Pierwszy raz pomarańcze wprost z drzewa jadłam w Iranie. Jadąc samochodem z Teheranu na południe, zatrzymaliśmy się przy drodze i kupiliśmy worek pomarańczy. Sprzedawane jak nasze jabłka, czy ziemniaki (na worki), miały jeszcze listki przy "ogonkach ". I ten charakterystyczny żółty nalot. A smak? Dla nas absolutnie nie zwykły. Zupełnie nie podobny do tego, który znamy - kwaśnego, chemicznego. Te pomarańcze smakują cudownie!
Na śniadanie znów pomidory, do tego ogórki, ciabata i jogurt naturalny. Do picia, natomiast, napar z świeżej mięty. Kupiliśmy wczoraj aromantyczny pęczek i dziś zaparzyłam z rumiankiem. Pyszne :-)
Obiad, to zupa przygotowana przez Męża :-) Ziemniaki, marchewka, kalafior i przywieziona domowa kostka warzywna. Uwielbiamy zupy, szczególnie te na gorąco, nawet latem :-) Mąż spisał się znakomicie.
W międzyczasie były, oczywiście, pomarańcze :-) Ze słonecznikiem :-)
Na wstępie podano nam dzbanek czerwonego wina. Następnie grecka sałatka z tymi wspaniałymi pomidorami, o których już wspominałam :-) Do tego wspaniałe pieczywo, aromatyczna oliwa (produkowana przez właściciela) i tzatzyki.
Kolejną potrawą były faszerowane i pieczone warzywa: pomidor, papryka i cukinia. Delikatny smak farszu przenikał aromat mięty i innych ziół. Yamista, bo tak się nazywa ta potrawa, podawana jest jako ciepła przekąska, ale proszę mi wierzyć, zazwyczaj wystarcza jako danie główne :-) Dodatek sosu tzatzyki lub jogurtu naturalnego łagodzi intensywne aromaty przypraw.
Wreszcie danie główne: moussaka :-) Z odrobiną mielonego mięsa, bakłażanami, wspaniałym sosem beszamelowym zapieczonym tak, aby powstała chrupiąca skórka. Ponieważ nie jem sera żółtego (produkt "czerwony"), zawsze pytam, czy aby w serwowanej moussace nie ma tego składnika i zazwyczaj kucharki mocno się oburzały. O co ja je podejrzewam? Hmmmm.... O pójście na skróty?
Na deser arbuz z nektarynami i rakija :-)
Przyznam, że to kulinarne szaleństwo spowodowało solidny zawrót głowy :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz