przy swojej diecie - dobrej, bardzo dobrej diecie :-)
Zobaczymy, ile z moich postanowień uda się zrealizować w ten weekend. Oczywiście WSZYSTKIE! Przygotowałam pudełko z sałatką, drugie z zupą, migdały, słonecznik i orzechy ziemne na przekąskę. Mam też pojemnik nie udanych ciasteczek - z łyżeczką, aby łatwiej było zjadać :-)
Czuję się przygotowana :-)
Śniadanie jeszcze w domu - kanapka z indykiem. Oczywiście indyk upieczony przeze mnie, w liściach bazylii :-) Wcześniej pierś indyka marynowałam dwie doby w dozwolonych przyprawach, a w trakcie pieczenia, podlewałam wodą. Dzięki temu indyk jest aromatyczny, wilgotny i bardzo smaczny.
Obiad zjedliśmy w drodze - wbrew pozorom nie jest łatwo wybrać coś bez zakazanych produktów, zatem zjadłam piękny kawałek halibuta. Smakował doskonale, soczysty, dość tłusty i delikatny. Rewelacja :-) Generalnie jem mało ryb ostatnio, dobrze to zmienić :-)
Na kolację zjadłam zabraną z domu sałatkę. Smakowała doskonale, bo zdążyłam już bardzo się
przyzwyczaić do wyboru sałat, rukoli, słonecznika, papryki, ogórka... To połączenie zawsze jest strzałem w dziesiątkę :-) Posilenie się przed spotkaniem ze znajomymi, to doskonały pomysł, gdy się jest na tak specjalnej diecie. Bez wielkiego żalu patrzyłam na stół zastawiony pysznościami :-) Oczywiście są chwile delikatnej chęci, aby jednak sprawdzić, czy kiełbasa smakuje jak kiełbasa, a ser pleśniowy jak ser... Ale powstrzymanie się nie jest dramatem :-)
Niedzielne śniadanie w hotelu okazało się czystą przyjemnością :-) Miałam ze sobą mój własny chleb - żytni, na zakwasie, bardzo sycący i smaczny :-) Posmarowałam go hotelowym masłem, a na talerz nałożyłam kolorową paprykę, ogórki i sałatę. Okazało się, że zgłoszenie prośby dnia poprzedniego zaskutkowało przygotowaniem półmiska z papryką, ogórkiem i sałatą właśnie. Inni goście hotelowi także byli zachwyceni, bo nie byłam jedyną fanką papryki :-) Po takim śniadaniu może już być tylko dobrze :-)
Obiad jadłam przy suto zastawionym stole. Wokół mnie aromatyczny rosół, schab w aksamitnym sosie, nieziemski wybór wędlin, galantyna, galareta... Sałatki, surówki, owoce, ciasta... Oj, zrobiło się trudno. A jednak nawet przez chwilę nie miałam odruchu sięgnięcia po cokolwiek z zakazanej listy. Otrzymałam bardzo smaczny kawałek usmażonej piersi z kurczaka i sałatkę. Dziękuję mojej Cioci, że zadbała, abym i ja uczestniczyła czynnie w tej uczcie :-)
Na podwieczorek zjadłam moje ciasteczkowe muesli :-) Pudełeczko z ową kruszonką wyglądało mało zachęcająco, ale zrekompensowałam sobie tym posiłkiem wspaniały tort moje kuzynki :-) Jola robi najlepszy tort na świecie i ten także był wspaniały. Prawdopodobnie :-) Bo nie miałam odwagi, aby nawet powąchać :-)
Kolację zjadłam już w domu. Poprzedziło ją skubanie w drodze pistacji :-) Z ostatniej kromki chleba przygotowałam kanapkę z indykiem. Smakowało wybornie :-)
To był dobry weekend, dobry czas i poradziłam sobie z kulinarnymi pokusami.
I kilka moich refleksji:
A jednak musi się udać, mam tyle wewnętrznej determinacji, że nawet nie biorę pod uwagę tego, iż mogłoby coś się nie udać :-)
Zadzwoniłam do hotelu i poprosiłam, aby w niedzielę na śniadanie przygotowano dla mnie sałatkę z sałaty, ogórka świeżego i papryki. Chleb będę miała swój, zatem będzie jak w domu :-) Sądzę, iż wybranie zupełnie niekłopotliwych produktów z mojego dozwolonego menu, to ukłon w stronę tych, którzy robią nam grzeczność.
Ale to nie jedyny telefon. Powtórzyłam prośbę w związku z niedzielnym uroczystym obiadem. Zadzwoniłam do gospodarzy i poprosiłam o ustalenie z restauracją małej "modyfikacji" mojego obiadu. Dowiedziałam się, przy okazji, że wokół będzie jedzony schab, rosół, galantyna, barszczyk z krokiecikiem, sałatka owocowa i... tort. Absolutnie nieziemski tort, który potrafi wykonać tylko jedna osoba na świecie :-) Przyznam, że jestem wielbicielką tego niepowtarzalnego smaku, bo przypomina mi kuchnię Babci.
Ale tym razem nie spróbuję, ani tortu, ani innych pysznych potraw.
I przyznam całkiem szczerze - jest mi przykro, bo zmartwiło to gospodarzy - usłyszałam, co było specjalnie dla mnie przygotowane, taki mały szantaż emocjonalny :-) Ale nie jest mi przykro, że zostaję przy swojej diecie - dobrej, bardzo dobrej diecie :-)
Zobaczymy, ile z moich postanowień uda się zrealizować w ten weekend. Oczywiście WSZYSTKIE! Przygotowałam pudełko z sałatką, drugie z zupą, migdały, słonecznik i orzechy ziemne na przekąskę. Mam też pojemnik nie udanych ciasteczek - z łyżeczką, aby łatwiej było zjadać :-)
Czuję się przygotowana :-)
Na śniadanie kanapka z pieczonym indykiem :-) |
Obiad zjedliśmy w drodze - wbrew pozorom nie jest łatwo wybrać coś bez zakazanych produktów, zatem zjadłam piękny kawałek halibuta. Smakował doskonale, soczysty, dość tłusty i delikatny. Rewelacja :-) Generalnie jem mało ryb ostatnio, dobrze to zmienić :-)
Na kolację zjadłam zabraną z domu sałatkę. Smakowała doskonale, bo zdążyłam już bardzo się
Kolacja z sałatką w pokoju hotelowym :-) |
Śniadanie w hotelu - wystarczy poprosić, a otrzymamy paprykę, ogórek i sałatę. |
Obiad jadłam przy suto zastawionym stole. Wokół mnie aromatyczny rosół, schab w aksamitnym sosie, nieziemski wybór wędlin, galantyna, galareta... Sałatki, surówki, owoce, ciasta... Oj, zrobiło się trudno. A jednak nawet przez chwilę nie miałam odruchu sięgnięcia po cokolwiek z zakazanej listy. Otrzymałam bardzo smaczny kawałek usmażonej piersi z kurczaka i sałatkę. Dziękuję mojej Cioci, że zadbała, abym i ja uczestniczyła czynnie w tej uczcie :-)
Na podwieczorek zjadłam moje ciasteczkowe muesli :-) Pudełeczko z ową kruszonką wyglądało mało zachęcająco, ale zrekompensowałam sobie tym posiłkiem wspaniały tort moje kuzynki :-) Jola robi najlepszy tort na świecie i ten także był wspaniały. Prawdopodobnie :-) Bo nie miałam odwagi, aby nawet powąchać :-)
Kolację zjadłam już w domu. Poprzedziło ją skubanie w drodze pistacji :-) Z ostatniej kromki chleba przygotowałam kanapkę z indykiem. Smakowało wybornie :-)
To był dobry weekend, dobry czas i poradziłam sobie z kulinarnymi pokusami.
I kilka moich refleksji:
- bardzo ważne, aby wiedzieć, dlaczego coś się robi. Gdybym była na zwyczajnej diecie, która miałaby pozwolić mi schudnąć, pewnie sięgnęła bym po kilka produktów bardziej kalorycznych, zjada w małej ilości i poczuła się przez chwilę szczęśliwa :-) Ale wtedy byłoby mi jeszcze trudnej, a mój organizm poczułby ten brak konsekwencji. Świadomość, że jedząc spoza listy narażam siebie na niszczenie mojego własnego ciała, wyzwala inną, lepszą motywację.
- dla ludzi wokół to, iż jestem na tak specyficznej diecie jest niezrozumiałe. Mam mocny charakter i moi bliscy są przyzwyczajeni do tego, ze stawiam na swoim, aczkolwiek byłam namawiana do spróbowania tego, czy tamtego. Pełne żalu pytania, co ja będę jadła, ogrom zdziwienia, że "tego też nie???", bo wszystko naturalne, zdrowe, mało kaloryczne... Dieta, to coś więcej niż odłożenie schabowego na bok.
- ważne są proste instrukcje, gdyż inwencja twórcza nie ma granic :-) Nie można powiedzieć, że chce się sałatkę, bo dostaniemy posolone warzywa! Nawet w sałatce! Lepiej powiedzieć, aby pokrojono paprykę, ogórek i położono na talerzu :-)
- warto wyjaśniać, że robimy coś dla zdrowia i jak doskonale się z tym czujemy :-) O ile rzeczywiście dobrze się z tym czujemy, bo mimo wszystko musimy być szczerzy i wiarygodni w naszym ogólnym wyrazie. Czasem powiedzenie, jak nam trudno, dzieli ów trud na dwa. Czasem niestety, bywa pomnożeniem przez dwa, gdy cierpi z nami ta druga osoba :-) Ale warto zaryzykować i być sobą :-)
piątek, 12 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 2 Dzień 9
W ciągu pierwszych dwóch tygodni diety jest możliwe złe samopoczucie, gdy organizm się oczyszcza, zmiana pożywienia jest szokiem dla naszego układu trawiennego i wszystko się zmienia. Sądzę, że mnie to ominęło z prostego powodu - przed przystąpieniem do LEAP byłam już kilka tygodni na bezglutenie, bezmleku i bezjajku :-) Zatem było mi zwyczajnie lepiej :-)
Ale mimo wszystko, należy pamiętać, że negatywna reakcja organizmu nie jest stanem niepokojącym. Raczej brak tych oznak powinien wprowadzać zakłopotanie :-))
Zmiana w samopoczuciu jest tak ogromna, że korzyści z tego płynące przekonują mnie do bycia "twardą" w swoim postanowieniu. I nawet, gdy dziś kroiłam pachnącego, dojrzałego banana, aby dodać go do owsianki męża, nie czułam przymusu, aby także zasmakować tej zakazanej słodyczy. Brakuje mi pomarańczy, gruszek, jabłek, oczywiście. Ale jeszcze kilka tygodni i pewnie będę mogła coś-nie-coś zjeść owocowego :-)
Zatem śniadanie, to owsianka z ciasteczkami, a wersja dla męża, także z bananem. Sycące, wartościowe śniadanie. Dzisiejsza owsianka była bardziej zupą, bo nie zdążyła odparować, ale dzięki temu napełniła brzuszki nam po brzegi :-) Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do owsianki gotowanej na wodzie, że nawet nie dodaję do porcji męża mleka. Taka jest bardzo smaczna, słodka od samych płatków owsianych, choć dodaję ksylitol do smaku.
Obiad, niestety, bardzo późny. Byłam dziś zajęta i zwyczajnie nie miałam czasu zjeść :-( Sałatkę
zrobiłam już po śniadaniu, ale to nie pomogło, zabrakło tych kilku chwil na posiłek o czasie.
Sałatka z rukoli, ogórka świeżego i dodatku pieczonego indyka własnej produkcji :-)
Natomiast, mimo poszczenia od śniadania, po powrocie do domu poczułam ból brzucha i dyskomfort. Jednak nie powinnam omijać posiłków.
Kolacja - warzywa na parze z pulpecikiem z indyka i sosem migdałowym. Cukinia, marchewka i aromatyczne szparagi :-)
Warzywa parowałam gotując zupę, co sprawiło, iż smak cukinii, papryki i szparagów nabrał wyrazistości. Takie gotowanie jest także ekologiczne - korzystając z jednego urządzenia i tego samego czasu, przygotowuje się dwa posiłki :-)
Zupa wyląduje w zamrażarce, a część jutro zabiorę ze sobą :-)
Ale mimo wszystko, należy pamiętać, że negatywna reakcja organizmu nie jest stanem niepokojącym. Raczej brak tych oznak powinien wprowadzać zakłopotanie :-))
Zmiana w samopoczuciu jest tak ogromna, że korzyści z tego płynące przekonują mnie do bycia "twardą" w swoim postanowieniu. I nawet, gdy dziś kroiłam pachnącego, dojrzałego banana, aby dodać go do owsianki męża, nie czułam przymusu, aby także zasmakować tej zakazanej słodyczy. Brakuje mi pomarańczy, gruszek, jabłek, oczywiście. Ale jeszcze kilka tygodni i pewnie będę mogła coś-nie-coś zjeść owocowego :-)
Zatem śniadanie, to owsianka z ciasteczkami, a wersja dla męża, także z bananem. Sycące, wartościowe śniadanie. Dzisiejsza owsianka była bardziej zupą, bo nie zdążyła odparować, ale dzięki temu napełniła brzuszki nam po brzegi :-) Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do owsianki gotowanej na wodzie, że nawet nie dodaję do porcji męża mleka. Taka jest bardzo smaczna, słodka od samych płatków owsianych, choć dodaję ksylitol do smaku.
Obiad, niestety, bardzo późny. Byłam dziś zajęta i zwyczajnie nie miałam czasu zjeść :-( Sałatkę
zrobiłam już po śniadaniu, ale to nie pomogło, zabrakło tych kilku chwil na posiłek o czasie.
Sałatka z rukoli, ogórka świeżego i dodatku pieczonego indyka własnej produkcji :-)
Natomiast, mimo poszczenia od śniadania, po powrocie do domu poczułam ból brzucha i dyskomfort. Jednak nie powinnam omijać posiłków.
Kolacja - warzywa na parze z pulpecikiem z indyka i sosem migdałowym. Cukinia, marchewka i aromatyczne szparagi :-)
Warzywa parowałam gotując zupę, co sprawiło, iż smak cukinii, papryki i szparagów nabrał wyrazistości. Takie gotowanie jest także ekologiczne - korzystając z jednego urządzenia i tego samego czasu, przygotowuje się dwa posiłki :-)
Zupa wyląduje w zamrażarce, a część jutro zabiorę ze sobą :-)
czwartek, 11 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 2 Dzień 8
Zaczynam fazę drugą mojego programu powrotu do zdrowia :-)
I dopiero teraz zauważyłam, że tylko faza pierwsza ma aż siedem dni - następne mają po pięć dni, co oznacza, że zostało mi jeszcze dwadzieścia dni :-) No właśnie, dwadzieścia dni czego?
Zastanawiam się, czym jest obecny czas - pod względem kulinarnym i w obszarze samopoczucia i zmian, jakie we mnie zachodzą.
I muszę przyznać, że to naprawdę, naprawdę dobry czas. Świetnie się bawię rozwijając kreatywne myślenie, gdy robię zakupy i później komponuję z dozwolonych produktów posiłki. Wszystko bardzo mi smakuje, nic nie "rośnie" w buzi, mimo ograniczeń na talerzu jest kolorowo i różnorodnie. I co najważniejsze - samopoczucie. Mam siłę, energię, często uśmiecham się nawet do własnych myśli :-) Zyskuję spokój, swobodę decyzji, jasność umysłu. Czuję troszkę, jakbym wracała do czasów, gdy mój umysł świetnie pracował, chłonął wszystko wokół, bezbłędnie analizował i przetwarzał tysiące wiadomości. Ostatnio czułam się troszkę, jakbym miała ograniczoną pojemność pamięci :-) Taki zaśmiecony komputer, który pracuje coraz wolniej, coraz trudniej z niego wykrzesać satysfakcjonujący nas efekt. Była też ściana obojętności, przytępiona uwaga i zmysł poznania. Dla tych, którzy mnie znają, oczywiste były przyczyny związane z wydarzeniami ubiegłego roku. Ale ja czułam też fizjologiczną barierę własnego powrotu "do świata żywych".
Mam nadzieję, że obecna zmiana samopoczucia zostanie na dłużej :-) Pomoże w tym wiosna, kontynuowanie diety, włączenie ruchu....
A tymczasem śniadanie - dość nietypowo. Ciasteczka i pyszny rumianek.
Wspomniałam już, że mam ogromne łaknienie słodkiego. Miałam nadzieję, że przesłodzone ciasteczka pomogą, ale niekoniecznie. Rano dziś upiekłam kolejną porcję ciastek, tym razem z mniejszą ilością ksylitolu, z dodatkiem otrąb żytnich, płatków owsianych i mąki owsianej. Głównym składnikiem były migdały i orzechy ziemne - zmielone na mąkę. dodałam jeszcze masło klarowane i mąkę owsianą.
Czy można zrobić ciasteczka bez jajka, bez proszku do pieczenia i glutowatej pszenicy? Można, ale nazywanie ich ciasteczkami jest na wyrost :-) Kruszonka, czy masa ciasteczkowa, to lepsze określenia :-) Smak cudowny, ale nie trzymają się :-) Z kolejnymi eksperymentami poczekam do czasu, gdy do diety wprowadzę jajka, co nastąpi w fazie trzeciej, w dniu trzynastym :-)
Na obiad zupa - już się stęskniłam za kremowym smakiem i warzywnym aromatem kremu w kolorze
pomarańczy :-) Dziś zupa na bazie cebuli, czerwonej papryki, cukinii i selera naciowego z batatami. Oprócz soli nie dodałam żadnych przypraw, dzięki temu wydobyte zostało całe bogactwo smaków i aromatów samych warzyw. Pyszna, rozgrzewające i sycąca zupa :-) Polecam!
Kolację zjedliśmy w restauracji - od dłuższego już czasu wybieraliśmy się "na kaczuszkę" i nastąpił ten dzień :-) Nie pomogła przygotowana przeze mnie w domu pierś z kaczki :-)
Zatem kaczuszka i tyle. Zjadłam połowę kaczki bez surówek, bo wybór odstrasza dodatkami, a także nadal mogę tak niewiele...
I dopiero teraz zauważyłam, że tylko faza pierwsza ma aż siedem dni - następne mają po pięć dni, co oznacza, że zostało mi jeszcze dwadzieścia dni :-) No właśnie, dwadzieścia dni czego?
Zastanawiam się, czym jest obecny czas - pod względem kulinarnym i w obszarze samopoczucia i zmian, jakie we mnie zachodzą.
I muszę przyznać, że to naprawdę, naprawdę dobry czas. Świetnie się bawię rozwijając kreatywne myślenie, gdy robię zakupy i później komponuję z dozwolonych produktów posiłki. Wszystko bardzo mi smakuje, nic nie "rośnie" w buzi, mimo ograniczeń na talerzu jest kolorowo i różnorodnie. I co najważniejsze - samopoczucie. Mam siłę, energię, często uśmiecham się nawet do własnych myśli :-) Zyskuję spokój, swobodę decyzji, jasność umysłu. Czuję troszkę, jakbym wracała do czasów, gdy mój umysł świetnie pracował, chłonął wszystko wokół, bezbłędnie analizował i przetwarzał tysiące wiadomości. Ostatnio czułam się troszkę, jakbym miała ograniczoną pojemność pamięci :-) Taki zaśmiecony komputer, który pracuje coraz wolniej, coraz trudniej z niego wykrzesać satysfakcjonujący nas efekt. Była też ściana obojętności, przytępiona uwaga i zmysł poznania. Dla tych, którzy mnie znają, oczywiste były przyczyny związane z wydarzeniami ubiegłego roku. Ale ja czułam też fizjologiczną barierę własnego powrotu "do świata żywych".
Mam nadzieję, że obecna zmiana samopoczucia zostanie na dłużej :-) Pomoże w tym wiosna, kontynuowanie diety, włączenie ruchu....
A tymczasem śniadanie - dość nietypowo. Ciasteczka i pyszny rumianek.
Wspomniałam już, że mam ogromne łaknienie słodkiego. Miałam nadzieję, że przesłodzone ciasteczka pomogą, ale niekoniecznie. Rano dziś upiekłam kolejną porcję ciastek, tym razem z mniejszą ilością ksylitolu, z dodatkiem otrąb żytnich, płatków owsianych i mąki owsianej. Głównym składnikiem były migdały i orzechy ziemne - zmielone na mąkę. dodałam jeszcze masło klarowane i mąkę owsianą.
Czy można zrobić ciasteczka bez jajka, bez proszku do pieczenia i glutowatej pszenicy? Można, ale nazywanie ich ciasteczkami jest na wyrost :-) Kruszonka, czy masa ciasteczkowa, to lepsze określenia :-) Smak cudowny, ale nie trzymają się :-) Z kolejnymi eksperymentami poczekam do czasu, gdy do diety wprowadzę jajka, co nastąpi w fazie trzeciej, w dniu trzynastym :-)
Na obiad zupa - już się stęskniłam za kremowym smakiem i warzywnym aromatem kremu w kolorze
pomarańczy :-) Dziś zupa na bazie cebuli, czerwonej papryki, cukinii i selera naciowego z batatami. Oprócz soli nie dodałam żadnych przypraw, dzięki temu wydobyte zostało całe bogactwo smaków i aromatów samych warzyw. Pyszna, rozgrzewające i sycąca zupa :-) Polecam!
Kolację zjedliśmy w restauracji - od dłuższego już czasu wybieraliśmy się "na kaczuszkę" i nastąpił ten dzień :-) Nie pomogła przygotowana przeze mnie w domu pierś z kaczki :-)
Zatem kaczuszka i tyle. Zjadłam połowę kaczki bez surówek, bo wybór odstrasza dodatkami, a także nadal mogę tak niewiele...
środa, 10 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 1 Dzień 7 - szparagi!
Kończę dziś jedną z pięciu faz mojej specjalnej diety. Nie tylko nie robię sobie źle jedzeniem nie odpowiednim, ale także robię sobie dobrze tym właściwym. I właśnie to "dobrze" dziś mogłam zaobserwować w samopoczuciu i ... i... wadze :-) Celem mojej diety nie jest odchudzanie, ale osiągnięcie dobrego stanu zdrowia, ale jeśli niejako "przy okazji" gubię kolejne kilogramy, jest mi zwyczajnie miło :-) Zmniejsza się oponka brzuszna, całkiem nie tak dawno kupione spodnie zsuwają się z bioder bez rozpinania :-) Ale od razu zaznaczam, że spodnie mają duuuuży rozmiar, kupiłam je w fazie największego przyrostu kochanego ciałka :-)
Po wczorajszej krewetkowej kolacji czułam delikatne obciążenie, rodzaj wypełnienia, bo sporo było do strawienia :-) Zatem śniadanie dość lekkie - sałatka z kromką chleba. Nie ma tego na zdjęciu, ale chleb posmarowałam dość grubo masłem. Natomiast sałatka ma dodatek majonezu domowej roboty. Smakowało bardzo dobrze.
Odwiedziłam dziś Osteopatę. Ponaciskał, powykręcał, zmusił moje ciało do pracy i gdy wyszłam z gabinetu, świat mi się rozświetlił :-) Zrobiło się błogo, miło i pięknie, zatem gdy poszłam na zakupy i zobaczyłam białe szparagi, nie mogłam się powstrzymać od zakupu obiad przygotowałam białe szparagi na parze z sałatką (rukola, zielony ogórek, seler naciowy i sos winegret). Smak szparagów o tej porze roku, gdy musiały dodatkowo pokonać drogę z Peru do Polski, nie powala, ale miła odmiana dla podniebienia :-) Szparagi lubią sosy kremowe, delikatne dodatki, zatem rukola ze swoim aromatem nie do końca jest odpowiednia, a jednak smakowała doskonale. Następnym razem spróbuję zrobić delikatny sos migdałowy - lekko słodki, może z dodatkiem gałki muszkatołowej :-) Ostatnio mam fantazje kulinarne, bo tak mocno odczuwam smaki, aromaty i tak doskonale czuję się po tych posiłkach, że zwyczajnie jeszcze bardziej lubię jeść :-)
Na kolację zjedliśmy pieczone "kulki" z indyka z warzywami i wspaniałym sosem migdałowym. Cukinia została ugotowana na parze, co wpłynęło na jej delikatny smak (mąż stwierdził, że dziś wyjątkowo mu smakowała :-). Kulki z indyka dostarczyły dziennej porcji białka :-)
A oto przepisy:
KULKI Z INDYKA
SOS MIGDAŁOWY
Po wczorajszej krewetkowej kolacji czułam delikatne obciążenie, rodzaj wypełnienia, bo sporo było do strawienia :-) Zatem śniadanie dość lekkie - sałatka z kromką chleba. Nie ma tego na zdjęciu, ale chleb posmarowałam dość grubo masłem. Natomiast sałatka ma dodatek majonezu domowej roboty. Smakowało bardzo dobrze.
Odwiedziłam dziś Osteopatę. Ponaciskał, powykręcał, zmusił moje ciało do pracy i gdy wyszłam z gabinetu, świat mi się rozświetlił :-) Zrobiło się błogo, miło i pięknie, zatem gdy poszłam na zakupy i zobaczyłam białe szparagi, nie mogłam się powstrzymać od zakupu obiad przygotowałam białe szparagi na parze z sałatką (rukola, zielony ogórek, seler naciowy i sos winegret). Smak szparagów o tej porze roku, gdy musiały dodatkowo pokonać drogę z Peru do Polski, nie powala, ale miła odmiana dla podniebienia :-) Szparagi lubią sosy kremowe, delikatne dodatki, zatem rukola ze swoim aromatem nie do końca jest odpowiednia, a jednak smakowała doskonale. Następnym razem spróbuję zrobić delikatny sos migdałowy - lekko słodki, może z dodatkiem gałki muszkatołowej :-) Ostatnio mam fantazje kulinarne, bo tak mocno odczuwam smaki, aromaty i tak doskonale czuję się po tych posiłkach, że zwyczajnie jeszcze bardziej lubię jeść :-)
Na kolację zjedliśmy pieczone "kulki" z indyka z warzywami i wspaniałym sosem migdałowym. Cukinia została ugotowana na parze, co wpłynęło na jej delikatny smak (mąż stwierdził, że dziś wyjątkowo mu smakowała :-). Kulki z indyka dostarczyły dziennej porcji białka :-)
A oto przepisy:
kulki z indyka |
- mięso mielone z indyka
- cebula (udusić na maśle klarowanym)
- przyprawy: papryka, bazylia, kurkuma, pieprz kajeński...
- kostka bulionowa (domowej produkcji)
- otręby żytnie
SOS MIGDAŁOWY
- cebula
- cukinia
- seler naciowy
- kostka bulionowa (domowa)
- szparagi
- płatki migdałów
- przyprawy
- woda
wtorek, 9 kwietnia 2013
Dieta LEAP Faza 1 Dzien 6 - ciasteczkowo :-)
owsianka z ciasteczkami |
Owsianka jest jedną z naszych ulubionych potraw na śniadanie. Świadomość dobroczynnego w skutkach posiłku sprawia, że wstajemy od stołu z większą energią, optymizmem i pełnym brzuszkiem :-) Sycące właściwości owsianki wiążą się z dużą zawartością błonnika i białka. Owsianka, to także kwas foliowy, upiększająca witamina E i tiamina (witamina B1). Owies jest wdzięcznym składnikiem ciasteczek - mąka ma charakterystyczny, słodkawy smak i jako dodatek doskonale zespala ciasto. Ja moje ciasteczka i kruche spody dotąd robiłam wyłącznie na mące migdałowej (starte migdały), ale dodatek mąki owsianej sprawia, że ciasteczka są delikatniejsze w smaku :-)
Na obiad zrobiłam kolejną zupę - czary-mary :-) Czyli sprawdzam, co mam w lodówce i z tego gotuję :-) Tym razem papryka, seler naciowy i bataty :-) Sytuację uratował mój bulion własnej produkcji :-) Zupa wyszła znakomita, naprawdę smaczna, aromatyczna. Część papryki (tym razem czerwoną) zmiksowałam razem z zeszkliwioną cebulą, dzięki temu zupa zyskała aksamitną konsystencję i gęstość. Kawałki selera naciowego, żółtej papryki i bataty smakowały słodko, choć sama zupa - dzięki dodanej w trakcie gotowania bazylii - miała wyrazisty ziołowy aromat.
Podwieczorek skromny - ciasteczko owsiane z migdałami i pyszna herbatka rumiankowa :-) Zrobiło się miło i naprawdę, naprawdę słodko :-)
Kolację zjadłam w przemiłym towarzystwie :-) Spotkanie z Przyjaciółką jest zawsze miłe, ale gdy spotykamy się wreszcie po długim czasie i rozmawiamy, jakbyśmy widziały się wczoraj - bezcenne :-) To pokazuje, jak głębokie i dobre są te relacje. Dziękuję, Kochana :-)
A spotkałyśmy się w lubianej przez nas restauracji i delektowałyśmy się krewetkami :-) Do tego grzanki pszenne, które grzecznie oddałam :-) I wspaniała sałata, na życzenie z zielonym ogórkiem, zamiast z pomidorkami koktajlowymi :-)
Dużo uśmieszków przy tej kolacji, ale krewetki były tak pyszne, tak dobrze zrobione, że zanim pomyślałam, aby zrobić zdjęcie, na moim talerzu można było znaleźć co najwyżej kilka smakowitych, ale nie smacznych ogonków :-)
To był dobry dzień, już szósty. Zmartwiło mnie to, jak trudno było wybrać z karty coś, co by było odpowiednie przy mojej diecie. Ale dla chcącego nic trudnego :-) Z wielką przyjemnością dotrwam do końca Fazy 5, aby zjeść i marchewkę, i jajko, i pomidorek koktajlowy :-)
Mam jeszcze jedną refleksję w temacie mojej diety. Nie jestem głodna. Oczywiście zdarza się, że coś mnie zatrzyma, zajmie i zjadam później niż zwykle i odczuwam głód, ale z pewnością nie mam tego nieprzyjemnego ssania po posiłku. Najadam się, smakuje mi, potrafię się delektować i cieszyć smakami, aromatami i fakturą - dzisiejsze krewetki smakowały jak żadne inne. No, może z wyjątkiem tych, które potrafi przygotować nasz dobry kolega :-) Tamte krewetki, to dzieło sztuki i już jesteśmy umówieni na wspólne gotowanie - będę się uczyć :-))) Nie mogę się doczekać :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)