czwartek, 9 maja 2013

Gdy tyramina staje się groźna.

Od Pani Doktor Dietetyk otrzymałam listę produktów, w których występuje tyramina. Zaburzenia w zakresie metabolizowania tyraminy mogą powodować takie dolegliwości jak wzrost ciśnienia tętniczego, ogólne pogorszenie samopoczucia, a objawy te często nie są łączone z dietą. Zatem ważne, aby obserwować swoje reakcje po ok. 2-3 godzinach po spożyciu posiłków zawierających wskazane produkty. Może się bowiem okazać, że nasz organizm nie wytwarza istotnego dla rozkładania tyraminy enzymu MAO i nagromadzenie się tej aminy w organizmie może spowodować poważne dla zdrowia skutki.

Monoaminooksydaza, czyli w skrócie enzym MAO występuje w wielu tkankach ustroju i jest pomocny przy rozkładaniu ważnych dla organizmu amin. Dopiero w wyniku metabolizowania mamy możliwość korzystania z wielu substancji chemicznych lub unieszkodliwianie innych. Nic zatem dziwnego, iż niedobór enzymów MAO stanowi poważny problem. Generalnie mało który lekarz poszukuje przyczyn wzrostu ciśnienia tętniczego, czy narastających stanów lękowych, depresyjnych właśnie w obszarze gospodarowania enzymami, czy po prostu w diecie.

Tyramina występuje w takich produktach jak czerwone mięsa, ryby, pomidory, kiszonki, szpinak, grube fasole, soja. Zawierają ją także owoce cytrusowe, przejrzałe banany, avocado, figi, rodzynki, maliny, truskawki, daktyle, ciemne śliwki... Im owoc bardziej dojrzały, tym więcej tyraminy zawiera. Aminę tę znajdziemy także w nabiale, szczególnie w serach pleśniowych, wędzonych, żółtych, ale także we wszystkich fermentowanych produktach mlecznych. Bogate w tyraminę są także orzechy włoskie, kakao, czekolada, drożdże, octy inne niż spirytusowy, wina, piwa, likiery, mocna herbata czarna, czy dziurawiec.

Warto ograniczyć spożywanie tych produktów przy stanach depresyjnych, niepokoju, lękowych, przy obciążeniach wątroby i oczywiście przy wysokim ciśnieniu.

Śniadanie, to ogórek zielony. Wybrałam bezpieczne warzywo, bo od rana źle się czuję :-( Zaszkodziły wczorajsze szaleństwa kebabowe. Mam wrażenie, że mój organizm jest zatruty, cały chory, boli brzuch, odczuwam dyskomfort i najchętniej bym schowała się w łóżku.
Wypiłam herbatę z rumianku i pokrzywy, łyżeczkę zmielonego ostropestu i trzeba czekać na poprawę samopoczucia.
Obiecuję nie robić takich głupstw jak wczorajszy kebab. Co mi to dało? Ani smacznie, ani zdrowo, ani teraz dobrze... Miło było przespacerować się z mężem, ale to można robić bez trucia się :-)

Na drugie śniadanie zjadłam ciasteczko własnej produkcji. Zrobiłam specjalną "mąkę", część połączyłam z rozpuszczonym masłem, żółtkiem i ubitą pianą z białka, uformowałam ciasteczka i piekłam początkowo podsuszając, a później krótko w 180 stopniach. Ciasteczka są bez mąki zbożowej, zatem bezglutenowe, bez mleka, ale za to z wieloma zdrowymi komponentami :-)

Obiad, to fasola czerwona w sosie pomidorowym z marchewką. Z racji braku czasu rozmroziłam z przepastnych zasobów mojej zamrażarki :-) Mało kreatywnie, ale przynajmniej białkowy posiłek za nami.

Podwieczorek, który okazał się kolacją, to surówka z marchewki z gruszką, sokiem z cytryny i odrobiną oliwy. Odkąd mam mój cudowny pomocnik kuchenny, zrobienie surówki trwa sekundy :-) Zdążyliśmy, zatem, przed wieczornym wyjściem zjeść szybką surówkę. Liczyliśmy na kolację na mieście, ale zabrakło czasu. Na szczęście, bo daliśmy szansę organizmom, aby jakoś sobie poradziły z fasolką... :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz